Dinozaury zawsze potrafiły rozpalić wyobraźnię zarówno dzieci, jak i dorosłych. Wielkie, zielone gadziska to mimo silnych, naukowych dowodów i opracowań stworzenia na poły mityczne. Nie zmienia to faktu, że są bardzo dobrym materiałem na grę.
Dinozaur może być zarówno miłą przytulanką rodem z Dino Island, jak i horrorowatą, laserową i cybernetyczną maszynką do mielenia mięsa prosto z Bloddragona. Przez moje ręce przewinęło się wiele gier z pradawnymi jaszczurami, które dostarczyły mi bardzo wiele godzin niczym nieskrępowanej rozrywki. Niestety większość współczesnych produkcji pokroju słabego Dino D-Day, pozbawionego charakteru Primal Carnage czy koszmarnego Orion: Dino Horde do mnie nie trafia. Brakuje mi jazdy na rozjuszonym triceratopsie uzbrojonym w szybkostrzelne działka rodem z Turoka. Dobre dinozaury możemy znaleźć w przeszłości.
Cadillacs & Dinozaurs poznałem dawno temu pod postacią serialu animowanego na jednym z pierwszych kanałów satelitarnych, jakie oglądałem, będąc dzieckiem. Oczywiście wszyscy mówili po niemiecku, ale to już zupełnie inna historia. Amerykańskie, płetwiate samochody, tak paliwożernych, jak dinozaury wciągające mięcho to bardzo udane i mocno podziałające na wyobraźnię. Podobnie było z beatemupopwą grą w erze małobitowych konsol, a przeniesienie bohaterów i realiów do interaktywnego świata wyryło niemały ślad nie tylko w mojej, gamingowej psychice. Jednak prawdziwy dinoszał miał dopiero nadejść.
W podstawówce do kina chodziło się ze szkoły na lektury, a teraz jest tak samo, przez co nasz polski przemysł, dotowany przymusowo przez uczniów nadal cudownie funkcjonuje. Swoistym wyłamaniem się od tej reguły było wyjście na pierwszy Jurassic Park. Szał dinozauromanii opętał wtedy wszystkich, niezależnie od wieku, płci, wyznania czy miłości do zwierząt. Na dinozaury wszyscy chodzili do kina, a od tej przyjemnej, przepełnionej znakomitymi nawet dziś efektami specjalnymi opowieści nie było ucieczki. Zresztą, trudno uciec głodnemu dinozaurowi, co przy niedawnym, jubileuszowym powrocie Parku Jurajskiego do kin oraz euforii towarzyszącej przy wyświetlaniu go w chińskich kinach, jest faktem niepodważalnym. Miliardy chińczyków nie mogą się mylić.
Gier na podstawie tego filmu Jurassic Park było całkiem sporo, a wersja Rampage z Segi Genesis oferowała znakomicie zrównoważony gameplay platformówki, połączony z bardzo dobrymi poziomami i piękną jak na tamte czasy grafiką, dając czystą przyjemność z grania, gdzie strach przed nieznanym (w sumie znanym, bo dinozaurem) i poczucie radości z pokonania nieraz naprawdę upierdliwego przeciwnika wpisały tę grę do historii dinozaurowego gamingu.
Dinozaury były albo mięsem armatnim, albo godnym przeciwnikiem robiącym z nas prehistoryczną, mięsną sałatkę upstrzoną zielenizną i paprocią dla lepszego trawienia. Polowanie na dinozaury można było zarówno spróbować w mało znanym, a wciągającym celowniczkiem Dino Stalker lub walczyć zamiast z zielonymi gadzinami, z bugami zalewającymi nas w jednak strasznie wciągającym w swoich czasach Tresspasserze.
Z tego starcia wyszedł jedynie obronną ręką dzierżącą łuk i strzały Turok. Indianin polujący na dinozaury i przy okazji ratujący wszechświat. Pierwsze swoje kroki skierował przede wszystkim na Nintendo 64, gdzie doczekał się kilku dość zróżnicowanych odsłon. Jednak ja najlepiej pamiętam Turoka 2 w wersji na PC, która mogłaby dziś służyć za przykład dla developerów od corridor shooterów, jak należy robić poziomy, żeby były wyzwaniem zarówno dla refleksu i strzelania, jak i szukania sposobu ich przejścia i alternatywnych ścieżek. Dziś ten tytuł mocno się już zestarzał graficznie, czego nawet nie ratują już nawet fanowskie poprawki. Przed kilku laty pojawił się nawet projekt mający przenieść tą nietuzinkową grę na nowy silnik, ale słuch o nim zaginął.
