Cztery gry które zdefiniowały nas jako gracza - blogerzy gameplay.pl i #GameStruck4 - DM - 22 kwietnia 2018

Cztery gry, które zdefiniowały nas jako gracza - blogerzy gameplay.pl i #GameStruck4

Twitter ostatnio rozgrzał się pod wpływem hashtaga  - czyli czterech tytułów gier, które na zawsze odmieniły nasze życie, które zdefiniowały nas jako gracza, ukształtowały nasz gust. W przeróżnych komunikatach mogliśmy poznać wybory twórców wielu znanych dzieł, jak choćby Last Jedi, Overwatch, Last of Us part II, a nawet samego Geralta z Riwii. My przedstawiamy Wam nasze Top 4 - gorące czwórki (a czasem trójki) blogerów z gameplay.pl, co może pomóc poznać nas trochę lepiej.

A jakie jest Wasze 

Czarny Wilk

Tekken 2 - pierwsza gra, w którą zagrałem na PlayStation i tytuł, który wkręcił mnie w wirtualną rozrywkę. Bez cienia przesady, gdyby nie ta produkcja, mógłbym nie być dziś tym, kim jestem.
Metal Gear Solid - przygody Snake'a pokazały mi prawdziwy potencjał do opowiadania historii, jaki kryje się w tym medium.
Silent Hill - zagranie w tę grę w zbyt wczesnym wieku trwale wypaczyło sposób, w jaki odbieram wszelkie horrory. Po przetrwaniu wędrówki po Cichym Wzgórzu inne straszaki nie potrafiły mnie już przestraszyć.
Worms: Armageddon - to za sprawą robaków wciąż uważam, że zabawy przez sieć są marnym cieniem tradycyjnego, kanapowego multiplayera przed jednym ekranem.

 

FSM

Half-Life: Demo zatytułowane Uplink zachwyciło mnie i przestraszyło jednocześnie, a pełna wersja gry pokazała zupełnie inne podejście do klasycznego shootera.
Dungeon Keeper: Długo oczekiwana, otrzymana w gwiazdkowym prezencie, w wielkim pudełku. Tak dobrze i tak stylowo było być złym!
Diablo: Geniusz wcielony, przechodzony wielokrotnie, dostarczał radości zarówno w single'u, jak i po LANie z kolegami. No i ten soundtrack!
Need for Speed: Początek słynnej serii to do dziś jedna z absolutnie najlepszych gier wyścigowych. Jako trzynastolatek spędziłęm przy niej nieprzyzwoite ilości godzin.

 

Improbite

Ode mnie mogą być dziwne tytuły, ale moi rodzice, kiedy zacząłem używać komputera jako mały dzieciak postanowili, że będę grał w gry mądre. Więc można powiedzieć, że moje pierwsze cztery gry, które pamiętam to zagadki od Scooby - Doo z mieszanką Różowej Pantery oraz Harrego Pottter'a na którego przygodach miałem okazję wyrastać.

 

g40st

Ishar, Legend of Kyrandia, Metal Gear Solid, Red Dead Redemption - cztery tytuły, które zdefiniowały mnie jako gracza. Pomiędzy pierwszym z nich a ostatnim upłynęło siedemnaście lat. Długie to więc były poszukiwania, ale dość jasno sprecyzowały też moje ulubione gatunki.

 

eJay

Sensible Soccer, Unreal, Operation Flashpoint: CWC - 3 różne bajki można rzec, ale SS pokochałem za niesamowitą wręcz umiejętność przelania tezy "easy to learn, hard to master" na rzeczywistość co w połączeniu z moim joblem na punkcie piłki zdefiniowało moje potrzeby jako casuala :)
Unreal - tytuł który swoją imersją oraz fabułą opowiadaną bez dialogów a w formie otoczenia i podróży wskazał rodzaj fpsów, które mnie kręciły przez kolejne kilkanaście lat.
Operation Flashpoint - co tu pisać. Tytuł zadebiutował w 2001 roku, przeszedłem go 17 razy, a kilkanaście lat później gram w jego następcę czy ArmA III. Ta gra pokazała mi, że na złożonej i głębokiej mechanice można dobrze się bawić.

