Wyborna, wybiegająca ponad wszelkie horyzonty i granice historia z odrobiną romansów, rozterek moralnych i przyjaźni. Wszystko to w malowniczej scenerii, gdzie widoki zapierają dech w piersi. Nie, to nie są Niezniszczalni 2! Mamy tutaj rozpierduchę, zero zastanawiania się i odwieczny, a zarazem jedyny dylemat jakim narzędziem pozbawić głowy jednego z gości, którzy do nas strzelają. Tak właśnie widzę film pod wymownym tytułem Niezniszczalni 2, który miałem okazję ostatnio obejrzeć.
Pierwsza część pojawiła się 2 lata temu. Wtedy też uwagę przykuć mogła obsada. Reżyser Sylvester Stallone, który także odegrał jedną z głównych ról we własnym filmie, zaprosił do współpracy takich bohaterów kina akcji jak Jason Statham, Jet Li, Dolph Lundgren, Eric Roberts, Randy Couture, Steve Austin i wielu innych. I chociaż może niektóre z nazwisk mogą wydać się kompletnie nieznane, to gdy ujrzy się twarz przedstawiciela, od razu wiadomo o czym mowa, a na myśl przychodzą te wszystkie przesiąknięte nienawiścią i śmiercią filmy akcji lat dziewięćdziesiątych. Pierwszą część, pamiętam, oglądało mi się równie dobrze, jak dwójkę. Mnóstwo stylowego humoru, gdzie mając w ciele 31 strzał, które przebiły płuco, serce i wątrobę, bohater nadal stroi sobie żarty z kumpli. Tak, to jest właśnie ten typ filmu.
Większość obsady pozostała bez zmian w stosunku do poprzedniczki. Oprócz stałej ekipy, udział wzięli także Chuck Norris, Jean-Claude Van Damme, Bruce Willis czy Arnold Schwarzenegger. Tych ostatnich można było spotkać także w części pierwszej, jednak ich udział był znikomy. Dopiero w dwójce pokazują pazury szczególnie we wspólnej scenie, gdzie u boku Stallone’a sieją chaos w końcowej scenie filmu.
Co serwują nam Niezniszczalni 2? Akcję! O to w tym filmie chodzi. Zebrano wszystkich must have sceny kinowej i postawiono ich obok siebie zmuszając do wykonywania ról, z których najbardziej ich kojarzymy. Nie ma tutaj prawie żadnych scen przestoju. Zawsze coś się dzieje, a jeśli już jakaś zwolniona scena się trafia, to najczęściej zakropiona jest żartami bohaterów.
Czego dotyczy fabuła? Nie jest ona zbyt ambitna. Ot, agent specjalny, który kazał na siebie mówić Mr. Church (Bruce Willis), zwołuje najbardziej zabójczą grupę najemników do z pozoru prostego zadania. Mają odnaleźć niezwykle cenną dla agencji rządowej paczkę. Niestety, na ich drodze staje mafia, The Saints, której przewodzi Vilain (Jean-Claude Van Damme). Złapany w pułapkę jeden z najmłodszych "do wynajęcia" zostaje zabity, a wszystko dla skrzyneczki, w której znajduje się mapa z lokalizacją ponad 5 ton plutonu, niezwykle cennego dla wszystkich chcących zachwiać równowagę na świecie. Od teraz dla głównych bohaterów liczy się tylko zemsta. W przeciągu półtorej godziny jesteśmy obdarowywani mnóstwem krwi, strzelania, doborowego sprzętu i znanymi twarzami z Hollywood’u, a wszystko w imię niezobowiązującego oderwania się od powagi na rzecz luźnego, wypełnionego fikcją filmu.
Czy warto? Jasne, że warto. Mając do wyboru romansidła z dziewczyną/narzeczoną/kochanką/żoną bądź Niezniszczalnych 2, lepiej zabrać ją na ten drugi film i pokazać, czym w naszym rozumieniu jest Mordor i chaos. Bo przecież nawet kobieta, w tym moja dziewczyna, może poświęcić się, posmakować takiego typu kina, a po wszystkim z uśmiechem na ustach zakomunikować, że czeka już na trzecią część!