Jaki zombie jest, każdy widzi. Dość podgniły, niespecjalnie inteligentny, zawsze przewidywalny. Zależnie od wariantu powolny jak czasy ładowania się źle zoptymalizowanych gier albo szybki niczym zgony w serii Dark Souls. Niewywołujący grama empatii, jedynie strach, wściekłość bądź odrazę. Słowem, idealny kandydat na mięso armatnie w grach komputerowych. Deweloperzy często wybierają właśnie zombiaki na cel dla gracza, czy to w grach akcji i FPSach, czy w horrorach, czy w jeszcze niedawno szalenie popularnych MMO symulatorach przetrwania. Jest to temat na tyle popularny, że coraz częściej usłyszeć można głosy graczy skarżących się na zmęczenie wałkowaniem w kółko tej samej, (dosłownie i w przenośni) zgniłej tematyki.
Nawet z najbardziej banalnego tematu wykrzesać można jednak coś interesującego - Wystarczy, że wywróci się do góry nogami albo przedstawi w całkiem nowy sposób dobrze znany stereotyp. I tak, pośród kolejnych Resident Evilów, trybów zombie w Call of Duty czy klonów DayZ niepostrzeżenie poukrywały się perełki, które udowadniają, że nie taki zgniły i przewidywalny żywy trup, jak można by się spodziewać – i że stać go na znacznie więcej niż tylko robienie za ruchomy cel do ćwiczeń celności.
Konferencja EA niespecjalnie trafiła w moje gusta. Z jednym wyjątkiem*. Pośród kolejnych klonów Call of Duty, wszelkich Battlefieldów, Medal of Honorów i innych Titanfallów pojawiła się produkcja, która przenosi te dość jednolite produkcje w zupełnie odmienne środowisko. Opanowane przez zombiaki oraz… rośliny! Plants vs Zombies: Garden Warfare z marszu mnie zainteresowało, łącząc strzelankową konwencję ze znaną z oryginału rozgrywkę w stylu tower defense.
W tym tygodniu specjalna oferta dla posiadaczy złotych kont Xbox LIVE dotyczy prawdopodobnie najsympatyczniejszej gry o zombie w historii - Plants vs. Zombies. Do najbliższego poniedziałku produkcję studia PopCap Games można kupić za jedyne 800 punktów Microsoftu.
Moda na zombie trwa w najlepsze. W ostatnich latach powłóczące nogami stwory przestały być domeną erpegów i strzelanin – teraz żywe trupy można spotkać niemal w każdym gatunku gier komputerowych, czego dobrym przykładem są takie tytuły jak Zombie Driver czy Zombie Bowl-o-Rama. Po mocno eksploatowane postaci sięgnęła też znana firma PopCap Games, która z nieumarłych zrobiła głównych wrogów w wydanej w 2009 roku produkcji Plants vs. Zombies.
Pewnie z milion razy słyszeliście, że w grach liczy się przede wszystkim ich miodność, nie wygląd. Frazes ten powtarzany jest już od 30 lat, a i tak największą popularnością cieszą się wielkie produkcje z odlotową oprawą audiowizualną, które albo są kolejnym odcinaniem jakichś kuponów, albo można je ukończyć w dwie godziny. Fulko jako człek inteligentny dawno już powiedział pas takim produkcjom i od dłuższego czasu myszkuje po XLA szukając niskobudżetowych rodzynków. Ostatnio znalazł taki rodzynek. Tytuł jest miodny jak diabli, a zwie się Plants vs. Zombies.
Dzisiaj katalog Xbox LIVE Arcade wzbogacił się o szczególnie ciekawą produkcję, którą znają posiadacze komputerów osobistych. Plants vs. Zombies to jedna z bardziej udanych gier reprezentujących gatunek „tower defense”. Przygoda stawia na humorystyczne podejście do tematu i gwarantuje wciągającą rozgrywkę oraz wiele godzin dobrej zabawy.