Kiedyś zastanawiałem się czemu sklepikarze w grach są tacy bezwzględni. Bohaterowie ratujący świat i wykonujący misje dla danego miasteczka nie mają co liczyć na super promocje czy specjalne traktowanie. Sklepikarz widzi herosa upaćkanego w krwi najtwardszego potwora z głową lokalnego bossa w worku i ma odwagę powiedzieć, że nie sprzeda miksturki leczniczej taniej o jedną monetę. Ten element gier zawsze był dziwny i trochę mnie denerwował. Z drugiej strony życiowe doświadczenie pokazuje, że pani z osiedlowego sklepiku też pilnuje cen i jedyne na co sobie pozwala to wykiwać mnie na kilka groszy mówiąc, że nie ma jak wydać reszty. W każdym razie sklepikarze w gierkach to ciekawy fenomen. Dobrze, że stworzono grę poświęconą ich profesji. Tylko czy Moonlighter to coś więcej, niż stanie za kasą i ładowanie towaru na półki?
Według informacji twórców Moonlighter jest grą Action RPG z elementami rouge-lite i symulacją bycia sklepikarzem. Jest to całkiem niezły opis dość nietypowej gry, której wcielamy się w spadkobiercę tytułowego sklepu. Nasz cel jest dwojaki. Z jednej strony chcemy stworzyć solidny biznes i zarobić dużo złotych monet na śmiałkach przybywających do naszego miasta. Z drugiej strony jesteśmy zainteresowani odkryciem sekretów magicznych lochów jakie znajdują się zaraz obok naszego sklepiku.
Od strony fabularnej mamy coś co wydaje się raczej typowa historyjką. Jeśli nie jesteśmy zainteresowani czytaniem notatek pozostawionych przez śmiałka wyruszającego w głębi lochów przed nami to nie dowiemy się o świecie gry zbyt wiele. Jest to całkiem dobre rozwiązanie bo pozwala nam zdecydować czy chcemy przerwać zabawę na kilka chwil przynudzania o świecie.
Połączenie zabawy w odkrywcę z rolą sklepikarza nie jest strasznie nowym pomysłem i podobne patenty pojawiły się już w kilku grach. Moonlighter podchodzi jednak do tematu w dość interesujący sposób. Rozgrywka podzielona jest na dwie części – eksplorację lochów i handel na powierzchni. Zabawa w podziemiach jest dość prosta. Mamy serię generowanych losowo map, których finałem jest starcie z bossem. Każdy z poziomów składa się z serii małych pomieszczeń przez co Moonlighter przypomina trochę genialne Binding of Isaac. Wynika to z tego, że musimy nauczyć się manewrowa pomiędzy kilkoma wrogami i uważać na szczeliny i inne przeszkody, których jest całkiem sporo w małym pomieszczeniu. Różnica jest tutaj to, że Moonlighter oferuje nam bardzo przydatny unik, w ekwipunku mamy dwie bronie i możemy wykonywać dwa typy ataków. Innymi słowy mamy więcej opcji radzenia sobie z wrogami. Wybór broni pozwala nam zdecydować czy preferujemy walkę w zwarciu czy atakowanie na odległość lub czy wolimy szybsze ale słabsze ciosy czy też powolne ale potężne uderzenia. Po rozprawieniu się z wrogami zbieramy ich resztki i pakujemy je do skromnego plecaczka pozwalającego na noszenie kilkunastu przedmiotów. Od czasu do czasu trafimy na skrzynie ze skarbami. Twórcy za pomocą tego bajerku wprowadzili do zabawy element żonglowania ekwipunkiem. Otóż przedmioty ze skrzyń zazwyczaj mają jakieś specjalne właściwości w stylu „dana rzecz może być tylko po lewej stronie plecaka” albo „przedmiot pod tym tomem zostanie zniszczony po powrocie na powierzchnie”. Musimy więc spędzić trochę czasu z odpowiednim układaniem rzeczy. Jest opcja automatycznego rozrzucania rzeczy, która ułatwia ten proces. Dodatkowo możemy użyć specjalnej lupy, która pozwalana zniszczenie przedmiotu w ramach za ułamek jego rzeczywistej wartości. Częścią zabawy jest decydowanie czego się pozbędziemy a co zabierzemy ze sobą do miasteczka. Jest to dość ważne bo przedmioty zebrane w lochach sprzedajemy i wykorzystujemy do tworzenia miksturek, ulepszania i tworzenia nowych broni i zbroi i tak dalej.
