Crackdown to jedna z tych gierek, które udowodniły nam nadejście konsol kolejnej generacji. Nie chodzi o to, że ta zwariowana gra z otwartym światem oferowała nam super oprawę graficzną czy była bardziej rozbudowana od GTA San Andreas. Siłą Crackdown było to, że produkcja ta robiła coś czego wcześniej nie widzieliśmy w podobnych gierkach. Prawdziwy sandbox z możliwością wcielenia się w nadczłowieka sprawił mi masę frajdy. Najnowsza gra Volition przypomina mi trochę Crackdown. Czy oznacza to, że Agents of Mayhem to coś godnego uwagi?
Agents of Mayhem przenosi nas do futurystycznego Seulu, gdzie specjalna organizacja do walki ze złem musi stawić czoła L.E.G.I.O.N. aka oddziałom brzydali. Nasza multikulturowa drużyna pełna jest postaci dotkniętych bezpośrednio przez działania złoczyńców, którzy pewnego dnia pojawili się i podbili połowę planety. Naszym zadaniem jest nakopać oddziałom bandziorów, które próbują namieszać w stolicy Korei Południowej. Fabuła nie prezentuje się zbyt powalająco. Należy jednak wziąć pod uwagę, że mamy do czynienia ze spin-offem/kontynuacją serii Saints Row. Agents of Mayhem prezentuje nam świat jaki powstał w jednym z zakończeń Gat of of Hell. Z tego powodu bohaterowie Saints Row pojawiają się tutaj w nowych rolach. Dodatkowo gra utrzymana jest w stylu kreskówki z lat 80. Agents of Mayhem to taka zwariowana wersja G.I. Joe, z masą barwnych postaci, okrzykami bojowymi i prostacką fabułą. Kolejnym elementem tej produkcji jest humor. Tradycyjnie już stwierdzę, że to czy dany żart jest dobry to kwestia bardzo subiektywna. Agents of Mayhem utrzymane jest w tym samym tonie co Saints Row. W moim przypadku oznacza to coś niespecjalnie śmiesznego co uderza w standardowe żarty z genitaliami i nadużywaniem wulgaryzmów. Nie zaśmiałem się ani razu ale też nie miałem wrażenia, ze humor gry przeszkadza mi w zabawie.
Jeśli chodzi o rozgrywkę to mamy prostą strzelankę opartą na pruciu do wszystkiego co się rusza. Żeby nie było zbyt nudno do gry dorzucono element bohaterów z unikatowymi zdolnościami. Mamy 12 postaci posiadających po dwa specjalne ataki, jedną z kilku specjalizacji typu haker i jeden z 2 czy 3 sposobów poruszania się w powietrzu. Na misję zabieramy trójkę bohaterów, pomiędzy którymi przełączmy się w dowolnym momencie. Agents of Mayhem jest grą z otwartym światem i poza misjami fabularnymi mamy też masę zadań pobocznych. Wiążą się one z zabijaniem przeciwników lub rozwalaniem ich pojazdów. W grze mamy bowiem możliwość poprowadzenia bryki. Element ten nie został specjalnie dopieszczony i prowadzenie samochodów nie oferuje nam nic ciekawego.
Może to wina ostatnich odsłon Saints Row ale nie mam ochoty na korzystanie z bryk. Przynajmniej nie w grach od Volition, gdzie sterujemy superbohaterem. Niestety jesteśmy do tego zmuszenie, gdyż nasze postacie poruszają się stosunkowo wolno i nie skaczą zbyt wysoko mimo umiejętności potrójnego skoku. Podczas zabawy cały czas brakowało mi wypasionych zdolności bohatera Saints Row 4.
Kiedy już odstaniemy się na miejsce naszej misji czeka nas sieka. Agents nie jest skomplikowaną grą ale świetnie oddaje klimat chaotycznej strzelanki bez chowania się za osłonami. Wrogów jest pełno i atakują nas ze wszystkich stron. My wystrzeliwujemy tysiące pocisków i korzystamy z umiejętności naszych postaci. Wymiana ognia z wrogiem jest naprawdę fajna i bez wątpienia jest najlepszym elementem całej produkcji.
