O Catherine i dorosłych grach - Pita - 8 października 2011

O Catherine i dorosłych grach

Katarzynka sporo namieszała na rynku mocno dzieląc graczy, notując świetne wyniki sprzedaży i zaznaczając przejście Atlusa na obecną generacją konsol. Mówiono, że to tylko kolejna gra logiczna, że pseudo-erotyk, że japońskie dziwactwo. Z drugiej strony znalazło się też trochę głosów mówiących, że to pierwsza prawdziwa gra dla dorosłego odbiorcy. Oj tam, oj tam. 

Catherine to przede wszystkim gra o dojrzewaniu, facetach z problemami oraz problemach z kobietami. Przyznam, że też jedna z najlepiej zrealizowanych gier dla dorosłych, z jakimi się spotkałem, zostawiająca za sobą tak daleko nie do końca poważne L.A. Noire oraz głupkowate Heavy Rain, które nie dorównały oczekiwaniom sporej grupki graczy.

Jest to także produkcja, która zmusiła mnie do rozmyślań o samej istocie tak bardzo ostatnio rozdmuchiwanego tematu „poważnych gier dla dorosłych” mocno związanego z całą wymienioną trójką dzieł. Gier dla dorosłych, które w oczach mas dostajemy niejako dopiero teraz, na tej generacji i dzięki dojrzewaniu branży. Okropna bzdura. 

Ponieważ gry dla starszych odbiorców mamy od lat.

Ale po kolei. Atlus stworzył tytuł o tym, czego faceci przeważnie się boją, czyli o małżeństwie, zobowiązaniach wobec kobiety, przywiązaniu, zostaniu tatusiem. Vincent uosabia każdego mężczyznę, ma typowe problemy samców w jego wieku, młodszych oraz starszych. Bo pomimo tykającego zegarka,  sam jeszcze nie wie czego chce od życia. Gra opowiada o tych problemach ciekawie, inteligentnie. Jest to pozycja dla ludzi, którzy co nieco widzieli i co nieco przeżyli.

Dorosłą historię można opowiedzieć tak...

Pewnie dlatego przy Catherine można spędzić sporo miłych chwil i zastanowić się nad samym sobą, co nieczęsto zdarza mi się przy grach wideo. Ponieważ ogólnie rzecz ujmując, szukając w elektronicznej rozgrywce czegoś „poważnego”, dotyczącego „nas/mnie”, z dorosłym klimatem czuję się… zażenowany.

Dostaję przereklamowane Heavy Rain, gdzie błędy logiczne, dziurawa historia i nijaka fabuła wołają o pomstę do nieba. Dostaję L.A. Noire, gdzie detektyw znajdując nóż w kieszeni przestępy zostawia go tam po obejrzeniu. Dostaję The Room gier wideo w wielu postaciach, gdzie tak naprawdę całą ta „powaga” opiera się… na oprawie graficznej i marketingowej propagandzie. Poważnie wyglądająca gra = dorosła gra = jestem mądry jak w nią gram. Duh.

Media obrzydliwie podlizują się takim tytułom, a podstarzali niedzielni gracze krzyczą w niebogłosy w jaki to sposób to fantastyczne, nietypowe i dojrzałe gry dla prawdziwych facetów z kredytem, żoną i dzieckiem w drodze. Część „alternatywnych” przeciwstawia im różnego rodzaju „artystyczne gry” dochodząc w sumie do tych samych wniosków – branża dojrzała, mamy wreszcie wspaniałe i mądre rzeczy. Za przeproszeniem – aż mi się niedobrze robi, kiedy czytam takie obiektywne prawdy objawione przez ludzi, którzy musieli grać bardzo wybiórczo. 

Prawdą jest, że takie gry coraz lepiej schodzą. Prawdą jest, że coraz więcej o takich grach słychać.  Prawdą jest nawet, że i mnie urzeka gra Atlusa. Nie oznacza to jednak, że jest tytułem na wyrost w stosunku do dotychczasowego dorobku gier wideo, czy nawet samego Atlusa, który już wcześniej tworzył bardzo wymagające tytuły z Personą 2 na czele.

Catherine jest świetne. O L.A Noire można się spierać. Dziecko Quantic Dream to według mnie poważny niewypał. Ale żadna z tych gier nie jest wcale czymś niesamowitym jak na branżę, w której widziano już tysiące gier skierowanych do dojrzalszych graczy – jednak nigdy nie pakowano w nie takich pieniędzy jak dziś. Tak naprawdę, gdyby nie pieniądze i odpowiednie nakręcenie marketingu na te gry nikt by nie spojrzał. Sama Catherine przyciągnęła najwięcej uwagi przez swoje erotyczne oblicze, nie rozgrywkę lub fabułę, podczas gdy Heavy Rain skutecznie wykreował się na wiekopomne dzieło idąc po niskiej linii oporu.

Nie chcę takiego oblicza branży. A jednak potrzeba gier, które oferują „coś więcej”. Szukam gier dojrzałych – nie żeby się dowartościować; czasami po prostu chcę wynieść coś ciekawego z kontaktu z tym medium. Czasem postrzelać, czasem pomyśleć. Bo to medium dla wszystkich, o tysiącu twarzy, różnorodne.

Tak – owe „coś więcej” dała mi Katarzyna. Ale dużo wcześniej dało mi to gro jRPGów i Planescape. Dało mi to fantastyczne Mother 3, pełne wzruszających scen. Dał mi to Tactics Ogre i Kana Little Sister, ICO, a nawet Blood czy trylogia Jaka i Daxtera. Dla przeciwwagi tylko kilka „wiekopomnych” gier zebrało w historii całą śmietankę „powagi”, „przekazywania wiedzy” czy nalepkę „sztuki”, w tym niekoniecznie najlepsze ku temu przykłady w postaci Bioshocka, czy czwartego MGSa. Następców wielu nie widać, ale pewnie nadejdą.

albo tak...

I znów będą niekończące się rozmowy o sztuce, dyskusje na blogach, oklaski jak to branża dorasta do zostania kolejną muzą, budowanie propagandowej maszyny, a potem okaże się, że to tylko gry. Stworzone, żeby zarobić w czasach, kiedy po prostu średnia wieku grających jest trochę wyższa.

Prawda jest taka że dorosłe gry to nie wynalazek ostatnich lat jak głoszą niektórzy, tylko coś, co istnieje od bardzo dawna. Tylko my byliśmy za młodzi, żeby je zauważyć.

Dlatego zaklinam Was, bądźcie ostrożni. Nie ufajcie w to, co o grach się mówi powszechnie. Nie ufajcie nawet w to, co pisze profesjonalna prasa i portale. Ufajcie jedynie osądowi, który będziecie mieli na podstawie własnych doświadczeń.

Sam zapewne przegapiłem jakieś dojrzalsze produkcje. Nie do końca zauważyłem pewne gry. Nie rozumiałem jakiś wielkich tytułów. I jakoś wcale się nie wstydzę, że istnieją gry na tyle skomplikowane, dobre i złożone, że nie jestem w pełni w stanie ich pojąć. Tyle że niekoniecznie to te najgłośniejsze.

Pita
8 października 2011 - 00:09