Niecałe półtora roku temu recenzję filmu Wizyta zacząłem od akapitu, w którym znalazło się obowiązkowe przypomnienie wysokiej formy M. Nighta Shyamalana z przełomu stuleci i wytykanie jego późniejszych filmowych błędów. Na szczęście ostatecznie film okazał się bardzo dobrą rozrywką, dzięki której nazwisko Shyamalan nie musiało być wypowiadane w tonie przepraszająco-usprawiedliwiającym. Teraz przyszedł czas na Split, kolejny "mały" dreszczowiec zbierający pozytywne opinie tak krytyków, jak widzów. Czy faktycznie znowu jest dobrze?
Tak! Jest nawet lepiej! Shyamalan rzeczywiście radzi sobie najlepiej, gdy nie musi robić produkcji pod publiczke, za grube pieniądze. Split kosztował zaledwie 9 milionów dolarów i bazował na pomyśle, który pan reżyser stworzył niemal dwie dekady temu, a efekt końcowy momentami zachwyca.
Wyśmienity James McAvoy gra Kevina, młodego człowieka z rozszczepieniem osobowości. W jego ciele mieszkają 23 zupełnie różne postacie i nie wszystkie żyją ze sobą w zgodzie. Podczas niecałych 2 godzin seansu poznamy wybraną garstkę. Barry to otwarty, pozytywnie nastawiony do świata fanatyk mody, Hedwig jest dziewięcioletnim chłopcem, Patricia jest surowa, powściągliwa i opanowana, zaś Dennis budzi lęk nieprzeniknionym wyrazem twarzy, gniewem w oczach i niewypowiedziana groźbą. I to właśnie Dennisa poznajemy na samym początku, gdy z parkingu przy centrum handlowym porywa trzy nastolatki.
Marcia i Claire są ładne i popularne, a splot okoliczności sprawił, że znalazły się w jednym samochodzie z Casey, klasowym odludkiem. Dziewczyny zostają postawione w przerażającej sytuacji, zamknięte gdzieś w piwnicy bez okien, z lękiem oczekując na przybycie porywacza. Dennis mówi, że są "pokarmem", więc gdy uwięzione słyszą, jak rozmawia on z jakąś kobietą, próbują przekonać ją do swoich racji. Po ponownym otwarciu drzwi okazuje się, że kobieta to Dennis. A tak naprawdę Kevin. I tak to się toczy - osobowości gnieżdżące się w ciele Kevina i ich przepowiednia o nadejściu Bestii to jeden wątek, próbujące wydostać się z niewoli dziewczyny to drugi wątek, a na deser dostajemy jeszcze panią doktor Fletcher, terapeutkę i specjalistkę od leczenia pacjentów z wieloraką osobowością, która zajmuje się przypadkiem Kevina. Tylko dokąd to wszystko nas zaprowadzi?
Napiszę krótko: do miejsca, którego się nie spodziewałem. I nie ma tu mowy o typowym shyamalanowskim zwrocie akcji. To coś dużo sprytniejszego, bowiem na samym końcu okazuje się, że oglądaliśmy zupełnie inny film, niż nam się wydawało. Ale zanim to nastąpi, dzieje się na tyle dużo i na tyle dobrze, że Split i bez ostatnich dwóch minut byłby bardzo dobrym kinem.
Shyamalan świetnie czuje się w kameralnym, niepokojącym klimacie. Mało jest tu bohaterów, mało scenografii, a dużo emocji. Tempo akcji rozkręca się bardzo powoli (dla niektórych zapewne zbyt wolno), ale nie ma mowy o nudzie. Spora w tym zasługa ciekawych retrospekcji z młodą Casey w roli głównej oraz zaskakująco normalnych, pogodnych sesji terapeutycznych Kevina. A skoro o "pogodnych" mowa - Split stosuje tę samą sztuczkę, co Wizyta, choć w dużo mniejszym natężeniu. Mowa o humorze punktującym niektóre pełne napięcia sceny. Prym w tej kategorii wiedzie Hedwig, fan Kanye Westa.
Od strony aktorskiej nie ma się do czego przyczepić, a tytaniczna praca wykonana przez McAvoya (scena, gdy Barry na naszych oczach staje się Dennisem to absolutne mistrzostwo!) powinna zostać doceniona przy okazji rozdawania rożnych ładnych, złotych statuetek. Anya Taylor-Joy to drugi ekranowy magnes - po Czarownicy i Morgan to jej trzecia duża rola, w której udowadnia, że nadaje się do obsadzania w niepokojących filmach i wywiązuje się z powierzonego jej zadania z nawiązką. Split może się też pochwalić wchodzącym pod skórę głównym muzycznym motywem autorstwa Westa Dylana Thordsona i cudownie oczywistą zagrywką na napisach końcowych i początkowych.
Split to po prostu bardzo udane kino gatunkowe. Jasne, mogłyby się dziać szybciej, sytuację uwięzienia bohaterki mogły rozegrać inaczej, ale to już jest czepianie się. M. Night Shyamalan wrócił do formy, co do tego nie mam wątpliwości. Oficjalnie z niecierpliwością oczekuję na jego kolejną produkcję, a ta dostaje ode mnie mocną ósemkę.