 

DM

 

Fascynacja współczesnymi konfliktami zbrojnymi oraz militariami rozpoczęła się od symulatorów lotnicznych w latach 90. F-15 III z perfekcyjnym odtworzeniem I wojny w Zatoce miał tu kluczowy wpływ. Miłość do Formuły 1 przeszła na wirtualne wyścigi, w których GP2 nie miało sobie równych. Privateer i Alone in the Dark to z kolei gry o rewelacyjnym klimacie i fabule, w których świat można było zanużyć się po same uszy, zupełnie tracąc kontakt z rzeczywistością. I tak zostało do dziś, tyle że samoloty zmieniły się w komandosów. Nadal kocham wyścigi, nadal uwielbiam gry zrobione z pasją, urzekające swoim klimatem, fabułą i spójnością przedstawionego świata.

 

Brucevsky

Contra – pierwszy tytuł, który jako mały dzieciak przez kilkanaście minut ogrywałem w jednym z elektromarketów, na zamkniętym w gablotce Pegasusie. Legendarny, miodny, grywalny, który później wielokrotnie ukończyłem z bliskimi mi osobami, ucząc się grać i wkraczając w świat pasji, która towarzyszy mi do dzisiaj.
ISS Pro Evolution 2 – pierwsza na poważnie ogrywana odsłona słynnej serii. Gra, przy której spędziłem spokojnie setki godzin, nie tylko tworząc drużynę marzeń w Master League, ale też przeprowadzając samodzielnie symulację mistrzostw świata. Do końca życia zapamiętam swoją ulubioną reprezentację Ukrainy, gwiazdy mojego CF Madrid i te rozmowy z kolegami o talentach do kupienia.
Chrono Cross – jRPG idealny. Pierwszy tytuł, w którym tak zżyłem się z postaciami i którego historia tak mocno grała na emocjach. Przepiękny świat, cudowny soundtrack i przemyślany system. To właśnie od tworzenia krótkich opisów postaci do Chrono Crossa zacząłem pisać o grach.

Burnout 3: Takedown – perfekcyjna w każdym calu gra wyścigowa. Tytuł, przy którym doskonaliłem siebie jako gracza, próbując podołać najtrudniejszym wyzwaniom i wyrabiając sobie niemal nadludzki refleks. Fenomenalna party-game, przy której ze znajomymi zawsze mamy mnóstwo śmiechu. Wreszcie produkcja, do której wiem, że zawsze mogę wrócić, by zapomnieć o wszystkich złych wydarzeniach i emocjach i po prostu popędzić przed siebie w akompaniamencie świetnej muzyki i gniecionej blachy samochodów ztakedownowanych oponentów.

 

Tellurski




Age of Empires - Pierwsza gra kupiona specjalnie dla mnie, i z którą nie musiałem sie z nikim dzielić. To tu, ze słownikiem w jednej łapie i Światem Wiedzy w drugiej, uczyłem sie podstaw angielskiego oraz stałem się kujonem z historii. Muzyka do dziś siedzi mi w głowie, podobnie jak WOLOLO. No i kody też pamiętam...
Pokemon Red - Bez owijania w bawełnę, byłem Pokemonowym świrem, a ten tytuł okazał się dla mnie spełnieniem marzeń. Znałem wszystkie stworki i teraz mogłem je mieć na własność! Niepisanym rytuałem stała się wycieczka do kiosku w każdą sobotę rano po nowe "paluszki" do Gameboy'a. Już wtedy miałem swoje Pokemon GO, a nawet o tym nie wiedziałem.
Call of Duty - Nie pamiętam, bym kiedykolwiek wcześniej, jak i później był bardziej zaangażowany w to co się dzieje na ekranie. Nieskomplikowana fabuła, praktycznie anonimowe postaci, skromne sterowanie, a i tak mały Tellur chłonął i przeżywał każdy wybuch. Tutaj też pierwszy raz zobaczyłem co to znaczy "zarwać nockę".
TES III: Morrowind - Pierwsze dwie minuty gry. Bohater wychodzi spod mrocznego pokładu na powierzchnię, słońce oślepia, a do tej pory leniwo przygrywająca muzyczka uderza z całym impetem. Ach! Stałem tak dłużą chwilę i z dreszczykiem podziwiałem tą dziwaczną krainę. Od tego momentu wiedziałem, że od gier przede wszystkim będę oczekiwał klimatu. Niestety, póki co podobnego dreszczyku nie doświadczyłem.

