Od premiery Dragon Balla minie w tym roku trzydzieści jeden lat. Niewiele mniej liczy sobie anime opowiadające o przygodach Son Goku i jego przyjaciół. Można sądzić, że to stworzone przez Akirę Toriyamę uniwersum zna i kojarzy każdy. Są jednak przecież też nowe pokolenia fanów japońskich komiksów i animacji, które nie pamiętają czasów RTL7, kreskówek z polskim dubbingiem nałożonym na ten francuski, zbierania kart z Chio i wszystkiego tego, co dzisiaj fani Dragon Balla wspominają z rozrzewnieniem. Przede wszystkim dla nich przygotowany jest ten tekst. Zaczynajmy!
Czym tak w ogóle jest ten cały Dragon Ball?
Na to pytanie nie ma jednej prostej odpowiedzi. Początkowo była to manga, która zadebiutowała w 1984 roku. Dwa lata później swoją emisję zaczęło oparte na niej anime, które dzisiaj składa się już z trzech części, zwykłego Dragon Balla, Dragon Ball Z i Dragon Ball GT, a także odświeżonej edycji Kai. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze doliczyć resztę tworów, które składają się na całą markę. Dziesiątki gier na konsole i komputery, karcianki, filmy pełnometrażowe, ścieżki dźwiękowe, crossovery. Zakochani w uniwersum mają wiele sposobów i okazji, by poszerzać swoje doświadczenia i rozwijać wiedzę o dziele z Japonii.
Na co mam się przygotować?
Na efektowne pojedynki potężnych wojowników, którzy nie tylko doskonale znają sztuki walki, ale potrafią też rozmaitymi technikami specjalnymi zmiatać z powierzchni Ziemi całe masywy górskie. Dokładnie tak, Dragon Ball spektakularnymi, często do przesady długimi, starciami stoi, choć w pierwszej serii nie brakuje też licznych elementów przygodowych. Głównym bohaterem opowieści jest Son Goku, przybyły z innego świata wojownik o ogromnym potencjale i nieskażonym złem sercu, który wraz z kompanami stawia czoła złoczyńcom, wielokrotnie ratując świat przed zagładą.
Szybki słowniczek:
Kamehame-Ha – opracowana przez nauczyciela Goku, Genialnego Żółwia, technika specjalna, która często jest wykorzystywana w anime i mandze przez jego uczniów, a także wielu innych bohaterów. W kolejnych seriach postacie poddały ją kilku modyfikacjom, m.in. łącząc z innymi superatakami. Jeden z bardziej charakterystycznych elementów uniwersum.
Tenkaichi Budokai – turniej organizowany co kilka lat, by wyłonić najsilniejszego wojownika na Ziemi. W trakcie całego anime pokazanych jest kilka edycji tych zawodów.
Smocze kule – tytułowe artefakty, które przewijają się przez całe anime, pełniąc większą lub mniejszą rolę w prezentowanej historii. Rozrzucone po świecie siedem kul po zebraniu w jedno miejsce pozwala przywołać smoka Shenrona, który spełnia życzenie (lub życzenia). Czasami bohaterowie muszą ścigać się w poszukiwaniu kul z przeciwnikami, innym razem skorzystać z pomocy smoka, by ożywić poległych towarzyszy.
Saiyanie – rasa kosmicznych wojowników, których charakteryzuje ogromna siła i uwielbienie dla walki. Jej przedstawiciele, Son Goku i Vegeta, są głównymi bohaterami Dragon Ball Z. Saiyanie posiadają kilka cech charakterystycznych, które odróżniają ich od innych mieszkańców wszech świata. Począwszy od tych istotniejszych, jak małpi ogon i zamiana w gigantycznego goryla po ujrzeniu pełni księżyca, aż po te mniej znaczące, jak ogromny apetyt. W Dragon Ball Z ich umiejętność przemiany w „Super Saiyanina” i jego kolejne poziomy staje się ich podstawowym atutem w starciach z przeciwnikami.
Genki-Dama – potężna kula energii zebranej od wszystkich żyjących istot z Ziemi lub wszech świata. Z reguły jest to ostateczna broń bohaterów w walce z potężnymi przeciwnikami.
