Dziś swe dwudzieste urodziny obchodzi seria Resident Evil. Cykl, który nie tylko jest prawdopodobnie najsłynniejszą serią survival horrorów w historii gier wideo, ale też jedną z bardzo nielicznych produkcji, które z powodzeniem udało się przeszczepić na grunt kinowy. Tam cykl od lat radzi sobie doskonale i zdołał wyrobić własną rozpoznawalność w oderwaniu od materiału źródłowego. W artykule tym jednak nie zamierzam śledzić burzliwych losów serii oraz jej kilkudziesięciu spin-offów ani przyglądać się bliżej temu, jak przez lata coraz mniej w niej było horroru, a więcej akcji. Nie poświęcę też czasu analogicznej drodze, jaką przeszły filmy z Millą Jovovich. Zamiast tego chciałbym zwrócić Waszą uwagę, drodzy czytelnicy, na to, jak Capcom, japoński moloch posiadający prawa do tego cyklu, jak mało kto wyspecjalizował się w gatunku interaktywnych horrorów, tworząc obok swej flagowej sagi całą gamę innych straszaków – i na to, jak seria Resident Evil zainspirowała kilka innych, równie kultowych serii tego wydawcy, samemu od czasu do czasu również pożyczając od bratnich produkcji to i owo.
Dinozaury zawsze potrafiły rozpalić wyobraźnię zarówno dzieci, jak i dorosłych. Wielkie, zielone gadziska to mimo silnych, naukowych dowodów i opracowań stworzenia na poły mityczne. Nie zmienia to faktu, że są bardzo dobrym materiałem na grę.
W dzisiejszym odcinku Nightmare bohaterem nie będzie gra jako całość. Dino Crisis bowiem jest całkiem solidnym i wartym uwagi survival-horrorem, który cieszył się popularnością w erze pierwszej PlayStation. Koszmarem jest jednak ścieżka dźwiękowa tej gry.