Filmidło: Warcraft Początek - Danteveli - 9 czerwca 2016

Filmidło: Warcraft Początek

Warcraft: Orcs & Humans było drugą grą RTS w jaką zagrałem w swoim życiu Produkcja ta scementowała moją miłość do gatunku i zachęciła mnie do bycia graczem komputerowym. Kolejne odsłony cyklu towarzyszyły mi w dorastaniu. Warcraft II było grą jaką kupiłem na własny PC, a Warcraft III jest grą na którą wydałem kasę ze swojej pierwszej wypłaty. Dlatego też darzę tą markę studia Blizzard wyjątkowym sentymentem. Nie mogłem więc obojętnie przejść obok filmu zatytułowanego Warcraft: Początek. Czyżby nadeszła pora by zdetronizować Mortal Kombat jako najlepszą adaptację gry wideo? Może jednak amerykańcy krytycy mieszający to filmidło z błotem mają racje?

Fabuła megaprodukcji w reżyserii Duncana Jonesa opisuje pierwszy kontakt ludzi z orkami. Mamy więc historię wojny pomiędzy hordą a broniącymi swej ziemi ludźmi. Wszystko zaczyna się od przejścia zielonoskórych przez magiczny portal prowadzący ich do krainy Azeroth. Dowiadujemy się, że świat z którego pochodzą orkowie umiera i klany tych stworzeń zjednoczyły się pod przywództwem władającego czarną magią Gul'dana. Plan hordy sprowadza się do tego, że mała grupka orków zaatakuje drugą stronę i zbierze odpowiednio dużą grupę jeńców. Zostaną oni wykorzystani do rytuału pozwalającego przywołać do Azeroth wszystkich orków. Ludzie muszą przeciwstawić się tej inwazji. W tle jest jeszcze kwestia nieczystych sił zamieszanych w całą sprawę a także kilka wątków pobocznych. Wydarzenia obserwujemy z perspektywy kilku osób stojących po obu stronach barykady. Durotan to szlachetny przywódca jednego z plemion orków, któremu narodził się syn. Dąży on do tego by współplemieńcy się opamiętali i odrzucili czarną magię Gul'dana. Obok niego mamy Garonę. Jest ona w połowie orkiem i stara się w jakiś sposób pojednać obie zwaśnione strony. Ludzi reprezentuje Lothar – dzielny bohater i dowódca wojsk królestwa. Jednym z wątków pobocznych fiomu jest to, że ma on syna chcącego iść w jego ślady. Jest jeszcze czarodziej Khadgar i król Llane. Ten pierwszy jest w produkcji po to by wykryć większy spisek i pokazać nam skrawek elementów mistycznych jakie pojawiają się w uniwersum Warcraft. Władca ma być przykładem wspaniałego przywódcy dążącego do pokoju i dobrobytu swoich poddanych. Zbyt duża ilość postaci na których skoncentrowane jest to filmidło jest jednym z większych problemów produkcji. Całość sprowadza się do skakania z miejsca na miejsce, żeby zobaczyć co w danej chwili robi jakaś postać. Praktycznie każda scena dzieje się w innym miejscu i dotyczy innej postaci. Sprawia to, że fabuła jest bardzo miałka. Przez prawie dwie godziny oglądamy ciąg luźno powiązanych ze sobą sekwencji. Dzieje się tak po części ze względu na to, że postacie są bardzo słabo nakreślone. Durotan jest jedynym bohaterem któremu poświecono większą uwagę i pokazano jego charakter.

 

Warcraft: Początek w znacznym stopniu bazuje na tym co znamy zarówno z cyklu Warcraft jak i z World of Warcraft. Fabuła jest dość wierna oryginałowi. Doszło jednak do wielu uproszczeń i zmian, które trochę udziwniają całość. Pisanie o nich spoilowałoby ważniejsze elementy produkcji. Ograniczę się więc do informacji o tym, że Orgrim Doomhammer – jedna z ważniejszych postaci została kompletnie zmieniona.