Drużyna Z – grupa ziemskich herosów, którzy podjęli się misji dbania o bezpieczeństwo Ziemi i chronienia jej mieszkańców przed najeźdźcami z innych planet. Po raz pierwszy pojawia się na początku Dragon Ball Z, próbując powstrzymać Vegetę i Nappę. W skład drużyny wchodzą m.in. Krilin, Son Goku i Yamcha.
No dobrze, to gdzie w takim razie zacząć?
Możliwości jest kilka. Jedną na pewno jest manga, wydana nakładem JPFantastica i bez większych problemów dostępna w kraju. W przypadku anime nie ma jednej prostej ścieżki. Trzymając się oryginalnej koncepcji wypada poznać Son Goku od najmłodszych lat i zacząć od oryginalnej serii Dragon Ball. Licząca 153 odcinki opowieść była po raz pierwszy emitowana w latach 1986-1989, więc ma już na karku ponad dwie dekady. Widać to po poziomie rysunków i animacji, które dzisiaj na pewno już tak nie zachwycają jak kiedyś. Perypetie małego Goku i jego przyjaciół bronią się jednak wieloma innymi atutami, przede wszystkim humorem, ciekawymi bohaterami, trzymającymi w napięciu pojedynkami i niezłą ścieżką dźwiękową. To na pewno znakomity wybór dla osób, które chcą dokładnie poznać historię potężnego wojownika i dowiedzieć się więcej o jego kompanach. Ci, w przeciwieństwie do następnych serii, grają tutaj dużo większą rolę, nie odstając jeszcze tak siłą od głównego herosa.
Dużo bardziej popularna, a przy tym poważniejsza i brutalniejsza jest seria druga, Dragon Ball Z. Tutaj elementy przygodowe są już zepchnięte na dalszy plan, a opowiedziana w ramach 291. odcinków historia skupia się na walce ziemskich herosów z potężnymi istotami zagrażającymi istnieniu całego świata. Powracają wszyscy bohaterowie z oryginału, którzy tutaj zaczynają tworzyć „Drużynę Z”. Z czasem jednak większość z nich spada na daleki plan, oddając pole do popisu przewyższającymi ich umiejętnościami w każdym względzie Saiyanom. Na dużą liczbę odcinków składa się oprócz głównej historii też kilka fillerów, czyli dodanych przez twórców animacji mniejszych opowieści, które nie mają wpływu i znaczenia w kontekście głównej historii. Dragon Ball Z może być dobrym miejscem do rozpoczęcia swojej przygody z uniwersum, choć laikowi może brakować pewnego tła fabularnego dla niektórych postaci. Chronologicznie „zetka” jest druga w kolejności.
Jest również Dragon Ball GT, ale to z kolei kiepski pomysł na rozpoczęcie przygody z Dragon Ballem, zwłaszcza, że przedstawione są rzekome dalsze losy głównych bohaterów. Dlaczego rzekome? GT nie jest oparte na mandze Akiry Toriyamy, a stanowi wymysł autorów z Toei Animation. Wiele osób twierdzi, że wyraźnie widać to po poziomie całej, liczącej 64 odcinki historii. Sam autor oryginału traktują ją jako opowieść poboczną. W GT Son Goku wraca do postaci dziecka, a cała akcja toczy się tym razem nie tylko na Ziemi, a w całym wszech świecie. Większą rolę odgrywają znowu wątki przygodowe, powracają złoczyńcy z poprzednich serii, znowu nie brakuje zwrotów akcji i zaskakujących śmierci herosów. GT warto jednak traktować jako deser po głównym daniu i nie zaczynać od niego swojej przygody.
Wreszcie jest też odświeżona wersji Dragon Ball Z, Kai. Wierna mandze, ulepszona technicznie i pozbawiona fillerów seria skraca popularną „zetkę” o ponad połowę, skupiając się tylko i wyłącznie na głównych wątkach historii. Kai wywołuje sporo kontrowersji wśród fanów, którym nie podoba się mocno pocięta w porównaniu do oryginalnego anime historia, nowy opening i ending, cenzura niektórych scen czy od nowa nagrane głosy bohaterów. Trudno jednak nie zgodzić się, że to też ciekawa opcja dla osób, które wcześniej nie miały okazji obejrzeć dalszych przygód Goku i jego przyjaciół. Kai, ze względu na dużo lepsze tempo akcji, pozwala nadrobić zaległości całkiem sprawnie. Decyzja o tym, czy wybrać oryginalne anime DBZ czy Kai zależy więc przede wszystkim od czasu jaki zamierzamy poświęcić temu tytułowi.
