Valkyria Chronicles to jedna z najciekawszych gier wydanych na konsole poprzedniej generacji. Świetna taktyczna gra role playing nie odniosła zbyt wielkiego sukcesu. Z tego powodu kontynuacje pojawiły tylko na PlayStation Portable. Wszyscy myśleli, że oznaczyło to koniec cyklu. Jednak niespodziewany sukces portu oryginalnej gry na Steam sprawił, że Valkyria nabrała wiatru w żagle. Sukces tamtego portu/remastera był impulsem do powstania Valkyria Revolution. Czy oznacza to, że fani serii w końcu otrzymali długo wyczekiwaną kontynuację genialnej gry SRPG?
Od razu na wstępie napisze, że Valkyria Revolution znane także jako Valkyria Azure Revolution jest swego rodzaju spin-offem serii Valkyria Chronicles. Mamy tytuł wykorzystujący pewne elementy z tamtych gier. Jednak zamiast taktycznej rozgrywki SRPG mamy do czynienia z tak zwanym Action RPG. Nie muszę chyba pisać, ze nie jest to coś na co czekali fani serii.
Fabuła Azure Revolution opowiada o losach grupy Pięciu Zdrajców, którzy doprowadzili swoją ojczyznę do wojny z wielkim mocarstwem. Historia przedstawiona jest w formie rozmowy pewnego studenta z historykiem, który posiada prawdziwą wiedzę na temat zdarzeń sprzed 100 lat. W ten sposób dowiadujemy się o tym jakie akcje doprowadziły do uznania bohaterów gry za zdrajców i zbrodniarzy.
Valkyria Revolution mogła być kolejną grą przedstawiającą typową historię zemsty lub opowiastkę o walce dobra ze złem. Na szczęście tak nie jest źle i zamiast trywialnej historyjki mamy coś znacznie ciekawszego. Prezentuje się nam opowieść o tym jak zemsta potrafi zrujnować życie i jak wielkie są koszty postępowania kogoś zaślepionego przez własny ból. Działania bohaterów nie są gloryfikowane a wręcz przeciwnie. Oglądamy jak ich manipulacje i machinacje prowadzą do śmierci wielu niewinnych osób. Dodatkowo mamy okazje oglądać spojrzenie na konflikt z dwóch stron toczących ze sobą bitwy. Widzimy jak media i władcy manipulują wydarzeniami tak aby pozyskać przychylność mas, które posyłane są na śmierć. Może przesadnie analizowałem każdą ze scenek, ale pierwszy raz miałem wrażenie, ze ktoś przyłożył się do ukazania wojny ze strony ludności cywilnej. Oczywiście nie jest tak, że cała fabuła jest idealna. Wiele postaci to zapchajdziury, które są w grze tylko po to by było w kim wybierać. Czasami głupota bohaterów jest denerwująca. Jeden z większych twistów fabularnych można przewidzieć na samym początku zabawy. Mam jednak wrażenie, że silne elementy zdecydowanie zwyciężają w starciu z typową papką jaką znamy z tysiąca innych gier.
Valkyria Revolution zdaje się być mieszanką pomysłów na walkę zaczerpniętych z Mass Effect, cyklu Musou.
Największym problemem Azure Revolution jest to, że gra ciągle nam o swoim rodowodzie. Podczas zabawy nieustannie przypomina się nam o elementach kojarzących się z Valkyria Chronicles. Nazwy klas, wygląd mapy czy celowanie z borni palnej sprawiają, ze przypominamy sobie o znacznie lepszych grach. To działa na niekorzyść pozostającego nieustannie w cieniu Revolution. Nie jestem osamotniony w tym sentymencie i już w chwili premiery japońskiej wersji gry pojawiło się wiele komentarzy koncentrujących się na tym czym najnowsza Valkyria nie jest. To nie czas i miejsce aby rozwodzić się nad kwestią oceniania gry przez pryzmat oczekiwań/marki itp. Po prostu mam pewność, że słówko Valkyria w tytule najnowszego RPG od Segi zaszkodziło w odbiorze ze strony fanów serii. Może kwestia ta nie ma większego znaczenia, ale obstawiam, że ludzie patrzyliby na ten tytuł przychylniej, gdyby nie ta nazwa.
Oczywiście nie jest tak, że mamy do czynienia z idealną grą, która zostanie obrzucona błotem przez to, że poszła w nowym, odważnym kierunku. Valkyria Revolution boryka się ze sporą ilością problemów odnoszących się bezpośrednio do rozgrywki. Twórcy chyba nie za bardzo wiedzieli jaki system zabawy chcą wprowadzić. Z jednej strony mamy elementy taktyki, wydawania rozkazów kompanom, możliwość skradania się i ukrywania się za rożnymi przedmiotami. Jest prawie tak jakbyśmy mieli bawić się w elitarny oddział specjalny, który strategicznie eliminuje przeciwników. Z drugiej strony walki sprowadzają się do podbiegania do wroga, klepania jednego przycisku i odpalania od czasu do czasu jakiegoś magicznego zaklęcia. Dodatkowo całość jest drętwa i walkom brakuje dynamiki, która uczyniłaby je interesującymi. Nie wiem co chcieli osiągnąć twórcy jednak efektem końcowym ich starań jest gra z monotonnymi walkami, które zdają się być gorszą wersją Dynasty Warriors. Misje sprawiały mi satysfakcje wyłącznie podczas starć z wielkimi bossami. Cała reszta to powtarzanie tych samych czynności, które przynosi jedynie odrobinę frajdy. Pisze to jako prawdopodobnie największy fan serii Musou w naszym kraju. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie reakcji na Azure Revolution osób narzekających na nudę w kolejnych odsłonach Warriors.
Powyższa kwestia prawie z automatu skreśla ten tytuł. No bo otrzymujemy kiepski system RPG lub bardzo przeciętną grę akcji, która utkwiła jeszcze w czasach przed Devil May Cry. Wielka szkoda bo ogólny patent na rozgrywkę wydawał się tutaj interesujący. Gdyby postawiono bardziej na element strategii i flankowanie przeciwników, korzystanie z broni dalekiego zasięgu i taktyczną eliminacje wrogów to Valkyria Revolution miałoby szansę atakować czołówkę tegorocznych gier role playing.