Z lochów wydostajemy się poprzez zgon, pokonanie bossa lub korzystając z jednego z dwóch medalionów pozwalających na bezpieczny powrót do domu za talary. Tańsza wersja sprawia, ze musimy zaczynać dany loch od nowa, droższa wersja powrotu do domku pozostawia teleport pozwalając na kontynuowanie eksploracji podziemi.
Kiedy już wrócimy do świata ludzi możemy zabrać się za zarabianie kasy poprzez sprzedawanie przedmiotów zdobytych na wyprawach. Rozgrywka polega na wystawianiu rzeczy na stolik i decydowaniu ile mają one kosztować. Reakcje potencjalnych nabywców pozwolą nam na poznanie czy sprzedajemy daną rzecz zbyt tanio czy tez za bardzo zdzieramy skórę z naszych klientów. Złoto zarobione na sprzedawaniu towarów umożliwia nam rozbudowywanie sklepu a także przyciągniecie do miasta innych handlowców i bankierów. Dzięki temu mamy dostęp do ulepszania i kupowania ekwipunku czy lokowania kasy w banku. Zabawa sprowadza się więc do handlu w dzień i niebezpiecznych wypraw w nocy.
Oprawa graficzna Moonlighter jest prosta ale przyjemna dla oka. Mamy do czynienia z czymś co w drobnym stopniu przypomina The Legend of Zelda na SNESa i serwuje nam typową dla gierek indie retro stylistykę. Nie mam z tym większych problemów bo gra prezentuje się dobrze i dzięki solidnemu designowi potworów wszystko ma własny charakter. Podobnie jest z muzyką, która jest przyjemna dla ucha i nie męczy. Chociaż jeśli mam być szczery to ten tytuł wydaje się być produkcja w sam raz do słuchania podcastów. Zwłaszcza kiedy przyjdzie nam polować na konkretne fragmenty potworów by wypełnić quest poboczny lub zbudować broń czy zbroję.
Muszę przyznać, że z początku nie byłem do końca przekonany co do tego tytułu. Obawiałem się, ze solidny pomysł zostanie pogrążony przez kiepską rozgrywkę lub zbyt wysoki poziom trudności zniechęcający do ryzyka. Na szczęście twórcy zadbali o oba elementy . Moonlighter jest wyważoną grą z opcją wyboru poziomu trudności plus sprytnym patentem, ze w wypadku zgonu tylko część naszego ekwipunku ulega zniszczeniu. Dzięki temu ryzykowanie i zapuszczanie się w dalsze części lochów nie kosztuje nas zbyt wiele w trakcie porażki. Nie jest to nic rewolucyjnego ale sprawia, że nigdy nie czujemy wielkie straty z powodu wpadki.
Moonlighter to naprawdę solidny indyk, który dobrze łączy kilka fajnych patentów. Wszystkie element współgrają ze sobą bardzo dobrze i odstajemy wciągającą produkcję na dobre kilkanaście godzin zabawy. Szerze polecam ten tytuł wszystkim miłośnikom ubijania potworów i zbierania złomu. Gra jest na tyle dobra, że na poważnie zastanawiam się nad kupnem wersji na Switcha żebym mógł grać w trakcie podróży. A jeśli skąpiradło takie jak ja jest gotowe na taki ruch to gra musi być tego warta.