Materiały promocyjne trzeciej kinowej adaptacji jednego z najbardziej campowatych seriali telewizyjnych wszech czasów nastawiły mnie na jedną z dwóch rzeczy. Z jednej strony spodziewałem się, że będzie to film nieudany do szpiku kości, jeden z przedstawicieli gatunku „tak złych, że aż dobrych”. Z drugiej, kilka rzeczy ze zwiastunów pokazywało, że to się może jednak udać – i to, bardzo, bardzo mocno, serwując nam naprawdę niesamowicie miodną mieszankę. Koniec końców rzeczywistość okazała się dużo bardziej szarawa i Power Rangers znaleźli się w rozkroku między jednym a drugim. Rozkrok zresztą nie dotyczy tylko jakości produkcji, ale też niezdecydowania w kwestii atmosfery i klimatu dzieła.
W przyszłym roku na ekrany kin wejdzie film Power Rangers, będący rebootem kultowej marki z lat 90., na której wychowało się wielu dzisiejszych 30-latków. Fani liczyli, że na fali nostalgii niewielkie cameo zaliczą w nim dawni odtwórcy ról tytułowych wojowników. Niestety, z informacji podanych przez Waltera Jonesa – serialowego Czarnego Wojownika – wynika, że w obrazie nie pojawi się nikt z dawnej obsady.