Ostatnia odsłona Turoka z 2008 roku strasznie obeszła się z graczem, dając mu rynnową dżunglę i nędzne próby wrzucenia zagrywek scenariuszowych z MGS'a, co strasznie zarżnęło grę. Miała ona kilka fajnych momentów, ale tylko momentów, które mimo wielkich, pokładanych nadziei w tym remakeu ugrzęzły w strasznej odtwórczości i braku pomysłów. Co z tego, że fajnie strzela się do dinozaurów, skoro równie dobrze mogłoby ich nie być, a skradanie się do zwierzyny nie satysfakcjonuje? Ta gra ostatecznie pogrążyła świetną serię, chociaż wygrała jeden plebiscyt, na najbrzydsze twarze bohaterów gier ever.
Obok dzielnego i nieco szalonego indianina jedną z najlepiej przeze mnie wspominanych gier, gdzie byłem oprawcą wielkich gadów to Dino Crisis, ze szczególnym uwzględnieniem drugiej odsłony serii. Połączenie survival horroru z walką o przeżycie wśród prehistorycznych gadów potrafiło wciągnąć na długie godziny, z wyłączeniem części trzeciej, gdzie dinozaury trafiły do kosmosu. To było jednak za dużo. Wcześniejsze przygody Reginy i kompanii to nadal kawał dobrych gier, jeśli nie przeszkadza niska rozdzielczość i okazjonalne błędy fizyki.
Postawieni naprzeciwko siebie prehistorycznych gadów w Primal Rage to nic innego jak klasyczne mordobicie, podobnie jak Jurassic Park Warpath. Jednak tu zamiast klasycznego 3D pokuszono się o niebanalną oprawę w postaci poklatkowo animowanych kukiełek, okładających się paszczami, ogonami i łapami. Przeciwnikami w tej grze są także gigantyczne małpy rodem z King Konga, a wszystko jest podlane mocno posapokaliptycznymi realiami.
W przypadku Peter Jackson's King Kong mogliśmy także spotkać na swojej drodze niezliczone hordy gadów, eksterminowanych przy pomocy broni rodem z lat 30 XX wieku lub pod postacią gigantycznego King Konga. Rozgrywka była niezgorsza, jednak gra jest teraz mocno zapomniana i niewiadomo, dlaczego hejtowana.
Duże nadzieje pokładałem w Jurassic Park: The Game, ze stajni Telltale Games, kontynuującą wątki z pierwszej części filmu. Niestety srogo się na tym tytule zawiodłem, a osobiście nazywam ją QTE: The Game. Mimo dobrego klimatu znanych i nowych lokacji gra w formule epizodów, a pozbawiona zupełnie mięcha, czyli krwi, obecnej we wszystkich grach z dinozaurami jest raczej pozycją kierowaną jedynie do prawdziwych fanów. Lepiej w takim przypadku sięgnąć po klasyczne lub odświeżone Carnivores i ze stoickim spokojem zapolować na dinozaury na wypełnionej nimi po brzegi planecie. Jest to całkiem udana symulacja myśliwego, umiejąca być niezłym wyzwaniem dla przyzwyczajonego do szybkiej i opartej na refleksie rozgrywki. Tutaj konieczne było opanowanie i wyczekanie odpowiedniego momentu. Jeśli nie udało nam się zrobić tego po cichu i w dobrym stylu, nasz los był przesądzony. Mięcho i do piachu, przez układ trawienny dinoazura.
Gier z dinozaurami jest znacznie więcej. Pojawiają się także epizodycznnie chociażby w Tomb Raiderze czy Tekkenie, ale dlaczego dinozaury są fajne? Bo są jak Batman. Dlaczego Batman jest fajny? Bo jest Batmanem. Dlaczego gry z dinozaurami są fajne? Bo są z dinozaurami. Poza tym wyginęły już dawno temu, dlatego nie mamy wobec nich podobnych sentymentów jak do psów czy kotów (oczywiście tych dzikich). Dinozaurów nie spotka też choćby los pewnego szczura pod nożem czy skórowania Mario, bo nie doczepił się do nich nikt z PETA. Przynajmniej na razie można sobie do dinozaurów strzelać, ile dusza zapragnie.
Śledź mnie na Twitterze!