Dalej warto zagrać w Bulletstorm - Danteveli - 15 kwietnia 2017

Dalej warto zagrać w Bulletstorm

W 2011 roku Bulletstorm wydawał się być mocnym kandydatem do miana najlepszej polskiej gry jaka kiedykolwiek powstała. Zakręcony shooter miał w sobie to coś, co przyciągało. Z perspektywy 2k17 stawianie na podium czegoś co nie nazywa się Wiedźmin 3 jest uznawane za bluźnierstwo. Dlatego nawet jakbym miał inną opinię to jej nie wyrażę i w tym miejscu składam hołd produktowi Cd Projekt. Sam Bulletstrom pojawił się w odświeżonej wersji na konsolach obecnej generacji. Zdecydowałem się sprawdzić jaki będzie mój stosunek do tego tytułu po 6 latach od oryginalnej premiery. Czy gierka People Can Fly dalej warta jest naszej kasy?

 

Opisywanie fabuły durnej strzelanki wydaje się być głupim pomysłem. Kolejna historia w stylu „zabili go i uciekł” nie robi na nikim wrażenia. Bulletstorm serwuje nam standardową zemstę komandosów wykiwanych przez swojego przełożonego. Z początku gra wydaje się standardowym bro shooterem z masą wulgaryzmów dorzuconych dla klimatu. Prawdą jest jednak, że gra serwuje nam odrobinę czegoś więcej. Główny bohater przechodzi pewną metamorfozę i nie jest tylko kimś doklejonym do gnata. Gray ma kilka momentów, gdy staje się prawdziwą postacią, która ma jakieś motywacje i uczucia. Nie należy jednak spodziewać się zbyt wiele. W końcu w tej gierce mamy sekcję, gdzie sterujemy wielkim dinozaurem i rozwalamy nim ludków.

Siłą Bulletstorm jest rozgrywka. Gra na pierwszy rzut oka wygląda jak każdy inny pierwszoosobowy shooter, którego akcja osadzona jest na obcych planetach. Tym co czyni polską produkcję wyjątkowa jest system skillshot. Za pokonywanie wrogów w ciekawy sposób nagradzani jesteśmy punktami, które wymieniamy na amunicję alternatywny tryb strzelania i ulepszenie naszego ekwipunku. Wrogów pokonujemy z klasą i wykonujemy widowiskowe tricki, które czynią ten tytuł FPSową wersją Tony Hawk Pro Skater. Korzystając z kopniaka i specjalnego energetycznego bicza możemy wyrzucać wroga w powietrze lub przyciągać go do siebie. Wtedy przeciwnik porusza się w zwolnionym tempie a my mamy okazję wpakować w niego magazynek. To tylko najprostsza z wielu sztuczek jakie możemy w grze wykonać. Cała zabawa opiera się na szukaniu ciekawych sposobów na uporanie się z brzydalami. Każdy fragment mapy naszpikowany jest rożnymi elementami, które możemy wykorzystać podczas wykańczania przeciwników. Dzięki tym elementom dynamika walki Bulletstorm nie przypomina żadnej innej gry FPP. Jeśli musiałbym porównać ten tytuł do jakiejś innej strzelanki to zapomniane The Club ma najwięcej podobieństw do omawianej gry.

 Muszę wspomnieć o trybie multiplayer, który jest naprawdę fajny. Mamy tu coś w rodzaju hordy z twistem w stylu Bulletstorm. Czteroosobowy zespół odpiera fale najeźdźców. Naszym zadaniem nie jest jednak tylko przetrwanie ale uzbieranie określonej ilości punktów za stylowe zabijanie przeciwników. Każdy kolejny etap to wyższy pułap punktów i kombinowane jak wykręcać dobre wyniki. To sprawia, że kooperacja w Bulletstrom ma naprawdę niepowtarzalny charakter i pozwala nam na rozgrywkę niespotykaną w innych grach. Oczywiście do sukcesu niezbędny jest zgrany zespół. Granie z randomami może prowadzić do wyrywania włosów z głowy i wyzywania. 

W remasterze Bulletstorm interesowała mnie najbardziej kwestia poboczna. Dodatek dorzucany za darmo do pre-orderów przyciągnął moją uwagę bardziej niż możliwość zagrania w świetny tytuł. Kiedy usłyszałem, że Duke Nukem pojawi się kolejnej gierce to przez moją głowę przeszedł szereg myśli. Pierwsze było - Dlaczego? Potem rozmyślałem nad kompletnym skopaniem legendy jednego z moich ulubionych bohaterów. W końcu Duke Nukem 3D wywarło na mnie olbrzymie wrażenie. Koniec końców zdecydowałem, że może wyjść z tego coś fajnego.

 

Dlatego byłem strasznie zawiedziony, gdy przeszyło mi przetestować możliwość grania Księciem. Nie wiem czego się spodziewałem ale liczyłem chyba na trochę więcej, niż kilka kiepskich żartów. Bulletstorm pozwala nam pograć w tryb kampania, gdzie główny bohater zostaje zastąpiony przez nasterydowanego blondyna. Jednak pozostałe podacie nie zdają sobie sprawy z tego, że gadają z Księciem. Duke rzuca jakieś denne żarty albo powtarza te same kwestie co klon Wolverine'a. Szkoda bo humor jakoś specjalnie się nie klei a Duke wychodzi na jeszcze bardziej żałosną postać niż ten smutny ludek z Duke Nukem Forever. Wygląda na to, że wyrosłem z jarania się tekstami Księcia I magia dawnych lat już nie powróci. Z tego powodu odradzam wydawanie 5$ (tyle sobie Gearbox życzy za ten kawałek DLC po premierze gry). Lepiej ogrywać podstawkę I zapomnieć o istnieniu Nukema.

Bulletstrom nadal spisuje się świetnie. Zakręcony arcade FPS nadal wyróżnia się z tłumi innych pierwszoosobowych strzelanek. Mocna baza w postaci świetnej rozgrywki sprawia, że nawet po 6 latach człowiek bawi się przy tej grze świetnie. Dlatego jeśli ktoś jeszcze nie grał w Bulletstorm to pojawiła się dobra okazja aby ten tytuł nadrobić. Reszta nie musi kupować tego remastera. No chyba że podobnie jak w moim wypadku łatwiej jest wam wydać kasę niż grzebać w swojej stercie gier i konsol.  

Danteveli
15 kwietnia 2017 - 20:20