Nadchodzi nowe. Powraca stare. Dark Souls. Legend of Grimrock. Shin Megami. Wielkie RPGi dzisiejszych czasów udowadniają, że nie tylko jest miejsce na gry wymagające, lecz także, że jako gracze wciąż lubimy te same koncepty. Lubimy gry dobre.
Czasami budzi się we mnie jaskiniowiec i mam ochotę zapolować na zwierza. Ale jako że jestem człowiekiem XXI wieku to od czego mam konsolę, prawda? No właśnie.
Katarzynka sporo namieszała na rynku mocno dzieląc graczy, notując świetne wyniki sprzedaży i zaznaczając przejście Atlusa na obecną generacją konsol. Mówiono, że to tylko kolejna gra logiczna, że pseudo-erotyk, że japońskie dziwactwo. Z drugiej strony znalazło się też trochę głosów mówiących, że to pierwsza prawdziwa gra dla dorosłego odbiorcy. Oj tam, oj tam.
Catherine to przede wszystkim gra o dojrzewaniu, facetach z problemami oraz problemach z kobietami. Przyznam, że też jedna z najlepiej zrealizowanych gier dla dorosłych, z jakimi się spotkałem, zostawiająca za sobą tak daleko nie do końca poważne L.A. Noire oraz głupkowate Heavy Rain, które nie dorównały oczekiwaniom sporej grupki graczy.
Seria „Musou” od Koei znana szerzej na zachodzie jako „Warriors”, z czasem rozszerzyła się na licencje zewnętrzne, przenosząc formułę walki z dziesiątkami wrogów naraz na zupełnie nowe uniwersa. Po udanym w moim przekonaniu Fist of The North Star Ken’s Rage oraz nierównej, ale miodnej trylogii Gundamów, nadchodzi gra na bazie One Piece, na pierwszy rzut oka kolorowa, radosna, wyglądająca naprawdę bombowo, podczas gdy Namco-Bandai tworzy klona tej formuły opartego o Saint Seiya.
Lubię tę konwencję, lubię tę serię, bo jest zarówno wciągająca, jak i bardzo lekka – można przy niej zmarnować dziesiątki godzin albo walnąć jedną misję na miesiąc nie czując przy tym parcia na więcej. Dlatego zacząłem zastanawiać się jakie jeszcze licencje z zakresu mangi oraz anime chciałbym zobaczyć jako Warriorsów. W końcu ta licencja nadaje się na wiele uniwersów z radosnego, krzykliwego świata animacji i komiksu.