Wszystko jest częścią większego świata – „shared universes” w popkulturze - Czarny Wilk - 19 lutego 2016

Wszystko jest częścią większego świata – „shared universes” w popkulturze

Gigantyczny sukces projektu „Marvel Cinematic Universe”, czyli kinowego uniwersum Marvela, miał olbrzymie reperkusje dla całej popkultury. Najbardziej oczywistą konsekwencją jest trwająca już osiem lat (jeśli liczyć od pierwszego Iron Mana) moda na superbohaterów, która nie tylko dominuje w kinach, ale przeniosła się także do seriali czy w nieco mniejszym stopniu gier komputerowych. Ciekawym pokłosiem tego sukcesu jest jednak inny trend, który na niespotykaną dotąd skalę opanowuje Hollywood – moda na „shared universe”, wspólne uniwersum, wewnątrz którego rozgrywa się akcja większej liczby filmów. Już w przyszłym miesiącu w kinach pojawi się chyba najgłośniejszy tegoroczny film kojarzony właśnie z budowaniem większego fikcyjnego świata, Batman v Superman: Dawn of Justice, a na horyzoncie majaczą kolejne projekty...

Nomen-omen-klatura

Czym właściwie jest te „shared universe”, które nie doczekało się jeszcze jakiegoś powszechnie akceptowalnego polskiego tłumaczenia i występuje czasem jako „łączone uniwersum”, czasem jako mało finezyjny „wspólny świat”, a najczęściej po prostu w formie angielskojęzycznej? Najprościej mówiąc, jest to zbiór kilku filmów, książek, gier czy komiksów opowiadających historie kompletnie różnych bohaterów, co do których nie mamy wątpliwości, że rozgrywają się dokładnie w tym samym świecie. Wspomniane kinowe uniwersum Marvela jest najbardziej plastycznym przykładem – taki Thor w swoich dwóch filmach działa samodzielnie, ale dzięki licznym nawiązaniom i występom gościnnym innych postaci w jego filmach (Coulson czy Hawkeye) i udziału samego boga piorunów w obu Avengers nie mamy wątpliwości, że akcja jego filmów rozgrywa się w tym samym świecie, w którym Kapitan Ameryka tłucze kolejnych agentów Hydry, zaś Tony Stark leczy kaca po ostro zakrapianej imprezie poprzez mordowanie terrorystów gdzieś na bliskim wschodzie.

Przy czym bardzo istotną kwestią jest to, że by uznać istnienie wspólnego uniwersum, NIE wystarczy zwyczajny crossover, w którym na przykład Freddy  nagle spotyka się z Jasonem, mają ze sobą kilka interakcji, po czym zaś każdy z nich wraca do swojego własnego filmu i ich spotkanie nie zostaje już nigdy więcej wspomniane. Takie crossovery uznawane są za niekanoniczne – czyli według fabuły opowiadanej w „głównych” filmach, nigdy do nich nie doszło. Nawiązań musi być więcej i przede wszystkim muszą one sięgać kanonicznych tytułów, a nie wyłącznie samych crossoverów. Stąd Obcy oraz Predator już się pod to łapią, gdyż nie tylko mamy dwa filmy bezpośrednia zderzające ze sobą obie te rasy, ale również w drugim filmie o Predatorze pojawia się dość sympatyczne nawiązanie do filmów o Xenomorfach. Stąd crossover może być istotną częścią dzielonego uniwersum, ale sam w sobie nie wystarcza, by uznać dwa filmy za kanonicznie ze sobą połączone.

Pod definicję łączonego uniwersum nie podchodzą też z oczywistych względów sequele i prequele, gdyż jest to po prostu fikcyjne uniwersum pojedynczej serii, która z niczym się nie łączy ani nie dzieli swoim światem. Wątpliwości budzą też niektóre spin-offy, ale tutaj już zdania są bardzo mocno podzielone i w dużej mierze zależą od poszczególnych fandomów. Podobnie jak kwestią sporną są tak zwane „expanded universe”, rozszerzone uniwersa, z tym od Gwiezdnych Wojen na czele. O ile twórcy danych światów nie zadecydują też inaczej, pod „shared universe” nie jest podpinana też twórczość fanowska.

Lekcja historii

Sama idea dzielonego uniwersum jest bardzo stara, znacznie starsza niż się spodziewacie. Właściwie to sięga początków ludzkości, a przynajmniej czasów starożytnych. Czymże bowiem, jeśli nie zbiorem opowieści o różnych, zwykle niezależnych od siebie postaciach, które zamieszkują ten sam bogaty we wzajemne nawiązania, występy gościnne a nawet swoiste crossovery świat, są... mitologie. Starożytna Grecja, w której Herkules sprząta stajnie Augiasza, Odyseusz zmaga się z furią Posejdona, zaś Zeus wypatruje ze szczytów Olimpu kolejnego celu swych miłosnych podbojów, to jedne z najstarszych przykładów dzieł literackich spełniających wszelkie wymogi bycia uznanymi za typowe z dzisiejszej perspektywy „shared universe”.