Ciekawostki
W polskiej wersji językowej anime, które początkowo pokazywała stacja RTL7 (potem TVN7), tłumacze zmienili imię głównego bohatera z Son Goku na Songo.
Słynna walka Friezy z Son Goku na planecie Namek w Dragon Ball Z trwa w sumie dwadzieścia odcinków. W pewnym momencie pojawia się informacja, że planeta, na której walczą bohaterowie wybuchnie w ciągu pięciu minut. Te trzysta sekund to aż dziewięć odcinków serii. W Dragon Ball Kai, dla porównania, całe starcie trwa „tylko” przez jedenaście epizodów.
Początkowo Dragon Ball Kai kończyło się na sadze Cella (Komórczaka w polskiej wersji językowej). Fani musieli czekać aż trzy lata na dalsze losy bohaterów i sagę poświęconą Buu.
Ważnym elementem Dragon Balla są poziomy mocy bohaterów i ich przeciwników. Dla przykładu, poziom energii Son Goku przy jego pierwszym pojawieniu się na ekranie to tylko dziesięć. Podczas 21. turnieju Tenkaichi Budokai wynosi on już 124, a na zakończenie pierwszej serii 330. W DBZ poziomy mocy skaczą już dużo wyraźniej. Goku na początku walki z Vegetą ma siłę na poziomie 5 000 punktów, z Friezą już 300 000, a jako Super Saiyanin 15 000 000. Wiele odcinków później, w trzeciej formie SSJ, poziom energii obrońcy Ziemi dochodzi do 450 000 000. A ile ma zwykły człowiek? To zależy. Na początku DBZ jeden z antybohaterów, Raditz, mierzy siłę napotkanego farmera ze strzelbą. Wynik? Dokładne 5.
Jak wygląda podkładanie głosów pod bohaterów takiej animacji jak Dragon Ball? Odpowiedź na to pytanie daje poniższy materiał odsłaniający kulisy produkcji filmu DBZ Battle of Gods z 2013 roku.
A jeśli już skończę czytać lub oglądać, to w co dobrze jest zagrać?
Wybór jest ogromny, ale szukanie dobrych gier z Goku i spółką jest trochę jak zbieranie jabłek na polu minowym. Duża część tytułów to produkcje przeciętne, które rozczarowują w rozmaitych aspektach. Warto więc uważać i nie łapać pierwszych z brzegu okazji na wcielenie się w skórę Goku, Krillina czy Cella. O najstarszych produkcjach możecie przeczytać w przygotowanych przeze mnie przed laty przeglądach, omawiających dzieła z lat osiemdziesiątych, Pegasusa, SNES-a, PSX-a i innych platform. Biblioteka nowszych produkcji też jest ogromna. Zaczynając od 2002 roku i czasów premiery pierwszego Dragon Ball Z: Budokai Namco Bandai wydało już w sumie prawie dwadzieścia gier na niemal wszystkie dostępne platformy. Spośród nich na wyróżnienie zasługuje przede wszystkim Dragon Ball Z: Budokai Tenkaichi 2, które ukazało się w 2006 roku na PlayStation 2 i Wii.
Produkcja wyróżnia się zabójczą liczbą postaci, atrakcyjną cell-shade’ową grafiką, ciekawymi trybami rozgrywki, idealnie dopasowaną ścieżką dźwiękową, a także mnóstwem bonusów do odkrycia i rzeczy do zebrania. Jej sporym atutem jest tryb opowieści, w którym oprócz toczenia typowych dla bijatyk pojedynków, gracze mogą też poruszać się pomiędzy starciami po otwartym świecie. Wydana rok później „trójka” z jednej strony doczekała się lepszej grafiki i rekordowej liczby postaci do walki (161 bohaterów to wynik wybitny po dziś dzień), z drugiej jednak zaoferowała mocno zmienione na gorsze tryby zabawy, z uproszczonym „Story mode” na czele.
Z późniejszych odsłon nie najgorsze opinie zebrała Burst Limit (2008 rok – PS3 i X360), która zaoferowała inny styl graficzny niż opisane wyżej produkcje, tryb sieciowy, możliwość odtworzenia kluczowych momentów z większej części serii Dragon Ball Z, a także dwie ekskluzywne opowieści z Bardockiem i Brolym w rolach głównych. Tytuł chwalony jest za ciekawy tryb „Z-Chronicles”, dopracowany samouczek dla laików, a także będące powiewem świeżości w systemie walki „drama pieces”. To interesująca opcja dla początkujących fanów serii.