Na drugim miejscu jest system rozwoju naszych bohaterów. Standardowe levelowanie i inwestowanie punkcików zostało wzbogacone o modyfikowanie naszych umiejętności i ataków. Każda postaci posiada trzy sloty na gadżety odpowiadające z podstawowy atak, pasywną umiejętność i atak specjalny. W trakcie zabawy odblokowujemy modyfikacji tych rzeczy. Dodatkowo wraz z postępami w grze uzyskujemy możliwość modyfikowania właściwościowi tych modyfikacji. Kombinowanie z tymi gadżetami jest naprawdę fajne i pozwala wpłynąć nam na to jak będziemy grać daną postacią.
Moim największym zatrzeszczeniem co do Agents of Mayhem jest to, że twórcy kompletnie olali pewne standardy jakie panują w gatunku gier z otwartym światem. Mam wrażenie jakby deweloperzy rzucili okiem na pierwsze Crackdown i oryginalne Assassin's Creed po czym zapomnieli prześledzić rozwój gier tego typu. Inaczej nie jestem w stanie wytłumaczyć masy powtarzających się, nudnych misji i mało ciekawego świata, który zwiedzamy. Po mniej więcej godzinie gry miałem wrażenie, że twórcy zabawili się w kopiuj wklej i kazali mi powtarzać tą samą sekcję gry kilkanaście razy. Wynika to głównie z małej ilości lokacji, które zwiedzamy. Połowę gry spędzimy w jednakowych korytarzach podziemnych baz wroga. Żołnierze naszych przeciwników nie są zbyt różnorodni co tylko jeszcze bardziej przyczyniania się do nieustannego wrażenia deja vu.
Jeśli chodzi o ten drugi punkt to akcja gry rozgrywa się w Seulu. Tak się składa, że miałem okazje mieszkać w tym mieście przez dłuższy czas. Jasne, że jest to fikcyjna wersja Seulu w przyszłości i nie mogę wymagać od Agents of Mayhem odwzorowania stolicy Korei Południowej. Jednak dostajemy typowe miasto, które zostało pozbawione charakterystyki Seulu. Lokacje nie są ciekawe i równie dobrze mogłyby być jakimś fikcyjnym mega miastem z wieżowcami i „chińskimi znaczkami” na budynkach.
Pierwsze koty za płoty. To chyba najlepiej opisuje Agents of Mayhem. Masa pomysłów, które nie zostały do końca zrealizowane sprawia, że mamy wrażenie obcowania z niedokończona grą. Można przyczepić się do bardzo wielu elementów tego tytułu. Jednocześnie rozgrywka sama w sobie jest na tyle fajna, że przesiedzenie przy Agents 20 godzin nie jest problemem. Chciałbym jednak, żeby całość była bardziej rozbudowana i różnorodna. Niestety tak nie jest i ciągle maglujemy to samo. Wydaje mi się, że inne gry z otwartym światem przyzwyczajały nas do bardziej rozwiniętej rozgrywki. Przy Agents of Mayhem czułem się jakbym powrócił do czasów kiedy sandboxy były jeszcze odkrywanie i twórcy nie wiedzieli co zrobić z wielką, otwartą przestrzenią.
Agents of Mayhem nie jest najsłabszą grą w dorobku studia Volition. Ten wątpliwy zaszczyt przypada Red Faction Armageddon. Faktem jest jednak to, że nowa gra twórców Saints Row jest sporym zawodem. Masa chaotycznych pomysłów zaczerpniętych z różnych gier połączona z monotonną rozgrywką przekłada się na przeciętny produkt. Szkoda bo ta produkcja potrafi sprawić odrobinę frajdy i od czasu do czasu możemy dostrzec przebłyski naprawdę dobrej gry. Może kolejne podejście do tej nowej marki zaowocuje znacznie lepszym produktem. W końcu pierwsze Saints Row też było przeciętną grą.