Ostatnie miesiące przynoszą masę pozytywnych zaskoczeń. Japońskie gry podbijają świat jak za dawnych dobrych czasów. Produkcje z Kraju Kwitnącej Wiśni przedzierają się do growego mainstreamu. Jednak na rynku nadal pojawiają się tytuły skierowane do wiernych fanów japońszczyzny. Tytuły super niszowe, które odrzuca od siebie resztę. Taką opinię miałem o Toukiden 2 na kilka chwil przed odpaleniem gry po raz pierwszy. Czy po ponad 30 godzinach rozgrywki coś zmieniło się w tej kwestii?
Moje pozytywne zdanie na temat najnowszej produkcji Omega Force powinno znajdować się gdzieś w odmętach internetu. Ze względu na charakter recenzji nie mogłem pobawić się w swoje wywody i inne pierdoły związane z grą. Z tego powodu postanowiłem się podzielić nimi w trochę innym miejscu i w swobodnej, blogowej formie.
Historia Toukiden 2 podzielona jest na 7 rozdziałów, z których pierwsze 6 to podstawowa fabuła. Ostatni fragment rozgrywki to typowe post-game i czyszczenie jeszcze niezaliczonych polowań. Możliwe że po jego ukończeniu pojawia się coś więcej ale sam nie miałem okazji jeszcze zaliczyć Toukiden 2 na 100%. Jednak to co widziałem zaskoczyło mnie bardzo pozytywnie i jednocześnie pozostawiło po sobie uczucie niedosytu. Z jednej trony mamy raczej sztampową fabułę o byciu wybrańcem i jedynym, który może uratować świat. Z drugiej cała środkowa część Toukiden 2 poświęcona jest konfliktowi pomiędzy dwoma ugrupowaniami ludzi. Mamy przyjezdnych i miejscowych, którzy nie potrafią się ze sobą dogadać.
Obie grupy muszą się ze sobą dogadywać by przetrwać. Istnieje pomiędzy nimi masa złej krwi i konfrontacja zdaje się być nieubłagana. Przyjezdni to uciekinierzy przed wojną, którzy nie wpisują się w lokalne tradycje i zasady. Miejscowi boją się obcych i interesują się tylko własnym bezpieczeństwem. Taka dynamika wydaje się interesująca i nadaje Toukiden 2 lekko politycznego charakteru. Szkoda że nie skupiono się bardziej na tym elemencie. Gdyby twórcy poszli w stronę Dragon Age 2 i skoncentrowali się właśnie na tym konflikcie to produkcja Koei Tecmo byłaby czymś zdecydowanie więcej niż tylko kolejną grą typu Monster Hunter.
Koniec końców ten wątek zostaje zarzucony i ludzki w pewnym momencie wspólnie śpiewają Kumbaya przy ognisku. Niby większe zagrożenie zmusza do budowania sojuszy i tak dalej ale wolałbym coś bardziej dosadnego i rzeczywistego a nie trzymanie się za ręce i współpracę dla dobra ogółu.
Rozgrywka Toukiden 2 wciągnęła mnie jak bagno. W końcu w niecały tydzień nabiłem około 30 godzin gry. Nie zdarza się to zbyt często z powodu innych obowiązków. W praktyce prawie cały weekend przesiedziałem przy konsoli.
Oprawa graficzna gry jest trochę archaiczna. Tytuły tworzone równocześnie na PS4 i PS Vita mają to do siebie, że nie powalają wyglądem. Jest przyzwoicie ale mogłoby być znacznie lepiej. Postacie wyglądają jak wyjęte żywcem z Dynasty Warriors 6. Lokacje są znośne i momentami wyglądają naprawdę fajnie. Moim faworytem jest pustynia z resztkami rozbitych statków.
Nie nazwałbym siebie największym fanem Monster Hunterów. Dobrze wspominam kilka gier z tego gatunku ale nie jestem im oddany tak jak kilku moich znajomych. Zazwyczaj nie mam cierpliwości do tego typu gier i uderzam w niewidzialną ścianę, gdzie ilość grindu zdecydowanie przewyższa współczynnik fun. W wypadku Toukiden 2 nie doszedłem jeszcze do tego momentu. Dlatego na dzień dzisiejszy moja pozytywne opinia może być trochę przekoloryzowana.
Omega Force dokonało czegoś naprawdę niezwykłego. Twórcom udało się przeobrazić przeciętny klon Monster Huntera w solidną grę. Pierwsza odsłona serii pozostawała wiele do życzenia. Toukiden 2 naprawia błędy poprzednika i rozbudowuje rozgrywkę w interesujący sposób. Dzięki temu finalny produkt ma szansę nie tylko na wyjście z cienia Monster Hunter, ale także zaistnienia na rynku jako dobra gra RPG.