Nie jestem fanem Avalanche Studios. Uważam, że szwedzka firma ma w swoim dorobku tylko jedną bardzo dobrą grę i kilka przyjemnych średniaków. Mimo upływu prawie dziesięciu lat od premiery Just Cause 2, twórcom nie udało się wyjść z cienia tego tytułu. Czy Generation Zero, czyli jedna z dwóch gier Avalanche mających premierę w tym roku zmieni ten nieszczęsny stan rzeczy?
Nasza przygoda z Generation Zero zaczyna się od stworzenia postaci, którą będziemy grać. Akcja gry toczy się w latach 80. w Szwecji, więc mamy wybór spośród kilku retro stylów inspirowanych rożnymi gatunkami muzycznym. Dalej dowiadujemy się, że podczas wycieczki szkolnej zostaliśmy zaatakowani na morzu i wylądowaliśmy na wybrzeżu jakiejś niezbyt zaludnionej wyspy. Na miejscu jest pełno robotów z działkami, które z jakiegoś powodu chcą nas wykończyć. Naszym zadaniem jest przetrwać, odnaleźć innych ludzi pozostałych przy życiu i dowiedzieć się o o chodzi z całą inwazją robotów.
Tytuł ten został skonstruowany w taki sposób, że nie możemy liczyć na zbyt dużo fabuły. Mamy wielki otwarty świat pełen przeciwników i przeróżnych misji. Robimy co chcemy, idziemy gdzie chcemy. Efektem tego jest brak silnej fabuły i to, że znaczna część historii poznawana jest w ramach notatek porozrzucanych przez innych ludzi. Mamy domyślać się co wydarzyło się w danej lokacji po tym jak będziemy oglądać pobojowiska. Takie coś ma potencjał i Left 4 Dead czy Dark Souls udowodniło, że nie trzeba opowiadać historii wprost, w tradycyjny sposób. Inne podejście do tematu przynosi ciekawe rezultaty. Tutaj to nie wychodzi do końca, ale było kilka momentów, gdzie widząc wrak samochodu z dziecięcym plecakiem wewnątrz, a wokół kilka martwych robotów, byłe w stanie opowiedzieć sobie wzruszająca historię o rodzicach starających się uratować dziecko przed bestiami.
Jeśli chodzi o rozgrywkę to mamy do czynienia z grą FPS z odrobina elementów RPG. Zostajemy rzuceni w świat. Naszym zadaniem jest bieganie po mapie, przeszukiwanie kolejnych lokacji by zdobyć broń, amunicję i resztę rzeczy niezbędnych do przeżycia. Za pokonywanie wrogów dostajemy punkty doświadczenia. Po zdobyciu kolejnego poziomu otrzymujemy możliwość zdobycia nowego skilla. Umiejętności sprowadzają się do rzeczy takich jak przyśpieszenie przeładowywania broni czy zwiększenie pojemności naszego plecaka. Strzelanie i bieganie wypada stosunkowo dobrze. Należy się jednak liczyć z tym, że w zamyśle mamy się skradać i zastawiać pułapki na roboty.
Generation Zero wydaje się być tytułem skonstruowanym pod grę zespołową. Cześć ze skilli jakie możemy odblokować to bonusy dla innych graczy. Do tego podczas rozgrywki zdobywamy masę ciuchów i elementów stroju, które aż proszą się o to by być podziwiane. Możemy jednak spokojnie grać w pojedynkę i nie wpłynie to jakoś strasznie negatywnie na gameplay.
Jeśli chodzi o oprawę audiowizualną to nie jestem pewien co napisać. Generation Zero wygląda naprawdę dobrze. Lasy są przepiękne, wybrzeże niezwykle klimatyczne a warunki atmosferyczne wypadają świetnie. Na PC przy najwyższych ustawieniach mamy naprawdę ładny tytuł. Ładny do momentu, kiedy wejdziemy do jakiegoś pomieszczenia. Wtedy okaże się, że znaczna część gry to kopiuj wklej kilku elementów. Prawie każdy budynek, do którego wchodziłem wyglądał tak samo. Nawet przedmioty były rozstawione dokładnie w tych miejscach. O ile na zewnątrz możemy nawet nie zwrócić uwagi na to, ze wszystkie drzewa i krzewy wyglądają tak samo tak jedna półka z tymi samymi 4 książkami w 30 lokacjach mocno rzuca się w oczy. Ten element psuje wrażenie jakie Generation Zero pozostawia po sobie. Niby mamy spory otwarty świat w formie sandbox, więc trudno oczekiwać zbyt wiele. Z drugiej strony jakie to ma znacznie kiedy ten wielki, otwarty świat jest niezwykle pusty.
Na dokładkę to co jest nie zostało zbytnio dopracowane i na każdym kroku mamy bugi, glitche i inne problemy. Przenikające się tekstury, blokowanie się na jakichś przedmiotach, rzeczy pojawiające się w nieodpowiednich miejscach i przeciwnicy potrafiący się teleportować wewnątrz innych obiektów. W przypadku generation Zero mamy cała śmietankę wpadek pokazujących, że mamy tutaj niedopracowany produkt.
Z mojej perspektywy Generation Zero to kolejny dowód na to, że Just Cause 2 to był szczęśliwy wypadek przy pracy. W nowym tytule Avalanche brakuje frajdy swobodnego poruszania się po olbrzymiej lokacji, która jest placem zabaw. Mamy tutaj nudny FPS bez prawdziwej fabuły, z mała ilością przeciwników, nudnymi lokacjami i bardzo schematyczną rozgrywką. Nie ma tutaj nic dla mnie i byłem zanudzony na śmierć już po kilkudziesięciu minutach gry. Najsmutniejsze jest to, że gdyby twórcy chcieli to dałoby się ten tytuł dopracować tak by był znacznie ciekawszy. Wystarczyło zdecydować się na pójście, albo w szaloną strzelankę arcade, albo poważny survival, gdzie walczymy o przetrwanianie. Zamiast tego mamy byle jaką produkcję, która jest po prostu nudna i nijaka.
Generation Zero to dosyć interesujący pomysł na grę. Mam jednak wrażenie, ze twórcy nie zdali sobie sprawy, że zrobienie dobrej, otwartej gry FPP z sandboxem w roli głównej wymaga więcej pracy niż porozrzucanie kilku rzeczy po sporym, ale pustym świecie. Niestety ekipa z Avalanche Studios nie chciała, albo nie potrafiła zrobić z niezłego pomysłu dobrej gry. Generation Zero to jedna z tych produkcji, o których można powiedzieć, że jest spoko jako forma spędzania czasu ze znajomymi. Jednak całość dobrych wrażeń będzie pochodziła z faktu obcowania z kumplami. Może warto dać temu tytułowi szansę jak jego cena znacząco spadnie.