23 maja debiutanckiemu albumowi grupy A Perfect Circle stuknęły równo dwie dekady. O najlepszych dziełach zawsze warto przypominać, a okrągła rocznica jest do tego najlepszym pretekstem. Mer de Noms to dzisiaj bardzo żwawa klasyka alternatywnego rocka, która wyrosła na nazwisku Maynarda Jamesa Keenana, wokalisty m.in. Toola, a od dawna jest rozpoznawalna sama w sobie.
Na początku szczera spowiedź. APC poznałem z opóźnieniem, bo gdy rodzime media zaczęły przebąkiwać coś o "nowym zespole Keenana" (co zresztą było sporym nadużyciem, ale wiadomo, nagłówki), trafiłem tylko na kadry z klipu Judith i promocyjne fotki, w których długie włosy wokalisty wywołały silne skojarzenie z jakimiś Moonspellami i innymi Nightwishami, więc nawet nie chciałem sprawdzać co to, by nie popsuć sobie dobrego zdania, jakie miałem o Toolu. Na szczęście z błędu zostałem dosyć szybko wyprowadzony.
Jeszcze przed chwilą było ciepło, aż tu nagle braknie czasu na załatwienie wszystkich świątecznych prezentów. Druga połowa grudnia oznacza początek czasu wszelakich podsumowań - tradycyjnie zaserwuję Wam superancko subiektywne zestawienia najlepszej muzyki i najlepszych filmów. Zacznę od tego pierwszego.
2018 był dobrym rokiem dla muzyki pod kątem długo oczekiwanych wydawnictw starych wyjadaczy, a także nowości i odkryć. To podsumowanie podzieliłem na kilka części, w których przedstawiam albumy warte uwagi, takie naprawdę dobre i te najlepsze. I będą też kategorie specjalne. Oczywiście całość zahacza głownie o różne gitary, hałasy, alternatywy i szczyptę elektroniki.
Koniec roku! Podsumowanie! Kto by się spodziewał? Na pierwszy ogień idzie moja lista najlepszych albumów 2013 roku, którą sumienne staram się dostarczać każdego gameplayowego grudnia. Nie stałem się nagle fanem dyskotekowych rytmów, czarnych rapów czy innego rodzajów przebojów rodem z rozgłośni z dużą ilością "x" w nazwie, więc znowu mój "top" najczęściej obracać się będzie wokół ryku gitar, łomotu perkusji i sampli z piekła rodem.
Dużo dobrej muzyki zaatakowało moje uszy w tym roku, choć nie potrafię z ręką na sercu wskazać jednego albumu, który zasłużył na tytuł płyty roku. Z tego też powodu idę na lekką łatwiznę i najpierw napiszę kilka akapitów o różnego rodzaju wartych odsłuchania muzycznych dokonaniach (ze specjalnym małym kącikiem dla muzyki polskiej), a potem dotrę do trzech produkcji, które doceniłem najbardziej i które dostarczyły mi najwięcej frajdy.
Josh Freese, znany w niektórych internetowych kręgach jako Josh "Fucking" Freese, to wysłany z innego wymiaru robot ukrywający się wśród nas pod postacią perkusisty. Pan Freese to muzyk sesyjny i koncertowy, który swą obecnością zaszczycił takie grupy jak Nine Inch Nails, A Perfect Circle, Devo, Guns'n'Roses (wszystkie zarówno w studio, jak i na żywo), a także pomógł stworzyć niezliczone ilości płyt przeróżnym innym artystom (w tym także Miley Cyrus - pieniądz nie śmierdzi). Czyli zajęty z niego gość. Po co o nim pisać? Bo uważam, że jest a) bardzo zdolny b) bardzo sympatyczny c) ma poczucie humoru d) naparza w te bębny jak szatan (więc części z Was na pewno się spodoba).