Polem, na którym seria Pro Evolution Soccer przegrywa z FIFĄ od wielu lat są licencje. Brak prawdziwych nazw klubów, rzeczywistych strojów, a nawet reprezentacyjnych składów sprawia, że wielu fanów piłki wybiera zamiast produkcji Konami tę od EA Sports. Na konieczność gry zmyślonymi jedenastkami narzekają nawet zagorzali fani serii, dla których ważniejsza jest sama mechanika zabawy czy dostępne tryby. Jednocześnie w społeczności maniaków Pro Evo nie brakuje głosów domagających się rewolucji w kultowym module Master League. Co przeszkadza najbardziej? System powracania piłkarzy, którzy zakończyli karierę, jako utalentowane nastolatki.
Większość książek opartych na uniwersum gier nie grzeszy wysokim poziomem. Jednak istnieje pewna seria, którą chętnie ujrzałbym nie tylko na ekranie swojego monitora, ale i poza nim. Z niniejszą decyzją wiąże się kilka motywów, zachęcających mnie do zagłębienia się w papierową edycję. Szkoda tylko, że ta niestety nie istnieje...
Ewolucja nośników gier przeszła przez dyskietki, płyty CD, DVD czy Bluray do dystrybucji cyfrowej. Dawniej gry były zabezpieczane przede wszystkim cd-keyami i wyskakującymi co jakiś czas pytaniami o słowo na konkretnej stronie drukowanej instrukcji. Teraz mamy nieustanny tryb online i DRM. Teraz ponad 3/4 kupowanych przeze mnie gier pochodzi z dystrybucji cyfrowej. Co jednak robić niepotrzebnymi płytami?
Premiera filmu King Kong i gry z nim związanej odbyła się sześć lat temu. Od 2005 roku regularnie atakowały mnie materiały promocyjne dotyczące tej produkcji UbiSoftu. Cały czas jednak nie potrafiłem się przełamać, aby zagrać. Wszystko przez te etapy z Adrienem Brodym.
Co roku w recenzjach Pro Evolution Soccer jako jedną z głównych wad podaje się nielicencjonowane kluby, reprezentacje i rozgrywki. Zawsze przy tej okazji porównuje się tytuł od Konami z FIFą, która ma mnóstwo praw do wykorzystywania wizerunków drużyn, lig i zawodników.