Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse - Danteveli - 14 marca 2023

Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse

Kilka lat temu narzekałem na sytuację horrorów jako gatunku gier. Nie było za wesoło i wydawało mi się, że epoka straszaków pod YouTube skutecznie zabiła jeden z moich ulubionych gatunków gier. Na szczęście byłem w błędzie i gatunek odżył zarówno dzięki scenie indie jak i większym produkcjom. Doczekaliśmy się sporej ilości portów i remasterów. Nie spodziewałem się, jednak że kiedykolwiek przyjdzie mi zagrać w pewien starszak wydany przez Nintendo na Wii. Jednak jakimś cudem mogłem zagrać w Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse na PlayStation 5. Czy ja trafiłem do jakiejś innej rzeczywistości?

Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse to remaster tytułu wydanego ponad dekadę temu na Wii w Japonii. Jest to czwarta odsłona cyklu znanego też jako Fatal Frame. Seria należy do moich ulubionych horrorów i w moim rankingu stoi na podium za Silent Hill. Dlatego niezmiernie się cieszę, że więcej osób będzie miało okazję zagrać w ten smakołyk sprzed lat.

Fabuła Mask of the Lunar Eclipse jest niezwykle ciekawa i pomysłowa. Pięć dziewczyn nie pamięta swojej przeszłości. Seria wydarzeń sprzed 10 lat dziejących się na tajemniczej wyspie jest kompletnie wymazana z ich pamięci. Ta zmora staje się jeszcze straszniejsza, gdy dwie z kobiet giną w bardzo dziwnych okolicznościach. Dwie kolejne dziewczyny decydują się wyruszyć na opuszczoną wyspę, by poznać swoją przeszłość i rozwiązać zagadkę tajemniczych śmierci.

Główną bohaterką gry jest piąta z dziewczyn-Ruka Minazuki. Kobieta wyrusza w ślad za dwiema koleżankami po tym jak urwał się z nimi kontakt. Wraz z nią poznajemy szczegóły incydentu sprzed lat, a także dowiadujemy się o przeszłości opuszczonej wyspy. Ruka nie jest jednak jedyną grywalną postacią w grze. Będziemy mogli wcielić się także między innymi w detektywa, który lata wcześniej odnalazł pięć dziewczynek. Będziemy mieli także okazję poznać wydarzenia z perspektywy pozostałych dwóch dziewczyn Madoki i Misako. W grze mamy bowiem cztery grywalne postacie, które poznają historię losów bohaterek, przeszłości wyspy i tajemniczej choroby.

Historia opowiedziana w Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse to kawał dobrego japońskiego horroru. Mamy to, z czego słynie seria, czyli duchy, okultyzm i mieszankę tradycyjnych wierzeń. Klimat jest tutaj naprawdę gęsty i pod tym względem gra nie ma sobie równych. Historia jest pomysłowa, ciekawa i wpisuje się w kanon najlepszych straszaków z Japonii.

Gameplay tej produkcji to przeniesienie rozgrywki znanej jeszcze z czasów PlayStation 2. Dorzucono jeszcze trochę bajerów usprawiedliwiających wydanie gry na Wii. Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse pierwotnie debiutowało na tym systemie, wiec sterowanie i rozgrywka były pomyślane pod wiilota i gruchę. Z początku trochę obawiałem się, czy uda się to dobrze przenieść na współczesne systemy. Na szczęście podobnie jak w przypadku Maiden of Black Water tranzycja przebiegła bezproblemowo.

Tytuł jest oczywiście horrorem w klasycznym stylu z klimatem i atmosferą grozy na pierwszym miejscu. Przemierzamy opuszczone i podniszczone lokacje, po drodze szukając kluczy i rozwiązując proste zagadki. Co jakiś czas spotykamy duchy. Nie wszystkie zjawy, na jakie się natkniemy, są (od razu) agresywne. Podczas naszych spacerów znajdujemy najróżniejsze przedmioty pomagające nam w przetrwaniu. Zioła, klisze do naszego aparatu fotograficznego i całe sterty notatek objaśniających nam fabułę gry.

