Gal*Gun to seria słusznie owiana złą sławą. Nietypowy shooter na szynach, który rozwalanie potworów i zombie zastępuje podniecaniem dziewczyn. Do tego to w tej serii możemy wydać ponad 300 złotych na tryb prześwietlania ubrań dziewczyn, by widzieć ich bieliznę. Unikatowy cykl świętuje swoje 10 lat na rynku. Z tej okazji otrzymujemy Gal*Gun Returns, czyli nową wersję pierwszej odsłony serii.
Gal*Gun Return to produkcja, w której wcielamy się w typowego licealistę, który nie ma zbyt wielkiego szczęścia w życiu miłosnym. W wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności (lub przeznaczenia) zostajemy trafieni przeładowaną strzałą kupida. Efektem tego jest to, że każda kobieta, która nas zboczy od razu się w nas zakocha.
Byłem trochę zdziwiony, bo jestem prawie pewny, że któraś z pozostałych odsłon serii ma dokładnie taką samą fabułę. Nie jest to nic szokującego. W końcu trudno znaleźć wiele historyjek, gdzie bohater nagle może gwarantować dziewczynom orgazmy swoim wzrokiem i na dodatek wszystkie kobiety się na niego rzucają.
Gal*Gun Returns należy do gatunku strzelanek na szynkach. Ten tytuł to najnowszy przedstawiciel gatunku, który swoje lata świetności miał w epoce salonów gier, gdy sypało się monetami i chwycić plastikowy pistolet i strzelać do przestępców lub potworów. Jeśli ktoś nie miał styczności z tego typu promocjami to jest to wariant pierwszoosobowych strzelanek, gdzie nasza postać porusza się automatycznie, a my mamy strzelać do prawie wszystkiego, co pojawi się na ekranie.
Gal*Gun Returns zastępuje giwery przez spojrzenie bohatera, które wystrzeliwuje feromonowe pociski wprawiające dziewczyny w stan ekstazy. Brzmi to dosyć dziwnie, ale podczas rozgrywki nie różni się zbytnio od typowego strzelania w takich grach. Nie mamy więc odstrzeliwania głów naszym przeciwnikom, ale inne metody na wyłącznie ich z walki. Poza tym mamy także tryb zoom, który to pozwala nam na dokładniejsze celowanie w określone partie ciała i daje nam możliwość podglądania dziewczyn przez ubrania. Możemy wtedy sprawdzić ich wymiary, co zostanie zapisane w bazie danych na temat potencjalnych kandydatek na drugą połówkę naszego bohatera. Zoom pozwala nam też na dokładniejsze celowanie w określone cześci ciała kobiet. Każda z uczennic i nauczycielek ma bowiem przypisane do siebie konkretne strefy erogenne pozwalające na zadanie potężnych obrażeń/rozkoszy w dany punkt.
Mamy także dostęp do specjalnego ataku Doki-Doki, który dostępny jest po naładowaniu pasku energii. Po odpaleniu go przenosimy się z wybranymi dziewczynami w jakieś tajemnicze różowe miejsce, gdzie oglądamy je z perspektywy ruszającej się kamery i mamy pocieraniem doprowadzić je do ekstazy. Nasze „przeciwniczki” nie są jednak kompletnie bezbronne. Dziewczyny atakują nas poprzez wykrzykiwanie, że nas kochają, wręczanie nam listów miłosnych czy próby pocałowania nas. Wszystko to z jakiegoś względu zadaje nam obrażenia i może doprowadzić nas do przegranej. Obok absolutnie zakochanych przedstawicielek płci przeciwnej są także te pod wpływem demona. Rozpoznamy je po czarnej aurze otaczającej ich ciała, a także tym, że lata wokół nich mały stworek. One są stworzone bardziej dla masochistów, bo ich ataki sprowadzają się do przewracania nas i zgniatania butem naszej męskości. Aby się z nimi rozprawić, musimy pierw zestrzelić mini demona.
Poza strzelaniem mamy jeszcze kilka dialogów, gdzie nasze wybory wpłyną na to jak potoczy się jedna z kilku ścieżek powiązanych z bohaterkami, które chcemy poderwać. Do tego mamy jeszcze statystyki, które rosną wraz z pokonywaniem kolejnych dziewczyn. Nie mam jednak pojęcia, jak to wpływa na samą grę.
Podczas gry w Gal*Gun Returns towarzyszyło mi uczucie deja vu. Stety, niestety wszystkie odsłony cyklu są do siebie bardzo, ale to bardzo podobne. Akcja dzieje się na terenie szkoły, więc zwiedzamy te same klasy, korytarze i aule. Do tego „strzelamy” do tych samych postaci, które atakują w ten sam sposób. Musiałem aż zerknąć, żeby upewnić się, że nie odpaliłem przez pomyłkę, którejś z poprzednich części Gal*Gun.
Z powyższym wiąże się mój największy problem z Gal*Gun Returns. Ta produkcja to więcej tego samego. Pewnie trudno więcej oczekiwać od nowej wersji starej gry, ale brakowało mi czegoś, co odróżniłoby Returns od Gal*Gun 2 czy Double Peace.
Zawsze w przypadku tego typu produkcji mam tę samą zagwozdkę. Nie do końca wiem, kto jest tak zwanym targetem tych produkcji. Gry takie jak Gal*Gun mają swój urok i fanów. Ja do nich nie należę i mam problem z określeniem czy to, co mi przeszkadza w tej grze, będzie uwierało również inne osoby. Może inne osoby chcą więcej tego samego i nie przeszkadza im praktycznie ta sama gra w innym opakowaniu? Sukces serii Fifa zdaje się na to wskazywać, więc może podobnie jest z tytułami takimi jak Gal*Gun?
Gal*Gun Returns to więcej tego samego. Osoby, które nie miały ochoty zagrać w inne odsłony tej serii, nie mają powodu do zainwestowania w ten tytuł. Fanatycy dostają kolejną porcję strzelania do dziewczyn feromonami, sporo pojękiwania i inne specyficzne bajery. Zostają jeszcze chyba gracze tacy jak ja. Byłem zainteresowany tą dziwną serią, ale nie ciągnie mnie zbytnio do jej „atutów”. W takiej sytuacji trochę szkoda wydawać pełnej kwoty na te kilkadziesiąt minut strzelania i podrywania.