G.I. Joe: Operation Blackout - Danteveli - 20 października 2020

G.I. Joe: Operation Blackout

Jako dziecko wychowałem się na G.I. Joe. Zabawki, komiksy i serial animowany towarzyszyły moim dniom w przedszkolu. W swojej kolekcji nadal mam kilka kaset VHS z odcinkami bajki. Dlatego informacja, że do sklepów trafia kolejna gra z G.I. Joe w roli głównej była dla mnie całkiem przyjemnym zaskoczeniem. Nostalgia robi swoje i mimo podeszłego wieku nadal mam ochotę sprawdzić jak wygląda konflikt pomiędzy bohaterami a oddziałami Cobry. Tylko czy G.I. Joe: Operation Blackout to coś więcej niż żerowanie na nostalgii?

G.I. Joe: Operation Blackout rozpoczyna się inwazją sił Cobry na lotniskowiec amerykańskich bohaterów. Skuteczna operacja destabilizuje nie tylko G.I. Joe, ale także władze na całym świecie. Cobra panuje nad planetą dzięki wygaszeniu energii. Rozpoczyna się polowanie na nie schwytanych jeszcze Joe. W międzyczasie bohaterowie próbują uratować planetę przed Komandorem i jego siłami.

Fabuła gry jest dosyć prosta, ale ciekawa i wpisuje się w to, co znamy z komiksów i serialu czy nawet dwóch filmów o G.I. Joe. Nie jest to nic wybitnego, ale spełnia swoje zadanie i daje okazję zwiedzić różne okazje i zagrać masą postaci. Wydarzenia poznajemy bowiem zarówno z perspektywy dobrych jak i złych, gdzie misje rozgrywane są praktycznie na przemian.

Bohaterowie różnią się pomiędzy sobą statystkami, specjalną umiejętnością odpalaną co jakiś czas i podstawową bronią. Nie są to gigantyczne różnice. Czasem po prostu przyjdzie nam zagrać kimś z tragiczną spluwą, która nie sprawdza się w grze. Tak jest niestety, gdy gra się Roadblockiem z jego działkiem strzelającym energią. Jest to nieefektywna broń, która nie pasuje do systemu celowania, jaki jest w grze.

G.I. Joe: Operation Blackout to strzelanka nastawiona na kooperację. Przebijamy się przez kilkanaście misji, pokonując fale wrogów i wykonując proste zadania. Od czasu do czasu trafi się level, gdzie sterujemy pojazdem lub ciekawsza sekcja, gdzie musimy uciekać przed wrogiem. Zazwyczaj jednak bronimy jakiegoś punktu lub czyścimy pomieszczenia z wrogich robotów.

Poza kampanią dostępną także w trybie kooperacji na dwóch graczy, G.I. Joe: Operation Blackout dostarcza również tryb multiplayer. Trochę się zdziwiłem, bo jest on dostępny tylko i wyłącznie offline, na czterech graczy. Nie wiem, kto wpadł na taki pomysł. Musiała to być osoba świeżo po śpiączce rozpoczętej jeszcze w erze PSX. Nie znajduję innego wytłumaczenia na kompletny brak rozgrywki online w tytule nastawionym na zabawę więcej niż jednej osoby na raz.

Ogólnie nie jest źle, chociaż brak rozgrywki online pozostawia sporo do życzenia. Jednak G.I. Joe: Operation Blackout to raczej produkcja budżetowa i to po prostu czuć przy sterowaniu postaciami, celowaniu, walce czy wyglądzie postaci i otoczenia. Steroowanie jest sztywne i nie tak prepozycyjne, jak powinno być. System celowania nie sprawdza się zbytnio, bo większość naszych broni to wolne pociski a przeciwnicy ciągle się ruszają. W większości przypadków da się to przeżyć, ale to działko na energię będzie mi się śnić po nocach. Mimo wszystko jest tutaj trochę frajdy. Zwłaszcza podczas walk z rozpoznawalnymi postaciami.

Strzałem w stopę jest to jak G.I. Joe: Operation Blackout wygląda. Nie chcę nazywać tego tytułu szkaradnym. W końcu widziałem gorzej wyglądające gry. Jednak design i jakość postaci to kpina. Momentami ta gra wygląda jak coś z PS2. Zastanawiałem się, czy jakieś tekstury nie do końca się wczytały lub coś podobnego. Trochę szkoda, bo komiksowa stylistyka i lekki cell shading mają tu potencjał.

G.I. Joe: Operation Blackout to średniak i przedstawiciel trochę wymarłego gatunku budżetówek na licencji. Bawiłem się przy tym tytule całkiem nieźle, ale nie ma on nawet startu do strzelanek takich jak Gears of War czy nawet Uncharted. Fani G.I. Joe chyba będą umiarkowanie usatysfakcjonowani tym tytułem. Osoby szukające gierki do coopa na jednej konsoli też nie będą zbytnio narzekać. To po prostu taki całkiem znośny średniaczek i jak nie jesteśmy wybredni, to gierka ujdzie w tłoku. Pytanie tylko, czy w obecnych czasach ktoś jeszcze potrzebuje takich gierek?

Danteveli
20 października 2020 - 08:55