Mask of the Lunar Eclipse wyróżnia jeden dość charakterystyczny element. Mimo że Project Zero jest survival horrorem, to nie uświadczymy w tej produkcji typowych broni. Naszym orężem do walki z duchami jest Camera Obscura – aparat fotograficzny posiadający moce egzorcystyczne. Zastępuje on nam pukawki i okazują się całkiem sprawnym narzędziem do eliminacji wszelkiego typu widm. Podczas korzystania z tego przyrządu przechodzimy w pierwszoosobowy tryb i musimy robić zdjęcia maszkar. Wiąże się z tym cały system fotek pstrykniętych w odpowiednim momencie i skilli zwiększających wachlarz umiejętności naszego aparatu. Ten element gry podobnie jak reszta nie uległ zbyt wielkim zmianom. Zmodyfikowano lekko system zadawania obrażeń duchom i spowolniono trochę czas przeładowania się aparatu po wykonaniu zdjęcia. Nie są to jednak olbrzymie zmiany i można się do nich przyzwyczaić.

Poza aparatem znanym z pozostałych odsłon serii mamy też do czynienia z nowym orężem pomocnym w walce z duchami. Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse pozwala nam skorzystać także z potężnej latarki znanej jako Spirit Torch. Ma to sens w końcu latarka chyba najbardziej kojarzy się z willotem, więc też najłatwiej było wprowadzić ten element do gry właśnie w tytule stworzonym pod legendarny system Nintendo. Ze Spirit Torch korzysta jedna z grywalnych postaci i sprzęt ten służy jako zastępstwo typowego aparatu, ale działa na podobnej zasadzie co Camera Obscura.

Oprawa audiowizualna jest niezła i gra ma sporo solidnych momentów. Niestety bardzo łatwo zobaczyć, że był to tytuł tworzony pod Wii. Niestety niektóre tekstury wyglądają dosyć archaicznie. Jest to tym bardziej zauważalne, że sporo czasu spędzamy w trybie pierwszoosobowym z aparatem w dłoni. Wtedy bardzo łatwo zobaczyć okropne zlepki pikseli, które mają być tekstura na drzwiach czy innych elementach otoczenia. Da się to przeżyć, ale na pewno ten element rzuca się w oczy trochę za bardzo. Kwestia audio wypada znacznie lepiej. Zdecydowano się pójść drogą oryginalnej ścieżki dźwiękowej i napisów. To chyba dobra decyzja, bo japońskie głosy jeszcze bardziej potęgują atmosferę tytułu.

Na koniec jeszcze drobne uwagi. Miałem okazję zagrać w Mask of the Lunar Eclipse na Wii i moim zdaniem to świetna produkcja z genialnej serii gier. Nie jest to co prawda moja ulubiona odsłona Project Zero, ale i tak tytuł jest wyborny. Ten remaster daje okazję większej ilości graczy na sprawdzenie cudownego horroru w japońskim stylu. Nie zdarza się to już zbyt często, bo cykl Siren jest dawno zapomniany, a straszaki od Capcom to w głównej mierze akcja i zachodnie klimaty. Wspominam o tym, bo Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse jest w tej kwestii unikatowe i na rynku nie ma nic podobnego. Dlatego mam nadzieję, że gra odniesie sukces i doczekamy się więcej remasterów lub nowych odsłon cyklu. Głownie dlatego, że brakuje mi takich gier.

Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolony z Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse. Po pierwsze to całkiem udany remake wybornej gry z jednej z moich ulubionych serii. Jest co prawda, do czego się przyczepić i to bardziej budżetowa wersja portu niż remake z prawdziwego zdarzenia. Nie jest to jednak wielka kwestia, bo w najważniejszych miejscach gra się broni. Po drugie cieszę się, bo Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse wpisuje się w straszaki, których nie ma tak strasznie dużo na rynku. Zwłaszcza jeśli chodzi o produkcje spoza segmentu indie. Mamy tutaj powolny, atmosferyczny horror, gdzie akcja nie jest na pierwszym planie. Nie każdemu coś takiego przypadnie do gustu, ale ja jestem uradowany, że mogłem powrócić do mojego ulubionego stylu straszaków. Zdecydowanie polecam Project Zero: Mask of the Lunar Eclipse wszystkim fanom grozy.

Danteveli
14 marca 2023 - 12:36