Kulty mają złą renomę. Większości ludzi kojarzą się z przekrętami, wykorzystaniem członków, dziwnymi zachowaniami i kilkoma przerażającymi zbrodniami. Może kulty wcale nie są takie złe i mają sporo zalet? Możemy sprawdzić to grając w Honey, I Joined a Cult, czyli kolejny po Cult of the Lamb symulator kultu.
Na początek oczywiście wspomnę, że nie znam się specjalnie na kultach i moja wiedza ogranicza się do odrobiny zajęć na studiach plus czytaniu i oglądaniu materiałów o tych najbardziej odjechanych i najgorszych odłamach religii, gdzie dochodziło do zbrodni. Jak ktoś należy sobie do kultu i nic złego nie robi innym, to osobiście nie mam z tym problemu. Tyle wstępu tak na wypadek, gdyby podczas opisywania mocno satyrycznej gry miałbym komuś podpaść.
Honey, I Joined a Cult to gra strategiczna, gdzie naszym zdaniem jest zbudowanie potężnego kultu i wypełnienie misji szerzenia naszej nietypowej wiary poprzez pozyskiwanie tłumów wyznawców. Tytuł wpisuje się w nurt strategii takich jak Two Point Hospital, gdzie chodzi głównie o budowanie, rozwój i zaspokajanie potrzeb naszych ludzi.
Na początku zabawy tworzymy nasz kult, przywódcę i inne detale jak symbol wiary. Później trafiamy do naszej bazy, gdzie trzeba postawić pierwsze budynki dla wyznawców, by mieli gdzie spać, zaspokajać potrzeby fizjologiczne czy żywić się i odpoczywać i pracować.
Mamy więc zabawę w budowanie nowych budynków, zaspokajanie potrzeb naszych ludzi, levelowanie ich by byli lepszymi kultystami i lepiej wykonywali swoje zadania. Znaczenie ma też rozwój technologii i PR, tak by przyciągać kolejnych ludzi do naszego stada. Mamy więc standardową grę tego typu obudowaną przez element kultu religijnego i powiązaną z tym estetyką.
Przejawia się to w dosyć specyficznym humorze gry. Na przykład jako toalety możemy wykorzystać wiadra. Podobnie jest z innymi elementami, które mnie kojarzyły się od razu z tym najsłynniejszymi i najdziwniejszymi wyznaniami. Nawet stroje naszego lidera i kultystów kojarzyły mi się z pewnymi kultami, o których czytałem. Mamy więc trochę nawiązań do realnego świata.
Oprawa graficzna Honey, I Joined a Cult przypomina mi Prison Architect. Mamy bardzo prosty styl kojarzący się z antycznymi animacjami flashowymi lub czymś tworzonym w Microsoft Paint. Wygląda to odrobinę karykaturalnie, ale dosyć zabawnie i całkiem dobrze pasuje do tematyki gry, która przedstawiona jest z przymrożeniem oka.
Honey, I Joined a Cult to solidny tytuł. W moim wypadku gra wpadła w moje ręce w złym momencie, bo w ostatnich miesiącach grałem w sporo podobnych produkcji jak seria Two Point czy Let’s Build a Zoo. Przez to sam z siebie nie czułem gigantycznego pociągu do tej produkcji. Na dodatek gra nie robi nic specjalnego i jest przyzwoita, ale nic ponadto. Trochę szkoda, że nie wykorzystano potencjału pomysłu trochę bardziej jak miało to miejsce w przypadku Cult of the Lamb. Może przy kolejnych aktualizacjach rozbudowujących ten tytuł trafi się coś świetnego?
Fani strategii opartych na budowaniu i zarządzaniu muszą być zadowoleni. W ostatnich miesiącach na rynek trafiło kilka naprawdę przyjemnych pozycji. Honey, I Joined a Cult to kolejny dobry tytuł, który jednak nie oferuje niczego naprawdę unikatowego, przez co nie przebija się zbytnio poza inne produkcje tego typu. Jedynie tematyka jest tutaj bardziej zakręcona niż budowanie zoo czy uniwersytetu lub szpitala. No ale nie każdemu może to wystarczyć, by rzucić się na ten tytuł. Mimo wszystko jest to przyzwoita produkcja i można dać szansę Honey, I Joined a Cult.