W co gracie w weekend? #329: Hatsune Miku Umineko The Fruit of Grisaia Metro 2033 FFXIV i Sleeping Dogs - squaresofter - 5 stycznia 2020

W co gracie w weekend? #329: Hatsune Miku, Umineko, The Fruit of Grisaia, Metro 2033, FFXIV i Sleeping Dogs

Witam wszystkich graczy. Rok niby mamy nowy a gry ogrywam stare. Chcę nadrobić parę rzeczy zanim wysypią się na nas największe premiery w marcu i kwietniu. Rok zacząłem od pożegnania się z Adamem Jensenem i od tamtej pory tak w zasadzie nie wiem nad czym się skupić? Próbuję zająć się dokończeniem produkcji, którym nie dałem rady w ubiegłym roku. Kontynuuję też swoje przygody w Eorzei.  W dalszej części tekstu przeczytacie o grach, które ostatnio odpalałem w poszukiwaniu czegoś co zatrzyma mnie na dłużej. Uwaga! Tekst zawiera spoilery.

Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone – Berlin czy Barcelona? Oto jest pytanie

Kilka dni temu sprawdziłem z ciekawości w jakich krajach Miku bedzie koncertować w tym roku i nieźle się zdziwiłem, że przez cały styczeń będzie występować w Europie. Jej piosenek będzie można posłuchać w Londynie, Berlinie, Paryżu, Amsterdamie i Barcelonie.

Od chwili, w której się o tym dowiedziałem mam ogromny problem z tym, żeby skupić się na grach wideo. Je mam na co dzień. Tymczasem w moim życiu pojawiła się szansa, żeby znów wyjechać gdzieś za granicę i zobaczyć jakiś inny kraj.

Nie mam pojęcia czy gdzieś wyjadę, czy uda mi się namówić na taką podróż najbliższych i czy spotkam się z jednym z moich czytelników, który mieszka na stałe za granicą, ale dawno nie byłem tak podekscytowany jakimś wydarzeniem. Gdybym nie musiał czekać na wypłatę, to pewnie już dawno miałbym wykupione bilety lotnicze do Londynu, ale tym razem chyba się nie uda. Z jednej strony jestem bardzo niepocieszony tym faktem a z drugiej zupełnie mi nie żal, skoro Anglicy nie czują się nawet częścią Europy i udają, że te biedniejsze państwa europejskie nie istnieją.

Europa jest zbyt duża i zbyt piękna, żeby odwiedzać w kółko te same miejsca. Z wielką chęcią zobaczyłbym Barcelonę albo Berlin, ale czy jest na to szansa okaże się dopiero za kilka dni, jeśli oczywiście ludzie nie wykupią wszystkich biletów na koncerty małej wirtualnej gwiazdy, która towarzyszy mi od kilka dni w Future Tone. Jestem jeszcze w świątecznym nastroju, więc najlepiej gdy mała wokaloidka występuje na scenie w stroju Świętego Mikołaja.

Umineko no Naku Koro ni: Rondo of the Witch and Reasoning – Porwanie i szantaż

Nie ma szans, żeby ten rok obył się bez Umineko. Gdy pisałem ostatni raz o tej japońskiej visual noveli wspominałem, że czwarty odcinek koncentruje się wokół Ange Ushiromiyi, młodszej siostry Battlera i jej próbie odkrycia prawdy odnośnie tego, co się wydarzyło na wyspie Rokkenjima dwanaście lat wcześniej.

Bardzo podoba mi się fragment, w którym jest ukazana jej przyjaźń z Siostrami Czyśćca, a w szczególności z Mammon. To świetna odmiana po tym jak w poprzednich odcinkach mordowaly jej cały jej ród na życzenie swej pani, Beatrice.

W dalszej kolejności czwarty odcinek ukazuje Marię i jej trudne relacje w matką Rosą, która gdy ma dobry dzień, to potrafi własnoręcznie uszyć swojej ukochanej córce pluszowego lwa, którego mała dziewczyna interesująca się okultyzmem traktuje jak najlepszego przyjaciela a gdy ma zły dzień, to wyżywa się na niej i totalnie ją olewa, wciskając jej kity, że jest zapracowana a tak naprawdę jest zajęta swoim kochankiem w gorących źródłach, do których uciekła na tydzień z pracy.

W Umineko nigdy nie wiadomo co jest prawdą, więc możemy przyjąć, że tak właśnie było albo, że są to tylko sztuczki  Złotej Wiedźmy, mające na celu poróżnić poszczególnych członków rodu Ushiromiya.

