Recenzja Turok: Dinosaur Hunter - Danteveli - 28 grudnia 2015

Recenzja Turok: Dinosaur Hunter

Danteveli ocenia: Turok: Dinosaur Hunter
55

Chyba każdy posiadacz Nintendo 64 słyszał o grze Turok: Dinosaur Hunter. Produkt ten wydany jeszcze gdy pierwszoosobowe strzelanki nazywane były doomowcami mógł pochwalić się niesamowitą grafiką. Produkcja ta stała się sporym hitem i doczekała się kilku sequeli. W 18 lat po premiery gdy o polowaniu na dinizaury doczekaliśmy edycji HD tego tytułu. Czy w Turoku pozostała jeszcze odrobina dawnej magii?

Turok to gra bazująca na komiksie z lat 50. Głównym bohaterem jest podróżujący w czasie Indianin, który ma za zadanie chronić nasz wymiar przed złem (czy coś w tym stylu). Ktoś zły trafia do zaginionej krainy, gdzie mieszkają dinozaury. My ruszamy w jego ślady i poszukujemy fragmentów magicznego artefaktu, który pozwoli nam pokonać wroga. Mniej więcej tyle da się wyciągnąć z fabuły tego tytułu. Jak nie trudno się domyślić historia nie jest zbyt ważną częścią całości. Podobnie jak w większości podobnych produkcji jeśli chcemy poznać fabułę gry musimy sięgnąć do instrukcji lub internetu.

 

Gameplay Turoka to coś co z dzisiejszego punktu widzenia określilibyśmy staroszkolnym FPP. Nie mamy żadnego regenerującego się zdrowia czy tam pancerza, wrogowie prą na nas zamiast chować się za jakimiś barykadami, nie ma potrzeby przeładowywać naszych broni. Rozgrywka jest szybka i mamy wrażenie jakbyśmy sterowali kimś pędzącym sto kilometrów na godzinę. Jeśli chodzi o tą bazę to nie można mieć do recenzowanej produkcji żadnych zastrzeżeń. Turok ma w sobie wszystko to co sprawiło, że wszyscy posiadacze komputerów katowali w doomowce. Rozgrywka jest niesamowicie miodna i satysfakcjonująca. Nawet po tych 18 latach od stworzenia tytułu grało mi się naprawdę dobrze.

 

Turok dodaje do całości kilka dodatkowych elementów. Mamy całkiem spory nacisk na fragmenty rodem z platformówek. Sekcje „skakane” występują dość często i trzeba je zaliczyć by móc ukończyć ten tytuł. Jest to o tyle interesujące, że poziomy z tej gry są trochę bardziej otwarte niż było to w zwyczaju. Zamiast błąkać się po korytarzach mamy spore przestrzenie naszpikowane dinozaurami. Tytuł ten charakteryzuje się także zbieraniem pierdół, które dają naszej postaci dodatkowe życia. Mamy tu szmelc podobny do monet z gier o Mario. Po zebraniu 100 sztuk magicznych lewitujących trójkącików dostajemy kolejną szansę na rozgrywkę. Wiąże się to z tym, że w grze nie występuje typowy system zapisu gry i checkpointów. Możemy zapisywać grę tylko w określonych miejscach i jeśli nie chcemy powtarzać całych sekcji gry to musimy zużywać życia naszego bohatera.

Jeśli chodzi o uzbrojenie i przeciwników to obok standardów strzelanek czyli pistoletów, strzelb i kolesi w nie uzrbojonych mamy znak rozpoznawczy serii. Chodzi mi o łuk i dinozaury.  Jako że trafiamy do krainy poza czasem to na naszej drodze stanie cała masa bestii wprost z Parku Jurajskiego. W grze napotkamy róznego rodzaju zwierzynę, która biega sobie po lasach. Swego czasu widzenie jakichś małp czy sarn, które sobie skaczą po mapie było zaskakującym pomysłem. Dzisiaj chciałbym móc je ustrzelić i przerobić ich skórę na portfel albo torbę na wiekszą ilosć amunicji.

