Zwolennicy DC Comics mają czego zazdrościć fanom Marvela. Marvel Cinematic Universe jest dziś czymś niezwykłym. Kolejne filmy tworzą spójną całość, postaci i wydarzenia przenikają się, a seria zdążyła już zarobić krocie – ponad 5,5 mld dolarów. Zapoczątkowana Iron Manem 3 druga faza trwa w najlepsze, zataczając przy tym coraz szersze kręgi (Guardians of the Galaxy oraz wejście na teren telewizji za pomocą Marvel’s Agents of S.H.I.E.L.D.). Tymczasem wyczekiwana od lat Liga Sprawiedliwych zalicza kolejne opóźnienia – dziś wiadomo, że pojawi się nie wcześniej niż w 2017 roku. By odwieczni rywale nie uciekli jeszcze dalej, DC powinno zagęszczać ruchy. Stephen Amell i Ryan Reynolds mogą przyczynić się do nadrobienia dystansu, a poniżej przeczytacie dlaczego.
Od premiery filmu Man of Steel, a w zasadzie od momentu w którym okazał się on finansowym sukcesem, pojawiały się kolejne plotki na temat jego kontynuacji. Man of Steel 2 stał się pewny realizacji niemal natychmiast. Później nadeszła informacja, że w „dwójce” pojawi się Batman. Kolejny krok – film nie będzie jedynie sequelem z gościnnym występem Mrocznego Rycerza, lecz dwaj najsłynniejsi superbohaterowie wystąpią w nim na równych prawach, co ma sygnalizować przyjęcie roboczego tytułu Batman vs. Superman. Ale to nie koniec. W miarę upływu czasu kolejni śmiałkowie ze stajni DC zaczęli być łączeni z nadchodzącym obrazem. Mniej lub bardziej prawdopodobne plotki wspominały o udziale Wonder Woman, Nightwinga czy Flasha, choćby w formie cameo.
Co to wszystko pokazuje? Jeśli założyć, że te doniesienia są prawdziwe, to oznacza, że DC i Warner Bros. bardzo się spieszy. Chcieliby odpowiedzieć na Marvel Cinematic Universe, lub choć powtórzyć tamten sukces. Jednak MCU jest konsekwentnie budowane od 2008 roku, czyli już 5 lat – a oni nie mają tyle czasu. Dlatego poza Batmanem, w nowym Człowieku ze Stali chcieliby zaprezentować więcej bohaterów, którzy kiedyś mieliby połączyć siły w Justice League.
Tymczasem nie trzeba wyważać uchylonych drzwi, bo dwóch członków Ligi Sprawiedliwych, jeśli ich odpowiednio zaadaptować, jest już gotowych. Stephen Amell z serialu Arrow i Ryan Reynolds jako Green Lantern mogliby przysłużyć się sprawie.
Zacznijmy od Reynoldsa. Sam aktor nie pali się do powtórzenia roli Hala Jordana, jednak to możemy odłożyć na bok, ponieważ odpowiednia „motywacja” niejednego już przekonała do zmiany zdania. Sporo oberwało mu się po głowie po jego występie w Zielonej Latarni, choć kwestią dyskusyjną jest ile oberwał ze swojej winy, a ile z winy samego filmu. Ryan Reynolds nie jest zupełnie beznadziejnym aktorem, po prostu gra w słabych produkcjach. Śmiem twierdzić, że z odpowiednim reżyserem i scenariuszem (czyli odmiennie niż w Green Lantern) w Lidze Sprawiedliwych mógłby poradzić sobie zupełnie nieźle.
Sądzę, że trudno zignorować fakt istnienia filmu Green Lantern (niezależnie od tego jak go postrzegamy – dla mnie to średniak), skoro jest jeszcze świeży. A wobec tego o czym pisałem w trzecim akapicie uważam, że warto go wykorzystać do budowy jednolitego filmowego uniwersum DC. Geneza Zielonej Latarni została w nim przedstawiona i nie trzeba by było startować zupełnie od zera. To kupiłoby wytwórni trochę czasu, który można poświęcić innym bohaterom z Ligi Sprawiedliwych – a ci tłoczą się jak śledzie w beczce.
