Film Glass, jako ostatni odcinek nietypowej trylogii o superludziach, miał bardzo trudne zadanie. Niezniszczalny pojawił się w kinach w roku 2000, zaraz po wielkim sukcesie Szóstego zmysłu. I nawet jeśli ten komiksowy, ale wcale nie komiksowy film nie okazał się być arcydziełem, to i tak jest dziś wspominany jako rzecz oryginalna i przynajmniej dobra. 17 lat później "nowy" Shyamalan dał światu Split - ciekawy film o facecie z rozszczepieniem osobowości, którego historia okazała się być zaskakującą kontynuacją Niezniszczalnego. Tego w kinie jeszcze nie było. Glass, pozbawiony efektu zaskoczenia, ma wszystkie wątki doprowadzić do satysfakcjonującego finału.
M. Night Shyamalan kilka lat temu wrócił do solidnej filmowej formy, więc oczekiwania dotyczące jego kolejnych projektów znowu mogą być wysokie. Tak miałem z filmem Glass - końcowa scena w Split objawiła się jako dzieło geniusza, więc finału wyczekiwałem z zapartym tchem. Dobrze zmontowane zwiastuny moją niecierpliwość tylko wzmagały i ostateczne starcie "ja vs film" powinno zakończyć się jednoznacznym zwycięstwem Glass. Trochę szkoda więc, że najnowsza produkcja Shyamalana okazała się być czymś mniej, niż sumą części składowych.
Wyborna, wybiegająca ponad wszelkie horyzonty i granice historia z odrobiną romansów, rozterek moralnych i przyjaźni. Wszystko to w malowniczej scenerii, gdzie widoki zapierają dech w piersi. Nie, to nie są Niezniszczalni 2! Mamy tutaj rozpierduchę, zero zastanawiania się i odwieczny, a zarazem jedyny dylemat jakim narzędziem pozbawić głowy jednego z gości, którzy do nas strzelają. Tak właśnie widzę film pod wymownym tytułem Niezniszczalni 2, który miałem okazję ostatnio obejrzeć.