Lovecraft stał się automatycznym odwołaniem dla prawie każdej gry stawiającej na grozę. Trudno znaleźć straszak, który w swoim opisie nie będzie powoływał się na klimat z opowiadań Samotnika z Providence. Ewentualnie mamy jeszcze masę gier nawiązujących do mitologii cthulhu lub innych aspektów twórczości XX. Wiecznego pisarza. Moons of Madness to kolejna gra aspirująca do miana lovecraftowskiego tytułu. Czy symulator chodzenia osadzony w kosmosie sprawi, ze poczujemy się ziarenkiem piasku w niekończącym się morzu chaosu?
Parki rozrywki to takie przedziwne miejsca, do których przychodzisz i kupujesz drogie bilety, tylko po to, aby jego twórcy zafundowali Ci przejażdżkę mrożącą krew w żyłach, zawrót głowy, poczucie straconego czasu od oczekiwania w niebotycznie długich kolejkach i ewentualną niestrawność od śmieciowego jedzenia zmieszanego przejażdżką diabelskim młynem. Gra The Park jest dokładnie taka sama jak moja ostatnia wizyta w wesołym miasteczku...
Główną bohaterką gry jest Lorraine — matka chłopca o imieniu Calleb. Kobieta wygląda jak nieudana podróba dziewczyn z kalendarzy pin-up. Wysokie, obcisłe dżinsy, kokardka we włosach i cały jej wygląd powodował, że ucieszyłam się, gdy rozgrywka okazała się toczyć z widoku pierwszoosobowego i nie musiałam patrzeć na nieudany projekt postaci.
The Longest Journey to jedna z nielicznych gier, które w moim uznaniu w pełni zasługują na ocenę 10/10. Druga część tej niezwykłej gry przygodowej - Dreamfall była już o klasę słabsza, ale miała niesamowitą fabułę (moja narzeczona nie lubi przygodówek, ale historia wciągnęła ją tak mocno, że musiałem grać przy niej, żeby mogła widzieć co będzie dalej). Jak wielu fanów, bezowocnie czekam na zapowiedzianą w 2007 r. trzecią odsłonę serii Dreamfall Chapters i w końcu widzę światełko w tunelu.