Gigantyczny sukces projektu „Marvel Cinematic Universe”, czyli kinowego uniwersum Marvela, miał olbrzymie reperkusje dla całej popkultury. Najbardziej oczywistą konsekwencją jest trwająca już osiem lat (jeśli liczyć od pierwszego Iron Mana) moda na superbohaterów, która nie tylko dominuje w kinach, ale przeniosła się także do seriali czy w nieco mniejszym stopniu gier komputerowych. Ciekawym pokłosiem tego sukcesu jest jednak inny trend, który na niespotykaną dotąd skalę opanowuje Hollywood – moda na „shared universe”, wspólne uniwersum, wewnątrz którego rozgrywa się akcja większej liczby filmów. Już w przyszłym miesiącu w kinach pojawi się chyba najgłośniejszy tegoroczny film kojarzony właśnie z budowaniem większego fikcyjnego świata, Batman v Superman: Dawn of Justice, a na horyzoncie majaczą kolejne projekty...
Zwolennicy DC Comics mają czego zazdrościć fanom Marvela. Marvel Cinematic Universe jest dziś czymś niezwykłym. Kolejne filmy tworzą spójną całość, postaci i wydarzenia przenikają się, a seria zdążyła już zarobić krocie – ponad 5,5 mld dolarów. Zapoczątkowana Iron Manem 3 druga faza trwa w najlepsze, zataczając przy tym coraz szersze kręgi (Guardians of the Galaxy oraz wejście na teren telewizji za pomocą Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.). Tymczasem wyczekiwana od lat Liga Sprawiedliwych zalicza kolejne opóźnienia – dziś wiadomo, że pojawi się nie wcześniej niż w 2017 roku. By odwieczni rywale nie uciekli jeszcze dalej, DC powinno zagęszczać ruchy. Stephen Amell i Ryan Reynolds mogą przyczynić się do nadrobienia dystansu, a poniżej przeczytacie dlaczego.