Oczywiście jeśli pomysł zrodził się w aż tak zamierzchłych czasach, na przestrzeni lat nie zabrakło innych kultywatorów tej idei. Spośród nich zdecydowanie warta wzmianki jest mitologia Wiecznych Przedwiecznych, których najbardziej znanych przedstawicielem jest Cthulhu. Zrodzone w 1928 roku przez niepokojący umysł H.P. Lovecrafta historie z czasem stały się podstawą do opowieści naprawdę wielu różnorodnych autorów – co zaś jest istotne, sam Lovecraft nie tylko cenił sobie twórczość rozszerzającą wykreowany przez niego świat, ale też w wybranych przypadkach otwarcie akceptował ją jako część zapoczątkowanej przez siebie mitologii.

Niedługo po Lovecrafcie zadebiutowało jedno z pierwszych, a na pewno pierwsze cieszące się statusem kultowego wspólne uniwersum filmowe. Chodzi o świat, który stał się miejscem akcji horrorów tworzonych w latach 1931-1948 przez wytwórnię filmową Universal. Zapoczątkowany przez słynnego Drakulę z Belą Lugosi w tytułowej roli, cykl filmów doczekał się w sumie aż 18 obrazów, w których w jednym świecie żyli i od czasu spotykali się wspomniany król krwiopijców, Frankenstein, niewidzialny człowiek czy wilkołak. Choć wraz z premierą produkcji Abbott i Costello spotykają niewidzialnego człowieka w 1938 roku wspólne horrorowe uniwersum Universala zostało zamknięte, w ostatnich latach, po sukcesie Avengers i spółki wytwórnia ta postanowiła po kilku dekadach raz jeszcze połączyć ze sobą kilka horrorów. Pierwszym punktem zrestartowanego świata potworów miał być Drakula: Historia Nieznana z 2014 roku. Jednakże po lawinie krytyki, jaka spadła na ten obraz, w tym momencie nie wiadomo, czy aby na pewno Universal zechce się odwoływać do tego filmu w swoich przyszłych Mumiach, Frankensteinach czy Niewidzialnych ludziach.

Wspominając historię łączonych światów trzeba oczywiście napisać też coś o gałęzi popkultury, w której zjawisko to występuje najczęściej i na największą skalę – komiksach. W ramach jednego wspólnego uniwersum w takim Marvelu czy DC żyją dosłownie tysiące bohaterów i złoczyńców, których przygody czytać mogliśmy na przestrzeni dziesiątek lat i setek różnych serii. Rozmiar tak gigantycznego projektu oczywiście sprawia, że nie wszystkie elementy większej całości zawsze do siebie pasują, od czasu do czasu zaś niektóre wydarzenia z przeszłości zostają wymazane albo unowocześnione by lepiej pasować do dzisiejszych standardów, ale z grubsza możemy mówić o jednej, gigantycznej, ciągłej historii wykreowanego na łamach różnych zeszytów fikcyjnego świata. W przypadku komiksów superbohaterskich „shared universe” to zresztą niemalże tradycja i wszystkie wydawnictwa konkurujące z wielką dwójką również na większą bądź mniejszą skalę mogą się posiadaniem takowego posiadać.

Jeden wielki świat

W latach osiemdziesiątych zwyczaj tworzenia „shared universes” spowszechniał i choć nie było to zjawisko tak dominujące jak dziś, przez kolejne trzy dekady narodziło się całkiem sporo franczyz, które dzielą ze sobą jedno miejsce akcji. Interesującym przykładem w literaturze jest na przykład twórczość Stephena Kinga, który na przestrzeni swojego niezwykle bogatego dorobku regularnie umieszcza nawiązania i wskazówki świadczące o tym, że tak naprawdę wszystkie jego opowieści dzieją się w jednym uniwersum... albo przynajmniej multiwersum, jak można zaobserwować w uznawanej za jego największe dzieło sadze o Mrocznej Wieży.

W przypadku kina, prócz wspomnianych już Obcego i Predatora oraz oczywiście Marvel Cinematic Universe, jednym z ciekawszych i mniej oczywistych przykładów wspólnego uniwersum są filmy Quentina Tarantino, który wprawdzie, o ile mi wiadomo, nigdy wprost nie potwierdził, że każdy z jego obrazów toczy się w tej samej rzeczywistości, ale za to nie stroni od licznych drobiazgów, które to dość wyraźnie sugerują – począwszy od wkładanych w usta postaci opowieści o postaciach z innych filmów, a na nazwach fikcyjnych sieci fastfoodowych kończąc. Swój zakątek próbuje też budować wytwórnia Fox z użyciem zdobytych kiedyś licencji na część postaci Marvela – przez długi czas kolejne odsłony X-Men dzieliły uniwersum jedynie ze swymi spin-offami, a Fantastyczna Czwórka z zeszłego roku była tak słaba że szybko wycofano się z planów połączenia jej z mutantami, za to tegoroczny Deadpool bardzo wyraźnie daje do zrozumienia, że X-Men to jego dobrzy kumple. Nawet Sony, mając tylko prawa do Spider-Mana, chciało wykorzystać pajączka do stworzenia własnego świata, ale po średnich wynikach finansowych Amazing Spider-Mana 2 ostatecznie postanowiło dogadać się z Marvelem.

