Humblu Bundlu co się dzieje? - sakora - 15 sierpnia 2013

Humblu Bundlu, co się dzieje?

Humble Indie Bundle stracił wyraz Indie ze swojej nazwy już jakiś czas temu. Inicjatywa sprzedawania gier w paczkach za bezcen lub po kosztach kilku batoników bardzo przypadła do gustu graczom PC. Czy jednak kolejne firmowane logami wielkich wydawców wyprzedaże nie zaprowadzą nas na manowce?

Zakup kilku gier w promocji to dobre podejście do PCtowego odbiorcy. Kiedy startowało Humble Indie Bundle, otrzymywaliśmy kilka gier niezależnych, wśród których znajdowała się jedna lub dwie perełki, a pozostałe tytuły były miłym dodatkiem. Z czasem wyrosły także inne inicjatywy pokroju IndieRoyale, IndieGala czy całkiem spora liczba im podobnych, także okazjonalnych.

Równocześnie ze strumieniem pieniędzy dla twórców, zawsze pojawiała się jakaś szlachetna idea wparcia fundacji charytatywnych. Jest to z jednej strony wspaniała inicjatywa dla obdarowywanych, z drugiej pozwala kupującym poczuć się częścią czegoś większego, co także wpływa na odbiór tej formy sprzedaży. Jednakże nie brakuje i oszustów i kombinatorów, którym zależało jedynie na zdobyciu gry, co przełożyło się na sprowadzenie minimum 1$ na zakup oraz fale hejtu na ludzi sprzedających później te kody dalej w zupełnie innych cenach.

Do zestawów trafiały bardzo różne tytuły, co jakiś czas zaskakując bardzo znanymi pozycjami jak Braid, Bastion, Limbo, Trine czy Sword & Sorcery. Wydawało się to być spełnieniem marzeń wielu graczy o tanich i dobrych grach. Z czasem jednak okazało się, że można pójść krok dalej i zaoferować tytuły leżące daleko od półki z napisem indie.
Jedne gry wyraźnie nie radziły sobie na rynku, a umieszczenie ich w zestawie było ratunkiem dla developera, a w przypadku kolejnych, które już na siebie zarobiły była to dobra promocja połączona z czystym zyskiem. Dobrym przykładem może być tu Dear Esther, której sprzedaż w indiebundlu rozchodziła się lepiej niż niejedna produkcja AAA. To musiało dać do myślenia.

Z czasem zaczęły pojawiać się bundle muzyczne, książkowe i tematyczne, inne powiązanie z wydawcą, niebędącym typowym niezależnym developerem lub konkretną grą. I tak też można było za bezcen kupić pozycje Telltale Games czy Double Fine. Granica pomiędzy niezależnym wydawcą, a dużym  developerem wydającym gry zupełnie innego typu zaczęła się mocno zacierać. Kolejne inicjatywy z THQ czy 1C powodowały uwielbienie u graczy, pomogły wydawcom połatać dziury w budżetach czy poratować w krytycznym zadłużeniu.

Każda kolejna wyprzedaż jest bardzo wyczekiwana. Jeśli spełni czyjeś pokładane nadzieje, zostaje uznana za normalną, jeśli nie dostanie fale hejtu za proponowanie słabych w oczach niezadowolonych graczy gier. Ważne, że obecnie ta sytuacja ma miejsce przy serwowaniu gier indie, a nie tych z półki AAA, gdzie widać krótką pamięć kupujących, skąd HIB właściwie się wywodzi. Przepraszam, obecnie HB. Dokąd właściwie zmierzają takie akcje?

Humble Origin Bundle przekroczyło kolejne granice. Wydawało się, że nie da się przebić poprzednich inicjatyw z Dead Island, Saints Row 3 i Alanem Wake, kiedy jednak po raz kolejny udowodniono nam, jak bardzo się mylimy. Pierwsze, co pojawia się, to pytanie, czy następna paczka gier przebije tę obecną? Czy jednak to jest najważniejsze? Wystarczy spojrzeć, że gry w wersji elektronicznej nie potrzebują pudełek i płyt, są czystym, wirtualnym dobrem. Serwery i tak trzeba utrzymywać, a przekazanie zysków ze sprzedaży na cele charytatywne w całości pomoże tylko w PR.