 

Jako fan gier startegicznych, który odbił się od WoW po pierwszym albo drugim dodatku miałem problem z tym jak poprowadzono konflikt pomiędzy orkami a ludźmi. Mamy sytuacje dość oczywistą, gdzie jedna strona to wcielone zło dążące do podboju i zniszczenia wszystkiego. Nie da się tego uniknąć bo fabuła pierwszych gier opiera się na tym, że horda postanawia podbić królestwo „mięczaków”. Żyjące w zgodzie z sąsiadami państwo przestawione jest barbarzyńcom, który dążą do zagłady. Jednak głównym bohaterem filmu i najlepiej nakreśloną postacią jest Durotan – czyli jeden z tych złych. Z jakiegoś powodu mamy mu współczuć i kibicować jego działaniom? Kompletnie nie rozumiałem dlaczego zdecydowano się na taki dziwaczny zabieg. Zrozumiałbym gdyby obie strony zaprezentowano w jakichś odcieniach szarości i przedstawiono brzydali jako coś więcej niż żądne krwi bestie. Ewentualnie starano się wytłumaczyć dlaczego zielonoskórzy zachowują się w taki a nie inny sposób. Blizzard mniej więcej od czasów Warcraft III wciska nam kit na temat tego, że zielonoskórzy są ofiarą, trzeba starać się ich zrozumieć i docenić to jak olbrzymie znaczenie w ich kulturze ma honor. Duncan Jones też stara się pójść w tą stronę ale mu to kompletnie nie wychodzi. Szkoda bo Durotan jest dobrą bazą do przedstawienia orków jako trochę bardziej skomplikowanych stworzeń. Niestety jest on wyjątkiem wyróżniającym się zdecydowanie na tle reszty grupy.

 

Ma to olbrzymie znaczenie dla osób kompletnie „zielonych” w temacie orków i samego Warcrafta. Bez kontekstu z gier cały film nie trzyma się kupy. Mamy pełno dziwnych nazw i pojęć, które maja coś dla nas znaczyć. Wiele kwestii jest potraktowanych po macoszemu i mamy się domyśleć o co w tym wszystkim biega.  Nic chyba nie przebije  magi fel. Przez cały film słyszymy, że to coś bardzo złego i tak dalej ale nikt nie raczył nam wytłumaczyć czym fel ma się różnić od zwykłych czarów albo jakie są efekty korzystania z tej mocy. Podobnie jest z masą innych mniej lub bardziej ważnych rzeczy. Mamy na przykład krasnoludy i elfy, które pojawiają się w filmie na jakieś 5 sekund. Widzimy jak obradują nad stworzeniem sojuszu z ludźmi by przeciwstawić się orkom. Przeciętny widz do tego momentu nie miał nawet pojęcia, że w Azeroth istnieją elfy. Podobnie jest z wątkami związanymi z magią. Jesteśmy rzucani z miejsca na miejsce by poznać postacie, które coś robią z jakiegoś powodu pilnują świata przed czymś. Podczas seansu byłem przekonany, że z łódzkiej kopii filmu wyleciały jakieś kluczowe sceny mające widzom wytłumaczyć kim są pewne postacie i jaką pełnią rolę. Niestety okazało się, że Silver Screen ma dokładnie taką samą wersję filmu jak reszta świata. Po prostu ktoś zdecydował się nam nie pokazać kilku ważnych rzeczy. Dlatego też licze na jakąś wersje reżyserską filmu, gdzie wszystkie wycięte sceny zostaną przywrócone i całośc nabierze większego sensu.

