Od premiery Dragon Balla minie w tym roku trzydzieści jeden lat. Niewiele mniej liczy sobie anime opowiadające o przygodach Son Goku i jego przyjaciół. Można sądzić, że to stworzone przez Akirę Toriyamę uniwersum zna i kojarzy każdy. Są jednak przecież też nowe pokolenia fanów japońskich komiksów i animacji, które nie pamiętają czasów RTL7, kreskówek z polskim dubbingiem nałożonym na ten francuski, zbierania kart z Chio i wszystkiego tego, co dzisiaj fani Dragon Balla wspominają z rozrzewnieniem. Przede wszystkim dla nich przygotowany jest ten tekst. Zaczynajmy!
Otóż nie! Wszystko co dobre, szybko się kończy, a w przypadku serialu Dragon Ball, wszystko skończyło się na „Zetce”. Dziś powracamy do tematu smoczych kul i tego w jak łatwy sposób zniszczyć legendę. Przyznam szczerze, że nim zdołałem obejrzeć serię „GT”, wiele osób uprzedzało mnie, że będę miał do czynienia z czymś słabym. Mimo to zdecydowałem się obejrzeć kolejne odcinki z moimi ulubieńcami z pozytywnym nastawieniem. Jednego byłem jednak pewien - wyższości „Z” nad „GT.