 

Ozzy

Miecze Valdgira - pierwsza gra w którą się zagrywałem jak tata przyniósł do domu Atari. Do dziś pamiętam jak musiałem prosić tatę o sklejanie joysticka, bo łamał się przy próbach zestrzelenia wszystkich nietoperzy. Chyba odkopię z piwnicy stary komputer.
Baldur's Gate 2 - pierwsza poważna, duża gra, z którą miałem do czynienia. Byłem tak zajawiony fabułą, że jak mniej więcej w połowie wywaliło mi save'y, bez mrugnięcia okiem zacząłem grę od początku.
Medal Of Honor: Allied Assault - gra dzięki której trochę w inny sposób spojrzałem na historię drugiej wojny światowej. Do dziś pamiętam niezliczone próby przejścia Omaha Beach i wieczorne sesje z kolegami na lanie.
Uncharted - jak pierwszy raz zobaczyłem Uncharted byłem już dorosłym i można powiedzieć "dojrzałym" graczem. Byłem też fanbojem konsoli Microsoftu a gra od Naughty Dog zmieniła moje podejście do sprzętu i w tej chwili dwie konsolki współpracują ze sobą.

 

Squaresofter

Final Fantasy X - Jedna z najbardziej wzruszających historii miłosnych w grach, opowiadająca o tym czym jest przyjaźń, poświęcenie, piętnująca fanatyzm religijny z niezapomnianymi scenami takimi jak taniec Yuny na wodzie czy wizyta w Zanarkand. Od FF zaczęła się moja wielka miłość do gier z gatunku jrpg, która trwa już bardzo długo i nie wyobrażam sobie, żebym nie zagrał od czasu do czasu w jakiś tytuł z tego gatunku.


Metal Gear Solid - Skradanka Hideo Kojimy jest pierwszą grą w moim życiu, która skłoniła mnie do jakiejś głębszej refleksji po jej przejściu. Japoński reżyser z gry wideo polegającej na zabawie w chowanego zrobił jeden z najważniejszych tytułów, który pojawił się na konsolach Sony.


Super Mario Bros - Mario z NESa uważam za jedną z najważniejszych gier jaka powstała, bo to właśnie platformer z wąsatym hydraulikiem przyczynił się do uratowania branży growej, która cierpiała naówczas od nadmiaru słabych gier. Do dziś pamiętam gdzie są poukrywane w nim power up i tajne przejścia pozwalające pomijać niektóre światy.


Contra - Od Contry zaczęła się moja miłość do strzelanek wszelkiej maści i do kooperacji, która trwa do dziś. Świetnie przemyślane power upy, bossowie i zróżnicowane plansze to była recepta Konami na stworzenie ponadczasowego klasyka, którego wielu graczy ciepło wspomina nawet do dziś.

 

Montinek



Jak II: Renegade - ważny krok zarówno dla Naughty Dog, jak i dla mnie. Dla psiaków to wyrwanie się poza ramy grzecznych platformówek i pierwszy scenariusz, który nie jest jedynie pretekstem do zaliczania kolejnych misji. Dla mnie - zafascynowanego dotąd głównie platformówkami - eye opener w kwestii tego, jak przeróżne doświadczenia mogą płynąć z gier.