 

Gra aktorska w tej produkcji po prostu leży i kwiczy. Jeśli stworzenia CGI są zdecydowanie bardziej przekonywujące od tego co wykonują ludzie to mamy poważny problem. Nie jest to jednak wina aktorów ale kiepski scenariusz. Żadna z ludzkich postaci nie jest zbyt dobrze nakreślona. Nikomu nie poświecono tyle uwagi by zainteresować widzów. Teoretycznie naszym herosem ma być Lothar. Ale ma on tyle osobowości co rycerzyki, które posyłaliśmy na śmierć w RTSie. Jeszcze dochodzi do tego bełkot bzdurnych tekstów wygłaszanych przez aktorów. W jednej ze scen pojawia się Glenn Close by powiedzieć dwa głupie, pseudo-mistyczne zdania. Wypadają one tak samo nieprzekonywająco jak upchany na siłę romantyczny wątek pomiędzy dwójką bohaterów. Najgorzej ze wszystkich wypada Ben Foster. Wciela się on w maga Mediviha, który w uniwersum pełni bardzo ważną rolę. Postać ta została napisana w tak absurdalny sposób, że

 

Całość tego tekstu jak na razie wygląda na czepianie się każdego elementu tego filmidła. Może jestem zbyt krytyczny w stosunku do całości? W końcu bawiłem się podczas sensu całkiem nieźle. Znaczna część CGI wygląda przyzwoicie. W kilku momentach zielonoskórzy zrobili na mnie prawdziwe wrażenie. Co prawda zdarzały się momenty kiedy film wyglądał jak jakaś amatorska produkcja z Youtube ale nie ma ich zbyt wiele. Sceny walki są całkiem znośne. Naprawdę przyjemnie ogląda się orki siejące spustoszenie na dużym ekranie. Po prostu czuć ich siłę i bezwzględność gdy bez problemu zgniatają głowy rycerzy i wdeptują ich w ziemie. Jestem przekonany, że film skoncentrowany tylko na zielonoskórych byłby znacznie lepszym widowiskiem. Oni mają najbardziej interesujące postacie i praktycznie wszystko co popycha filmidło do przodu dzieje się za sprawą orków. Gdyby poświęcić więcej uwagi Duratanowi, jego rodzinie i sytuacji jaka panuje w hordzie to mielibyśmy lepszy film. Fajnie jest też zobaczyć wszystkie miejscówki i dobrze znanych nam bohaterów. Świat który przez ostatnie 20 lat oglądałem na monitorze na srebrnym ekranie nabrał życia. Zrobiło to na mnie całkiem spore wrażenie.

 

Warcraft: Początek to film stworzony dla fanów uniwersum. Tłumaczy to bardzo niskie oceny od wszelkich profesjonalnych krytyków i recenzentów. Z drugiej strony rozumiem legiony fanatyków broniących tego tytułu. Jako osoba kochająca gry o konflikcie orków z ludźmi byłem tym filmidłem usatysfakcjonowany. Wiele z rzeczy które chciałem zobaczyć zostały pokazane. Masa nieścisłości względem materiału źródłowego może trochę drażnić ale da się to wytrzymać. Jednak jako typowy film Warcraft jest porażką. Kilka interesujących scen walki napędzanych przez dziwaczny scenariusz, mało interesujące postacie i nielogiczne zachowania każdego z bohaterów. Bez wiedzy na temat uniwersum całość nie trzyma się kupy Z tego powodu zamiast epickiej historii fantasy dostajemy film do popcornu wypełniony po brzegi dłużyzną. Ostatnim gwoździem do trumny filmidła jest zakończenie w stylu „poczekajcie na kolejny film, żeby dowiedzieć się co wydarzy się dalej”. Lepszym podtytułem filmu byłoby Warcraft: Pierwsza bitwa i nie wiadomo co dalej albo Warcraft: Wprowadzenie do sequela, w którym będzie się coś działo.

 

Nie chcę wpisywać się w super negatywny ton większości recenzji na temat tego filmu. Prawdą jest jednak to, że jestem nim mocno zawiedziony. Coś co miało potencjał na bycie Gwiezdnymi Wojnami, Iron Manem albo Władcą Pierścieni gier wideo. Zamiast epopei dostajemy film do popcornu i coli. Widowisko w stylu Transformersów, Avatarów i innych wakacyjnych hitów o których zapomina się zaraz po wyjściu z kina. Jeśli komus to nie przeszkadza to warto wybrać się na Warcraft: Początek do kina. Ja nie żałuję wydanej kasy ale też nie będe polecał tego filmu żadnemu ze swoich znajomych.

Danteveli
9 czerwca 2016 - 15:09