Wszystko to stanowi oczywiście tylko wstęp do kolejnej rozgrywki między nią a Battlerem, w której stawką jest życie jego najbliższych a ze strony piekielnej wiedźmy dobra zabawa, bo nudy to ona nie znosi. Tym razem postanawia ona zaatakować go z zupełnie innej strony, dlatego tez w czwartym odcinku mamy szansę zobaczyć jak bardzo szalony jest pełniący funkcję głowy rodu, Kinzo Ushiromiya, który nazywa się Goldsmithem i tym razem to on wzywa demony z piekła rodem, aby wymierzyć karę swoim nieudanym dzieciom. Beszta ije niesamowicie a potem nasyła na nich posłuszne mu fantastyczne stwory, aby zajęły się nimi raz a dobrze. Ci co przeżyli są wzięci za zakładników przez przyjaciółkę Beatrice, seksowną Gaap, a wszystko po to, aby stary dziad, któremu odbiło z tęsknoty za miłością swego życia, Beatrice, mógł przetestować swoje wnuki odnośnie tego, czy są godne przejąć jego ogromny majątek i tytuł głowy rodu.

W czwarty odcinek Umineko gram z większymi lub mniejszymi przerwami od jakichś trzech miesięcy i nie zamierzam się z nim spieszyć, bo gry to nie wyścigi. Najważniejsze jest, aby sprawiały nam przyjemność, a to, ile czasu z nimi spędzimy jest kwestią drugorzędną.

The Fruit of Grisaia - Ścieżka Yukiko

Tak jak mogliście przeczytać w moim podsumowaniu zeszłego roku zostały mi jeszcze dwie ścieżki w w pierwszej odsłonie trylogii gier erotycznych ze słowem Grisaia w tytule, więc mam nadzieję, że w tym roku uda mi się chociaż zaliczyć ścieżkę Yukiko, stroniącej od towarzystwa. Już na samym początku jej historii jej ojciec, który jest także właścicielem Akademii Mihama, w której rozgrywa się akcja gry, chce nią wstrząsnąć, stawiając ją w jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Ona oczywiście o niczym nie wie. Nie wie także, że do jej ochrony zostaje przydzielony Yuuji, który wypytuje ją bez przerwy, gdzie wychodzi i ciągle ją śledzi. Dziwi to inne mieszkanki specjalnego dormitorium, więc Makina i Sachi postanawiają powęszyć w nocy w pokoju protagonisty, gdzie odkrywają jego dziennik,  w którym młody ochroniarz skrupulatnie notuje informacje dotyczące swojego celu.

Dziewczyny biorą go za stalkera a cała sprawa jeszcze dodatkowo się komplikuje, gdy o wszystkim dowiaduje się sama zainteresowana. Wściekła Yukiko w końcu bierze na spytki swojego anioła stróża i choć nie chce musi się pogodzić z obecnością natręta.

Po kilku dniach taszczenia ze sobą takiego piątego koła u wozu już ma zamiar mu wygarnąć, gdy zostaje zaatakowana przez jakichś podejrzanych typów.

Tak mniej więcej wygląda wprowadzenie do historii Yumiko. Więcej nie napiszę na ten temat. Dodam jedynie, że strasznie stęskniłem się za bohaterami tej niezwykłej powieści graficznej z japońskim rodowodem i wprost nie mogę się doczekać dalszego rozwoju wypadków.  

Metro 2033 - Rosyjska postapokalipsa

W tamtym roku nie udało mi się przejść pierwszego Metra. Spróbuje zatem w tym. Kilka plansz udało mi się już zaliczyć, więc jestem dobrej myśli. Oby tylko nie skończyło się na słomianym zapale tak jak wcześniej. Wciąga mnie ta gra swoim post-nuklearnym rosyjskim settingiem, tym przeraźliwym wyciem mutantów, które czekają gdzieś w oddali, aby rozszarpać na kawałki Artyoma, a że wpadłem na szalony plan zabijania przeciwników nożem to lekko nie jest.

Dobrze, że nie jest to kolejny fps, jakich dziesiątki na rynku. Metro ma swój urok dzięki umiejscowieniu akcji w dotknietej zagładą atomoą Moskwie, ciągłej konieczności poszukiwania amunicji i filtrów powietrza do maski przeciwgazowej oraz elementom horroru.

Wcielające się w głównego bohatera niejednokrotnie odwracam się za siebie i sprawdzam czy gdzieś nieopodal nie czyhają na mnie jakieś potwory. Robię tak za każdym razem, gdy słyszę ich wycie i nawet jeśli nikogo nie widzę w pobliżu i zaczynam się już oswajając z myślą, że jestem bezpieczny to kilka kroków dalej jestem zmuszony do walki na śmierć i życie z całą chmarą zmutowanego tałatajstwa.