W przypadku seriali aktualnie na topie są oczywiście dwa współdzielone uniwersa, oba związane z trykociarzami – telewizyjna odnoga Marvel Cinematic Universe, w skład której wchodzą na chwilę obecną Agenci T.A.R.C.Z.Y, Agent Carter, Daredevil i Jessica Jones, oraz bezpośrednio konkurujące z nimi tzw. „arrowverse”, czyli zapoczątkowany przez Arrowa zbiór serialowych adaptacji komiksów DC, w którym oprócz wymienionego już znajdziemy też Flasha, Legends of Tomorrow i dodanego już po skasowaniu jego własnego szoł Constantine’a. O więcej przykładów nie trudno – chociażby Whoniverse nazwane na cześć Doktora Who, połączony świat X-Files i jego dwóch spin-offów czy Buffyverse. Swój własny telewizyjny miniwszechświat ma nawet część seriali animowanych Cartoon Network – Laboratorium Dextera, Atomówki oraz Samuraj Jack są ze sobą powiązane.

Swoje łączone światy mają też przedstawiciele najmłodszego medium popkultury – gry komputerowe. Najbardziej chlubny przykład to produkcje Rockstara – choć Grand Theft Auto z „ery 3D” (czyli „trójka”, Vice City i San Andreas) i „ery HD” („czwórka”, „epizody” i „piątka”) rozgrywają się w innych rzeczywistościach, to i w jednych i w drugich nie brakuje nawiązań jasno wskazujących na to, że Manhunt również rozgrywa się w tym samym świecie. W Grand Theft Auto V mamy też dowody na to, że wiek wcześniej w tym samym świecie żył sobie główny bohater Red Dead Redemption, sporo poszlak wskazuje też na to, że częścią tego samego świata jest również Bully. Ubisoft ma za to aż dwa „shared universes” – jedno wypełnione grami sygnowanymi logiem Toma Clancy’ego (Splinter Cell, Hawx i Ghost Recon są najmocniej powiązane), drugie zaś budowane jest przez pozostałe franczyzy tego wydawcy – Assassin’s Creed, Watch Dogs i Far Cry.

Jedna wspólna przyszłość

Po sukcesie Marvel Cinematic Universe absolutnie każdy chce mieć swój własny dzielony świat, w najbliższych latach możemy się więc spodziewać narodzin pokaźnej gamy tego typu inicjatyw. DC za pomocą Batmana v Supermana stara się na szybko dogonić Marvela i mieć własny komplet filmów superbohaterskich. Cały zeszły rok przebąkiwano coś o połączeniu Transformers z G.I. Joe, zamiast tego jednak według najnowszych doniesień ten ostatni doczeka się wspólnego świata z takimi wiele mówiącymi tytułami jak Micronauts, Visionaries: Knights of the Magical Light, M.A.S.K. oraz Rom. O nowym potwornym uniwersum Universala już wspomniałem, swoje przymiarki robią też twórcy najnowszej amerykańskiej Godzilli, którą zaprzyjaźnić chcą z kolejną inkarnacją King Konga.

Czy to dobry kierunek dla filmów i innych dzieł popkultury? Cóż, jeśli wspólne uniwersum jest przemyślane, stanowi dużą atrakcję dla odbiorców, którzy nie tylko mają poczucie ciągłości, ale też mogą bawić się w wyszukiwanie smaczków – ważne jest tylko, by zachować równowagę między nawiązaniami a jakąś samodzielnością poszczególnych części składowych. W innym razie może pojawić się problem, jaki od lat miewają wydawnictwa komiksowe, nagromadzenie wydarzeń i fikcyjnej historii czyni dany świat trudny do ogarnięcia dla nowych czytelników. Z drugiej strony, Marvel Cinematic Universe było przedsięwzięciem bardzo ryzykownym, ale przy tym przemyślanym i budowanym ostrożnie, mam wątpliwości czy kombinowane „na hura” pod wpływem mody kolejne kinowe światy okażą się równie pieczołowicie przygotowane i przede wszystkim spójne. Pożyjemy, zobaczymy. Póki co, jako fan charakteryzującej komiksy superbohaterskie spójności i przynależności do wielkiego świata, zacieram ręce.

Źródła:

TV Tropes

Den Of Geek

Wikipedia

Czarny Wilk
19 lutego 2016 - 11:12