Patrzę na wątpliwe sukcesy takich cudownych gierek jak Trine 2 i ogarnia mnie spore zażenowanie. To mistrzowsko wykonany platformer, który aż krzyczy na gracza „Bierz mnie! Patrz się na mnie! Graj we mnie!”. Wyniki finansowe oraz zaplecze fanów jest jednak odwrotnie proporcjonalnie do zniewalającej jakości. Na multi jest mało osób, a żeby wejść na TOP 10 sprzedaży na Steamie wymagana była spora obniżka, co jednak wybitnym osiągnięciem nie jest. Przy dużych rabatach na tygodniowe czarty wpadają często średniawki.
Próżno również szukać Trine 2 w jakichkolwiek rankingach branżowych wśród nagrodzonych. Wiadomo – Skyrim tu, Skyrim tam, ale wciąż liczyłem na jakieś drobne wyróżnienia, coś co mogłoby podłożyć iskrę pod ognisko zainteresowania. W zasadzie mógłbym napisać, że Frozenbyte wydało grę-ducha i niezwykle ciężko wyjaśnić zagadkę dlaczego tak mocną pozycję gruntownie olano. Ja mimo wszystko cieszę się, że mogłem w sequel zagrać, gdyż dostarczył mi kilka godzin wyśmienitej zabawy.
Dawno, dawno w temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w zamku otoczonym fosą była sobie platformówka. Produkcji fińskiej, trzeba dodać. Platformówka niby zwyczajna, ot trzeba skakać, zabijać szkielety i znaleźć wyjście. Lud jednak ją docenił, bił pokłony, ochy, achy, aż w końcu niżej podpisany nie wytrzymał, rzucił w cholerę Aliens vs Predator i rzekł "Basta!". Zainstalował grę, założył czapkę czarodzieja i wsiąkł, podobnie jak reszta.
Trine to mocny tytuł. Właściwie to tytuł wręcz stworzony do bycia hitem. Nie żaden "Mario & Koopa travelling around the World 7" na Wii, tylko Trine. Tak po prostu. Co jeszcze? Może to, że łyknąłem całość w 8 godzin, choć na oko pewnie zmieściłbym się w 5, gdyby nie jeden szkopuł.
Od kilku lat fińskie studio Frozenbyte coraz śmielej poczyna sobie na rynku elektronicznej rozrywki. Najpierw udowodniło światu, że potrafi stworzyć bardzo udanego klona gry Alien Breed (mowa tu oczywiście o Shadowgrounds), teraz próbuje swoich sił z platformówkami. I choć programiści z Krainy Tysiąca Jezior garściami czerpią wzorce z klasyków gatunku, nie boją się wprowadzać do swoich tytułów oryginalnych rozwiązań, znacznie wykraczających poza to, do czego przyzwyczaiły nas wielkie hity sprzed lat. Dowodem na to jest właśnie Trine, tradycyjny – wydawałoby się – sidescroller z bajeczną grafiką. Poroznie nic nie odróżnia go od pamiętnych protoplastów, ale gdy przyjrzymy mu się nieco dłużej, zauważymy, że Finowie znacznie urozmaicili tradycyjną formułę, z korzyścią zresztą dla swojego dzieła.
Trine nie było jakość szczególnie dobrą platformówką. Zagadki w grze nie należały do zbyt skomplikowanych, przeciwnicy byli mało różnorodni, a poziom trudności pozwalał ukończyć grę w bardzo krótkim czasie. Gra studia Frozenbyte wyróżniła się jednak spośród innych tytułów tym, że była po prostu piękna. Cudowanie wykonane poziomy oraz świetny narrator, tworzyły niesamowity klimat bajkowe opowieści. Z tego co widać na pierwszym trailerze, dwójka zapowiada się bardzo podobnie i jest to chyba dobra wiadomość. Przynajmniej żaden ciekawy gameplay, nie będzie odciągał naszej uwagi od pięknych widoków ;)