Czasami budzi się we mnie jaskiniowiec i mam ochotę zapolować na zwierza. Ale jako że jestem człowiekiem XXI wieku to od czego mam konsolę, prawda? No właśnie.
Jako dzieciak chwytający masowo dowolne gazetki z płytami i instalując z nich wszelkiej maści dema kilka razy natknąłem się na wszelkiego rodzaju symulacje polowania na zwierza, które ogrywałem z namaszczeniem szukając coraz to nowych roz(g)rywek. Nie kumałem, nie lubiłem, ale i tak grałem, a obecnie kiedy urosły szanse, żebym to docenił, to w życiu bym tego nie docenił. Za wolne, za nudne i tak szczerze to już chyba wolałbym sam się wybrać z łukiem do lasu. Generalnie straszny kicz to to nie był bo wbrew szerokiej opinii rozumiem tytuły skierowane w konkretny target, tyle, że ja nim po prostu nie jestem.
Była też oczywiście gra o polowaniu na myśliwych, wtedy mnie bawiła, teraz straszy, gdzie to biegaliśmy jakimś tam rogaczem nawalając do złych myśliwych. Nie chce do niej wracać. Potrzeba mi chyba MOARRRRRRRRRRRRRRRRRRR emocji. I oczywiście, na konsoli je znalazłem.
Początek – pożyczone Wii, własne PSP, seria Monster Hunter. Gra w Japonii równie kultowa co u nas Diablo, w Polsce nie wychodzi poza krąg zainteresowań prawdziwych fanów i specjalistów. A szkoda, bo generalnie to action-RPGowe polowanie na wielkie bestie jest świetnym oderwaniem się od wszelkiej trudności dnia codziennego i po prostu świetną grą osadzoną w oryginalnym świecie pełnym dinozaurów, smoków, bestii z epoki lodowcowej i wyzwań dla niewielkich drużyn śmiałków gotowych rzucić się z mieczem oburęcznym, który zawstydziłby samego Guttsa z Berserka na ogromną chimerę zagłady ludzkości + 4. Mówiąc językiem memów – Me Gusta.
Capcom, generalnie w tragicznej formie, wciąż trzyma się kilkoma mniej znanymi u nas seriami, a zbiorowe polowanie na dinozaury i smokozordy to niesamowite uniwersum i okropny pożeracz czasu dla wszystkich niespełnionych paleontologów. I w tym tkwi też problem – bo ciężko wskoczyć na chwilę, jeszcze gorzej wskoczyć samotnie, coś szlachtnąć i pójść hen daleko spać. Nie ma lekko.
Jednak wiedzcie, że Monster Hunter to naprawdę dobra, zbiorowa, przyjemna gra w polowanie na obrzydliwe bestie. Co ciekawe inna pozycja Capcomu – Lost Planet 2 to tak naprawdę taki Monster Hunter z gnatami i w innej scenerii. Gra generalnie została mocno niedoceniona i zjechana przez media, a sam przekonałem się do niej dopiero poprzez demo, ponieważ kompletnie mnie nie interesowała. Myliłem się, bo ponownie – jest to ciekawa pozycja, którą kiedyś porządnie ogram. Kiedyś.
Szukając jednakże dalej natrafiłem na dwa ciekawe minisy dotyczące polowania Carnivores: Ice Age oraz Carnivores: Dinosaur Hunter i, jak to minisy, dostępne na PS3 oraz PSP. Jak nietrudno zgadnąć Ice Age przenosi nas w rolę łowcy w epoce lodowcowej, podczas gdy w Dinosaur Hunter atakujemy przerośnięte i zue gady. Co prawda – moje pierwsze pośpieszne polowanie skończyło się (trzykrotną) śmiercią w paszczy wilka jaskiniowego, który po chwili szarpał moje zwłoki, potem szarpał moje zwłoki i na końcu szarpał moje zwłoki, to jednak nie zniechęciłem się. Całkiem słusznie.
Obie wyglądają jak FPSy z pradawnych lat, troszkę przypominają „symulatory polowania”, ale są znacznie lżejsze, szybsze i łatwiejsze w obsłudze. Potrafią też dziwnie wkręcić w ten sam sposób, w który wkręca nocne oglądanie mistrzostw świata w rzutki, albo bilard po godzinach z sokiem wiśniowym. Dziwne są po prostu, ale fajne. Co więcej to gry dla samotników i nie trzeba nam drużyny żeby zaszlachtować takiego dajmy na to kuzyna Mufasy. Bez wątpienia to intrygujące tytuły, a jednak polowanie na T-Rexa i mamuty ma w sobie to coś, czego brakuje mi w nowych grach. Jest takie staroszkolne w wykonaniu oraz tematyce.
Niestety mordowanie dowolnych ilości obrzydliwych zwierzów nie spowodowało u mnie wzrostu ego ani nie zaspokoiło moich krwawych instynktów. Ale to gdzie zapędziła mnie ciekawość i Internet przeszło moje najśmielsze odczucia.
Rzućcie okiem na wideo-recenzje gier Cabela:
Ja wiem, że to tylko gry wideo, ale tak chorego i dziwacznego lulfestu nie widziałem jeszcze na oczy. Zwierzęta kładzie się jakimiś setkami, jeżeli nie tysiącami, z każdego rogu wybiegają stworzenia do zabicia i ogółem – jak głupio to nie zabrzmi – wydaje mi się naprawdę okrutne i bezmyślne, a nie zabawne. Rozumiem rozwalać masowo terrorystów/roboty/złe stwory, ale na Boga – w ciągu 20 minut wyrżnąć populację kilku zoo?
Więc po eksterminacji grupowej, polowaniu na obcych planetach i oglądaniu działań rzeźni w wersji z gnatem postanowiłem coś. Podjąłem pewną męską decyzję odnośnie kolejnych gier z polowaniem. Pojąłem jakiej gry w tej tematyce mi brakuje.
I odpaliłem Duck Hunt.