Gothic - jak dziś pamiętam, kiedy na malutkim kineskopie kumpel odpalił "taką tam gierkę, co to kuzyn w gazecie znalazł" - przepadliśmy na długie godziny. Urzekły mnie bezwzględność gry i jej otwarty świat, gdzie pomimo bycia (na początku) słabeuszem, można było ominąć wiele niebezpieczeństw metodą "na cwaniaka", igrając z systemami gry. Od tego czasu cenię każdy tytuł, który pozwala kombinować.


Fallout 3 - "popłuczyny po starych Falloutach", "drewno Bethesdy" - mówcie co chcecie, ja się w nim zakochałem. Mogłem godzinami snuć się po Pustkowiach w poszukiwaniu nowych, ciekawych lokacji. Trzeci Fallout zaszczepił we mnie niegasnącą miłość do odkrywania wirtualnych światów.


Uncharted 2: Among Thieves - odpalam grę, myślę sobie: fajna fabuła, ładna grafika... Wtem - helikopter! Budynek się wali! Eksplozje! Mam jechać jeepem? Co dalej... Na pociąg? Wspinać się po pędzącym pociągu? I jeszcze do mnie strzelają?! I - BOŻE, NO NIE - ZNOWU HELIKOPTER?! EKSPLOZJE!

 

rssygula

Spec Ops: The Line - jako miłośnik tworzenia i badania narracji w klimatach wojennych wreszcie dostałem grę, gdzie konflikt zbrojny został przedstawiony w dojrzały sposób, fabuła dawała dużo do myślenia, a każda sekunda "zabawy" zostawiała nas z kacem moralnym. Tu nie było dobrych wyborów, tylko mniejsze zło w ocenie indywidualnej. Grę ukończyłem 3 razy i za każdym razem zostawiła ona we mnie głęboki ślad emocjonalny i duże pole do interpretacji, co jest niespotykane w shooterach. Narracyjnie jest to majstersztyk, ogólny rys fabularny świetny, a dialogi i postacie równie znakomite.


Mafia II - grę przechodzę co roku od premiery i za każdym razem wycieczka do lat 40-tych i 50-tych ubiegłego wieku, do klimatu rodem z Ojca Chrzestnego, w świetnej otoczce gameplayowej, ze znakomitym scenariuszem autorstwa m.in. Daniela Vavry powoduje u mnie opad szczeny. Historia Vito Scaletty jest niesamowicie angażująca, a napotkane postacie wyraziste i realne, historia wiarygodna i będąca dla mnie podstawą budowy warsztatu writera.


Assassin's Creed - jedynka rozpoczęła moje uwielbienie do tego uniwersum, które obecnie uważam za swoje ulubione. Pierwsza część zaserwowała nam brutalną opowieść o walce asasynów z templariuszami, zarysowała tło konfliktu, podłoże filozoficzne obu ideologii, a także była niezwykle klimatyczna. Gameplay dla wielu graczy był po prostu nużący z racji powtarzalności, dla mnie długie monologi i odwiedzanie kolejnych miast nadawało niesamowity nastrój całej opowieści. Dzięki Ubi, że tak rozpoczęła się przygoda z moją ukochaną serią!


Call of Duty: Modern Warfare 2 - seria od Activison to moje coroczne miejsce starć sieciowych, a odsłona z 2009 r. jest moją ulubioną. Dlaczego? Po pierwsze - najlepiej zbalansowany multik, będący dynamiczniejszy od poprzedniczek, który jednocześnie zachowywał ducha serii i znacznie rozbudowywał mechaniki. Po drugie - niesamowita kampania, która pod względem reżyserii i emocjonalności serwuje nam 5 godzinny full-service i niesamowitą immersję. Dopiero po zakończeniu historii dopiero zadajemy sobie pytanie – gdzie tu logika, gdzie sens?! Dodatkowo COD: MW2 posiada tryb Operacji Specjalnych, gdzie w pojedynkę, bądź samemu wykonywaliśmy minimisje - też fajny patent na wiele godzin.

DM
22 kwietnia 2018 - 22:57