Humble Indie Bundle stracił wyraz Indie ze swojej nazwy już jakiś czas temu. Inicjatywa sprzedawania gier w paczkach za bezcen lub po kosztach kilku batoników bardzo przypadła do gustu graczom PC. Czy jednak kolejne firmowane logami wielkich wydawców wyprzedaże nie zaprowadzą nas na manowce?
Spokojnie, nie mam zamiaru nikogo obrażać! Mam wrażenie, że ktoś zrobił to za mnie... z resztą sam zaliczam się bardziej do grona niedzielnych graczy z uwagi na chroniczny brak czasu. Skąd więc ten tytuł? Nie wydaje wam się, że tymi, którzy byliby skłonni odpowiedzieć twierdząco na takie pytanie są twórcy albo raczej wydawcy gier? Co ciekawe duże firmy w pogoni za klientem, poprzez powiększanie grup docelowych, często potrafią zarżnąć marki, które nie tak dawno temu wydawały się być znoszącym złote jajka drobiem. Zapraszam.
Ah, zapomniałem ostrzec, znowu „beda marudziu”. Zostaliście ostrzeżeni.
Zawartość do pobrania, lub jak kto woli DLC, znajdziemy w dzisiejszych czasach wszędzie. Praktycznie każdy duży tytuł, a nawet część małych, otrzymuje jakiś czas po premierze, a czasami nawet i w dniu premiery (Mass Effect 3! grrr!), niewielkie dodatki, oferujące zazwyczaj od kilkudziesięciu minut, do kilku godzin dodatkowej rozrywki.
Zdarza się nawet, że DLC to jedynie stroje, skórki i dodatkowe bronie, pancerze, itp. Jeszcze kilka lat temu nie do pomyślenia by się wydawało, żeby wydawcy próbowali sprzedawać przez sieć, za relatywnie duże pieniądze, dodatki tak niewiele wnoszące do rozgrywki. Owszem, istniała polityka wydawania rozszerzeń (mowa o rynku PC), były to jednak z reguły duże produkty, pojawiające się na długo po tym, jak gracze zdążyli się już oswoić z podstawową częścią gry. Nie próbowano żerować na chwilowej "podjarce" danym tytułem.
"Czy jestem tylko rozczarowany, czy już jestem marudą?" - ten właśnie cytat przyszedł mi na myśl, kiedy porównywałem wydania dwóch gier, które nabyłem ostatnio w kilkudniowym odstępie czasu. Obydwie rozpakowane leżały na podłodze, ułożone koło siebie.
Podrapałem się w głowę. Podkręciłem wąsa. Nie pomogło. Nie mogę zrozumieć jakim cudemWiedźmin 2, który kosztował mnie 80zł wygląda prawie jak edycja kolekcjonerska, a L.A. Noire, za 160zł poza samą płytką oferuje tylko kilkustronnicową ulotkę, nazywaną chlubnie instrukcją.