Kilka lat temu narzekałem na sytuację horrorów jako gatunku gier. Nie było za wesoło i wydawało mi się, że epoka straszaków pod YouTube skutecznie zabiła jeden z moich ulubionych gatunków gier. Na szczęście byłem w błędzie i gatunek odżył zarówno dzięki scenie indie jak i większym produkcjom. Doczekaliśmy się sporej ilości portów i remasterów. Nie spodziewałem się, jednak że kiedykolwiek przyjdzie mi zagrać w pewien starszak wydany przez Nintendo na Wii. Jednak jakimś cudem mogłem zagrać w Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse na PlayStation 5. Czy ja trafiłem do jakiejś innej rzeczywistości?
Złota epoka horrorów minęła bezpowrotnie. Niestety taki stan rzeczy jest oczywisty i dostrzeże, go każdy miłośnik grozy. Dawno minęły czasy gdy najwięksi wydawcy inwestowali, w gry które miały straszyć i przyprawiać graczy o ciarki. Horrory nie są zbytnio opłacalne i dlatego obecnie to scena gier niezależnych bawi się w mrożenie krwi w żyłach. Nie wrócimy już do epoki PlayStation 2, gdy wiele z najlepszych gier na rynku specjalizowało się w przyśpieszaniu bicia serca. Możemy jednak powspominać stare, dobre czasy, gdy człowiek kostniał przed konsolą i miał nadzieję, że kątem oka nie widzi jakiegoś potwora. Do wspominek jest świetna okazja, bo jeden z najlepszych horrorów świętuje w tym roku swoje 20. lecie. Mowa oczywiście o najstraszniejszej serii z aparatem w roli głównej, czyli Project Zero.
Pewnego dnia grałem sobie z moją (podobno) lepszą połówką. Nieszczęściem było to, że zdecydowałem się odpalić któraś tam z kolei część Soul Calibur. Jedna z bohaterek tej produkcji (Ivy) może walczyć w stroju z powyższego obrazka. Dziewczyna zapytała się mnie kto jest na tyle zboczony, żeby chciał oglądać roznegliżowane wirtualne panienki. Odpowiedziałem że Japończycy bo jak przystało na typową Koreankę, moja dziewczyna nie darzy sympatią Kraju Kwitnącej Wiśni. Kilka chwil później partnerka zaproponowała mi pozbycie się wszystkich gier, gdzie na okładce nie ma Mario. Historyjka ta nie ma żadnego specjalnego przesłania. Po prostu ciesze się, ze tego dnia nie odpaliłem Dead or Alive. Dodatkowo zdarzenie to przypomniało mi się gdy usłyszałem o cenzurze w pewnej grze na Wii U.
Żyjemy w czasach gdy klasyczne survival horrory są praktycznie martwym gatunkiem. Produkcje te zostały wyparte przez „YouTubowe straszaki”. Dlatego też powrót jednej z najlepszych horrorowych gier napawał mnie olbrzymią nadzieją. Jednak czy w obecnym świecie jest jeszcze miejsce dla tytułów takich jak Project Zero: Maiden of Black Water?