Musze przyznać że mimo swojej archaiczności w Dinosaur Hunter da się grać. Produkcja ta jest zdecydowanie szybsza i bardziej dynamiczna niż Call of Duty i inne współczesne shootery. Rozgrywka rodem z produkcji takich jak Doom, Quake czy Duke Nukem 3D sprawdza się całkiem dobrze nawet w dniu dzisiejszym. Cały czas pędzimy przed siebie i strzelamy do wszystkiego co zobaczymy na ekranie. Ten typ gameplayu ma w sobie coś wyzwalającego bo gracz może po prostu odpłynąć i działać jak w jakimś magicznym transie, gdzie liczy się refleks a nie refleksje. Jeśli ktoś pamięta tego typu gry to natychmiast odnajdzie się przy tej produkcji. Osobiście brakowało mi trochę tego typu gier i widzę że Turok: Dinosaur Hunter miał szansę wypełnić pustkę po doomowcach. Niestety solidny gameplay z oryginału to trochę za mało by uzasadnić pewne decyzje wydawców tej produkcji.

 

Oprawa graficzna to dość interesująca kwestia. Jeśli człowiek pomyśli o edycji HD jakiejś gry to ma w głowie pewne wyobrażenia. Mi na myśl przychodzi remake Resident Evil i podświadomie oczekuję czegoś w tym stylu. Niestety zbyt wygórowane wymagania odbijają się na moim odbiorze tego tytułu. Turok wygląda troszkę lepiej niż edycja gry przeznaczona na Nintendo 64. Oznacza to, że przeciętny gracz musi liczyć się z utratą wzroku albo zamienieniem się w kamień. Gra uległa znacznemu liftingowi i zaserwowano nam lepszą rozdzielczość niż w przypadku oryginału. Są to jednak kosmetyczne zmiany, które nie dają zbyt wiele. Produkcja śmiga na nowszych systemach co należy poczytać za plus. Mówimy jednak o grze, która ma prawie 20 lat na karku. Problemem jest tutaj także to, że oryginalny design gry już nie powala. Wielkie ale pustawe mapy nie zrobią już na nikim wrażenia. Podobnie jest w przypadku oprawy dźwiękowej. Mogę ją skwitować jednym zdaniem. Za każdym razem kiedy słyszałem podskakującego Turoka na myśl przychodził mi czas spędzony z Quake 2.

 

Moim największym problemem z grą jest jej cena. W chwili pisania tekstu wynosi ona 20$. Wydaje się to być żerowaniem na sentymencie starszych graczy. Rozumiem, że przeniesienie gry na nowsze systemy operacyjne wiąże się z jakimiś kosztami. Trudno mi jednak znaleźć usprawiedliwienie dla tak wysokiego pułapu cenowego. Podczas rozgrywki nie miałem wrażenie jakby osoby odpowiedzialne za port specjalnie dużo się narobiły. Nie dodano nawet opcji zapisu gry w dowolnym momencie. Z tego też powodu czuję się trochę oszukany przez Night Dive Studios. Jest to o tyle dziwne, że poprzednie „unowocześnione” tytuły od tego wydawcy kosztowały tylko połowę ceny Turoka. Dlatego też mimo tego, że bawiłem się z tą produkcją całkiem dobrze ciągle zastanawiałem się czemu ktoś chce naciągnąć fanów?

 

Turok:Dinosaur Hunter w Steamowej wersji to coś interesującego. Sam bawiłem się przy tej produkcji w miarę dobrze. Wynika to jednak z sentymentu do oryginału i tego, że jestem wychowany na ego typu grach. Trudno mi wyobrazić sobie aby ktoś bez nostalgii do minionej epoki strzelanek był zainteresowany tym tytułem. Dodatkowo porażająca cena około 20$ czyni tą produkcję kompletnie nie wartą zachodu. Za tyle pieniędzy można spokojnie kupić nową odsłonę cyklu Wolfenstein. Osobą spragnionym staroszkolnego klimatu poleciłbym właśnie tamtą produkcję. Turokiem można się zainteresować ale nie za te pieniądze.

Danteveli
28 grudnia 2015 - 17:11