Gracz dostaje gry, w które w większości już grał, jeśli nie we wszystkie, to przynajmniej w cześć. Praktycznie wszystkie tytuły już na siebie zarobiły i się zwróciły. Jeśli tego nie zrobiły, a są to dobre pozycje, jest szansa na związanie z marką nowych graczy, którym przypadną do gustu. Poza tym można jeszcze zarobić na DLC i mikrotransakcjach. W każdym razie wydawca nie zarabiając na sprzedaży i tak zarobi, przy czym gracz i tak będzie zadowolony. Czytając fora, pojawiają się komentarze, jak to niemądrzy wydawcy sprzedają gry za bezcen czy licytowanie kto ile zestawów zakupił. Graczom wydaje się, że wystrychnęli na dudka wielkich wydawców, nie widząc, że tak naprawdę wpadli w ich bardzo przemyślane sidła. Czy to jest jednak złe?

Gracz otrzymuje to, co chce. Wydawca zdobywa nowych klientów, którzy przynajmniej w części zwiążą się z nim na dłużej. Zostaje zrealizowany szczytny cel. Kiedy jednak ta bańka pęknie? Czy będzie to licytowanie się przez kolejnych wydawców w następnych wyprzedażach, aż do przepowiadanego z przekąsem zamarcia standardowej sprzedaży?

Na pewno nie. Takie wyprzedaże to bardzo przemyślane inicjatywy. Zawsze jeden tytuł jest wyraźnie lepszy od innych, a pozostałe robią przysłowiowy tłok, gdyż większość graczy już posiada je z innych źródeł. Jednak odczucie zakupu wielu tytułów za przysłowiowy bezcen pozostaje. Humble Bundle i podobne mu inicjatywy już dawno stały się kolejnym kanałem sprzedaży o bardzo specyficznych i ograniczonych czasowo ramach. Daje wyraźnie znać, że jeśli nie kupisz gier w tej cenie, równowartości kilku batoników to tak naprawdę sam się oszukasz i wyjdziesz na głupca. Przecież jak można nie kupić takich gier na takiej wyprzedaży za takie pieniądze?

Każdy dostaje to, co chce, zarówno gracz, jak i wydawca. Warto spojrzeć na takie inicjatywy także z innej strony. Nie tylko mniej zamożnego gracza, nie tylko od strony dbającego o wizerunek wydawcy, ale od strony przeciwdziałania piractwu. Pomyśleliście o tym, jak takie akcje wpływają na graczy dotychczas zdobywających gry z rynku bardzo wtórnego? Pokazuje to, że jednak można po czasie sprzedawać gry prawie za darmo i niejedna osoba się na to skusi, pomimo że wcześniej nie wydałaby na gry ani centa. Efekt psychologiczny murowany.

Jak daleko posuną się kolejne wyprzedaże? Czym jeszcze zaskoczą? Czy będą za każdym razem większe i bardziej rozpoznawalne? Czy nagle pękną i znikną? Tak jak zatarła się w wielu miejscach granica pomiędzy dużym wydawcą, a niezależnym, tak samo zaciera się granica pomiędzy kolejnymi inicjatywami sprzedawania gier w paczkach. Będą się one nadal rozchodzić jak ciepłe bułeczki i budzić zarówno euforię graczy, zgrzytanie zębami konkurencji i uśmieszki wydawców, którzy dobrze wszystko skalkulowali. Chyba jednak wolę wspierać innowacyjność twórców niezależnych, którzy naprawdę potrzebują pieniędzy na rozwój, niż działania PR wielkich wydawców, których tak naprawdę stać na takie działania. Humble Bundle i im podobne to naprawdę dobre inicjatywy, na których gracz korzysta, oby nie bezmyślnie.

     

     

Śledż mnie na Twitterze!

     

     

sakora
15 sierpnia 2013 - 15:05