Witam wszystkich graczy. Rok niby mamy nowy a gry ogrywam stare. Chcę nadrobić parę rzeczy zanim wysypią się na nas największe premiery w marcu i kwietniu. Rok zacząłem od pożegnania się z Adamem Jensenem i od tamtej pory tak w zasadzie nie wiem nad czym się skupić? Próbuję zająć się dokończeniem produkcji, którym nie dałem rady w ubiegłym roku. Kontynuuję też swoje przygody w Eorzei. W dalszej części tekstu przeczytacie o grach, które ostatnio odpalałem w poszukiwaniu czegoś co zatrzyma mnie na dłużej. Uwaga! Tekst zawiera spoilery.
W jednym ze swoich licznych wywiadów znany i lubiany przez polską brać Adrian Chmielarz naznaczył pewną istotną, nadchodzącą zmianę w branży gier wideło. Działo się to jakoś w okolicach premiery najnowszego Tomb Raidera, a temat dotyczył samej konieczności zabijania w wymienionej produkcji. Otóż zanim jeszcze płyta z finalnym kawałkiem kodu wylądowała w czytnikach graczy na całym świecie, twórcy stawali na uszach starając się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak właściwie młoda i dziewicza (?) Lara zabija. Kiedyś nie było trzeba – Croftówna ubijała zwierzęta i homo sapiens bo tak, podobnie zresztą jak i cała rzesza innych, cyfrowych protagonistów. Teraz gracze drapią się po głowie i pytają, dlaczego wesoły i dziarski Nathan Drake to masowy morderca. Gry się zmieniają, idzie nowe, scenariusz staje się coraz ważniejszy. Super? Nie dla mnie.
Kontynuując rozpoczęty wczoraj wątek, przedstawiam cztery tegoroczne gry, które - moim zdaniem - w zupełności spełniły pokładane w nich nadzieje. Nawet jeżeli nie są to tytuły wybitne, zapewniły przynajmniej sporą dawkę dobrej zabawy i nie miałem odczucia, że okazały się czymś o kilka stopni słabszym, niż się spodziewałem.