Nie sposób nie wspomnieć też o wydanej kilka dni temu na konsole i PC-ty Xenoverse, o której wiele możecie dowiedzieć się z recenzji Jordana. Znakomita oprawa audiowizualna, nieco inne niż zwykle podejście do znanej historii, bardzo miodna opcja zabawy przez sieć to główne atuty ostatniego na ten moment tytułu w uniwersum „Smoczych kul”.
Wszystko jasne. A jak już zostanę fanem, co jeszcze polecasz?
Popularność przygód Goku i spółki sprawiła, że dzisiaj marka rozrosła się do ogromnych rozmiarów, dając największym fanom rozmaite możliwości wydawania pieniędzy i tracenia wolnego czasu. Pojawiła się specjalna wersja szachów, wspomniane wyżej dziesiątki gier na konsole i komputery. Wspomnieć wypada też o karciance, Dragon Ball Z Trading Card Game, która zadebiutowała na rynku w 2000 roku. W Polsce nie jest ona aż tak popularna, ale nie znaczy to, że nie warto się nią zainteresować. Karty przygotowane przez Panini robią wrażenie, a proste zasady i ciekawy system pozwalają się dobrze bawić przez wiele tygodni. O regułach gry najlepiej przeczytać w tym miejscu, czytelniej chyba nie da się tego przedstawić.
Na gameplay.pl możecie też już przeczytać o rozmaitych spin-offach serii, m.in. Multiverse czy Absalon, które starają się zaspokajać głód fanów. Dla wszystkich zainteresowanych jeszcze większą ilością pojedynków z udziałem Goku, Vegety i rozmaitych, coraz potężniejszych oponentów, przygotowano też osiemnaście filmów kinowych. Pierwszy pojawił się w 1986 roku, ostatni miał swoją premierę w 2013 roku, a przeczytać więcej o nim możecie w recenzji MaKaBa. Na 2015 rok zaplanowana jest kolejna „kinówka”, Resurrection of F. Obejrzeć je warto jednak dopiero po zakończeniu maratonu z anime. Aktorski film z 2009 roku lepiej natomiast całkowicie wymazać z pamięci i nigdy nie podejmować próby obejrzenia go.
Osobiście polecam też dostępną na YouTube’ie, stworzoną przez TeamFourStar, parodię Dragon Ball Z. Dragon Ball Abriged w prześmiewczy sposób przedstawia wydarzenia z „zetki”, wykorzystując oryginalny materiał i własnoręcznie napisane przez twórców dialogi oraz podłożone przez nich głosy. Pomysłowe, zabawne, mocno prześmiewcze odcinki potrafią zachwycać tekstami i wbić się w pamięć dzięki kilku znakomitym cytatom. Pojedynek Recooma z Vegetą na planecie Namek w stylu wrestlingowym? Reggae krab próbujący wesprzeć radą katowanego przez Friezę Vegetę? To tylko przykłady tego, co oferuje Abriged.
Dragon Ball jest dzisiaj, zasłużenie, dziełem kultowym. To dzięki niemu japońska animacja zaczęła cieszyć się większą popularnością na Zachodzie, a setki Amerykanów i Europejczyków zapałało miłością do dzieł z Kraju Kwitnącej Wiśni. Twór Akiry Toriyamy wpłynął też na wielu twórców mangi, jak Eiichiro Oda, Hiro Mashima czy Masashi Kishimoto, którzy tworząc równie słynne dzisiaj serie One Piece, Fairy Tail i Naruto, czerpali często inspirację z przygód Goku i jego kompanów. Pomimo upływu lat, „Smocze kule” nic nie straciły ze swojej wartości, wciąż potrafiąc zachwycić spektakularnymi pojedynkami i ciekawymi postaciami. Na pewno warto obejrzeć Dragon Balla nawet te naście lat po oficjalnym zakończeniu emisji.
Macie jakieś pytania? Sądzicie, że zabrakło jakiś informacji, które powinien wiedzieć laik przed pierwszym seansem? Piszcie w komentarzach. Znawcy i pasjonaci, pomóżmy młodszym kolegom i koleżankom poznać jedną z najlepszych produkcji w historii.