Kolejnym argumentem jest osoba Marka Stronga, który był naprawdę dobry jako Sinestro. W obliczu coraz bardziej wątpliwego sequela, Sinestro Stronga mógłby być jednym z przeciwników w Justice League. I nawet gdyby z Reynoldsa ostatecznie zrezygnowano (lub sam nie dał się przekonać), to na Halu Jordanie Zielone Latarnie się nie kończą i niezłym rozwiązaniem byłoby zakontraktowanie czarnoskórego aktora do roli Johna Stewarta – przy czym w jakiejś formie powinien być tu zastosowany fabularny pomost (krótkometrażówka?). Tym sposobem Sinestro mógłby powrócić, a sam film z 2011 roku trzeba wtedy uznać za kanoniczny.
Zgoła inaczej niż z Reynoldsem ma się sprawa z Amellem – aktor niemal przebiera nogami na myśl o możliwości zagrania w Lidze Sprawiedliwych. Zresztą zdążył już „wcielić się” w Zieloną Strzałę poza swoim serialem – konkretnie użyczył głosu postaci w Injustice: Gods Among Us (udostępniono także skórkę dla bohatera zaczerpniętą z Arrow). Kanadyjczyk nie miałby nic przeciwko, gdyby dostał wyłączność na granie Zielonej Strzeły.
Moim zdaniem Zielona Strzała Amella pasowałby do teraźniejszych kinowych adaptacji DC Comics. Z samą tą postacią dotychczas miałem niewiele kontaktów, a te nieliczne sugerowały mi, że to żartowniś i narcyz (poprawcie mnie jeśli się mylę). Postać z serialu Arrow nie wpisuje się w ten schemat, w każdym razie nie całkowicie. Wpisuje się za to w zapoczątkowany w Batman – Początek trend poważniejszego podejścia do postaci i konwencji. Mimo że trylogia Nolana nie będzie połączona z nowym uniwersum, to w podobne nuty uderzył Człowiek ze Stali, wszystko się zatem zgadza. DC ma wyraźnie inny patent na swoje filmy niż Marvel (sięgający często po humor i luźniejsze podejście). Typowy Green Arrow świetnie pasowałby do ekranizacji w stylu Marvela. Do stylu DC doskonale pasuje już gotowy bohater z serialu stacji CW.
Trudno dokładnie przewidzieć ile sezonów potrwa Arrow, ale wytłumaczenie obecności Amella w filmie Justice League powinno być całkiem proste. Emisja kolejnych sezonów serialu kończy się w maju, a zaczyna w październiku. Jednocześnie największe filmy o herosach, a takim z pewnością miałby być Justice League, mają swoje premiery w miesiącach wakacyjnych – czerwcu, lipcu lub sierpniu. Teraz wyobraźmy sobie taką sytuację – w finale kolejnego sezonu serialu na sam koniec wpada Ben Affleck i oznajmia, że poczynania Strzały śledzi już jakiś czas i teraz potrzebny jest gdzie indziej. W październiku, jeśli kolejny sezon miałby startować, scenarzyści w jakiś sposób odnieśliby się do wydarzeń z Justice League (konkurencja zastosowała ten patent w Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. po premierze filmu Thor: Mroczny Świat). Zresztą rozwiązanie jakie nakreśliłem z powodzeniem mogłoby posłużyć jako zakończenie całego serialu Arrow – Oliver znika ze Starling City, by poświęcić się sprawom większej wagi gdzie indziej. Koniec historii.
Co przede wszystkim może stanąć na przeszkodzie dołączeniu Amella do Cavilla i Afflecka? Przyznanie, że uniwersum serialu Arrow jest tym samym, co wykreowane w Man of Steel. Samo Starling City i większość postaci z serialu mogłoby sobie w tym świecie spokojnie funkcjonować i nie byłoby problemu. Natomiast już taki Flash, który po gościnnym występie w Arrow ma dostać swój własny serial, może to zniweczyć (zdaje się, że co do tej postaci wytwórnia ma inne plany). Niby tak jak w przypadku Zielonej Latarni Flashem było kilku różnych gości i dałoby się ten problem ominąć, to i tak sądzę, że połączenie tych światów może być problematyczne. Z drugiej strony ponoć sondowana była możliwość gościnnego występu Reynoldsa w Arrow. Jeśli stanie się to faktem, to taki mariaż będzie trudny do zignorowania, a połączony świat obu produkcji zyska na znaczeniu.
A co Wy sądzicie? Uważacie, że połączenie uniwersów z Green Lantern i Arrow z tym zapoczątkowanym w Man of Steel do dobry pomysł, czy wręcz przeciwnie? Przy planowaniu ekranizacji Justice League twórcy powinni wykorzystać już gotowe postaci, czy naprędce budować je od nowa w osobnych filmach?