Podoba mi się oprawa jak na grę wydaną niemal dekadę temu, jednak z drugiej strony widać, że twórcom się nie chciało i w kilku miejscach powtarzają się te same otwarte lokacje, tylko wchodzimy tam od innej strony albo tam gdzie była jakaś karuzela lub huśtawka to mamy zaułek, z jakimś trupem na końcu.

Final Fantasy XIV: Heavensward - Rozbrajający żywy trup i zielony kogut

Ostatnimi czasy starałem się popchnąć fabułę do przodu w pierwszym wielkim rozszerzeniu FXIV, ale gdy tylko nabrałem trochę ochoty na zabawę w alchemika, to musiałem odłożyć swoje plany na później. Lubię tworzenie przedmiotów w tym japońskim MMORPGu a gdy jakaś aktywność poboczna mnie wciągnie, to potrafię się nią bawić przez tydzień, nie zważając na inne rzeczy.

Dosyć niedawno koleżanka zasugerowała mi, żebym sprawdził jedną misję, bo jest podobno dosyć zabawna. Wydało mi się to o tyle dziwne, bo pierwszy etap tego dodatkowego scenariusza polegał na złożeniu kwiatów na grobie i wydawało mi się to dosyć smutne. Nie byłem jednak gotów na to co było później. Okazało się bowiem, że szef asystentki, która poprosiła mnie o pomoc w ostatniej posłudze ma się całkiem dobrze po śmierci i jest żywym trupem, ale nie takim zwykłym żywym trupem, tylko dżentelmenem wśród żywych trupów, który zakazał swym podwładnym zjadania mózgów innych a przy okazji jest też inspektorem, starającym się rozwiązywać problemy okolicznej ludności. Jego pamięć trochę szwankowała, więc seksowna Nashu postanowiła mu o sobie przypomnieć…za pomocą bomb. Nie skończyło się to dla niego najlepiej, ale po tym jak został wbity w ziemię już więcej nie mówił, że jej nie pamięta.

Hildibrand, bo o nim mowa, poza tym, że jest dżentelmenem, jest też na całe szczęście totalnym imbecylem, co prowadzi do wielu przekomicznych sytuacji jak chociażby ta, gdy szukając złodzieja okradającego innych z rzadkich okazów broni trafia na Gilgamesha, który pasuje do rysopisu poszukiwanej osoby i zamiast go schytać to się z nim zaprzyjaźnia. Ów Gilgamesh poszukuje swojej halabardy, towarzyszy mu zielony kogut, robiący za tymczasowego Enkidu i naprawdę ciężko było mi zachować powagę w scenie, w której owi bohaterowie stoją do siebie plecami, pan inspektor ma jego oręż a jego druh opowiada mu o swojej zgubie.

Cały ten wątek poboczny jest lepszy od historii głównej, dlatego też chciałbym gorąco podziękować koleżance, że niejako naprowadziła mnie na jego trop, bo tak dobrze śmiałem się ostatnio grając w grę z serii Final Fantasy przy okazji Utrosa z FFVI.

Czternastka jeszcze nieraz zagości na łamach niniejszego cyklu

Sleeping Dogs – Koszmar w North Point

Ostatnim tytułem, o jakim chciałbym dzisiaj wspomnieć jest Sleeping Dogs, którego nie widziałem od lat, ale naszła mnie ochota, żeby sprawdzić dwa jego dodatki.

Pierwszy dodatek, którym się zajmuje zaczął się dosyć niewinnie. Wei śmieszkował z istot paranormalnych a chwilę później jedną z dzielnic Hong Kongu opanowały duchy i demony. Nie są to zwykłe oprychy, więc ich pokonanie wymaga ogłuszenia tych nadprzyrodzonych delikwentów a gdy są już oszołomieni to możemy ich dobić.

Sprawa ma się trochę inaczej z zawodnikami ciężkiego kalibru. Nie mogłem nic zrobić takiemu oponentowi, więc pomogłem okolicznym sklepikarzom, dzięki czemu uzyskałem specjalny specyfik, który wyzwolił drzemiące w moim ciele moce magiczne.

Jestem mocno zasmucony tym, że do dziś nie pojawiła się kontynuacja jednej z naprawdę niewielu gier, które pozwalały poczuć chociażby krztynę klimatu zaserwowanego nam w Shenmue 2. Nie był to może tytuł wybitny, ale dawał sporo frajdy. Szkoda, że gdy zrobię wszystko w tych dwóch dodatkach, to przyjdzie mi się pożegnać z tą marką na zawsze.

To by było na tyle. Weekend mamy trochę dłuższy niż zazwyczaj, więc i czasu na granie jakby więcej. Dajcie znać czy w coś gracie?  

squaresofter
5 stycznia 2020 - 11:14