Wataha. Pierwsze spojrzenie na pilot serialu HBO - promilus - 13 października 2014

Wataha. Pierwsze spojrzenie na pilot serialu HBO

HBO znaczy jakość. Taki też miał być w pełni polski serial tej stacji. Zrobiony według rodzimego pomysłu, a nie na licencji jak wcześniejsze „Bez tajemnic”. Promocja nowej produkcji była prowadzona na szeroką skalę, HBO zdecydowało się odkodować swój kanał na cały weekend. Przed samym seansem pokazali materiał z produkcji, w którym twórcy zachwycali się nad swoim dziełem. Tyle marketing. Jak wyszedł sam serial?

Nie napiszę, że w końcu zrobiono nad Wisłą porządny serial – taki, który z powodzeniem może konkurować z amerykańskimi produkcjami. Nie chodzi tutaj o sam fakt, czy pilot mi się podobał, czy nie. Zwyczajnie w Polsce już powstał niejeden dobry serial i nie trzeba nawet się cofać do lat osiemdziesiątych, by przywołać konkretne przykłady. Wrócę tylko do „Odwróconych”, „PitBulla”, „Gliny”. Nowsze? Proszę bardzo – „Głęboka woda”, a wielu doda do zestawu chociażby „Czas honoru”. Nie lubię gadania ignorantów, którzy obejrzą coś polskiego raz na rok, a gdy w końcu trafią na dobra produkcję to wypisują po Internetach, że w końcu niezły polski film lub serial, bo nie było niczego dobrego od czasów „Seksmisji”, a może i nawet „Ziemi obiecanej”. Polska nie ma się szczególnie czego wstydzić. Hollywoodu to my tu nigdy nie zrobimy. Jeśli już próbujemy, to taki film powstaje osiem lat jak było w przypadku „Miasta 44”. Ostatecznie i tak uzbierali tyle kasy, że producent robiący w amerykańskich blockbusterach uśmiechnąłby się z politowaniem. Nie trzeba jednak wielkich pieniędzy, by czasem zastanowić się, gdzie ustawić kamerę, by to wyglądało ciekawie, a nawet efektownie. Głupi dialog można nagrać tak, by samymi obrazkami wbił w fotel. Naszym czasem się nie chce, ale jak już się zachce to potrafią, czego dowodem wymienione wyżej produkcje.

Napiszę zatem, że sądziłem iż „Watahę” z czasem zaliczę do grona dobrych polskich produkcji. Po samym pilocie uczynić tego nie mogę. Pierwsze 10-15 minut daje radę. Jednak jeden one-liner tuż przed napisami początkowymi, jeden wybuch i fajny pomysł z noktowizorem (czy tam czymś podobnym – ważne, że efektownie to wyglądało) nie czyni z produkcji HBO serialu fajnego, a co najwyżej przeciętniaka.

Marzeniem korpoludków jest „pierdolnąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady”. Po obejrzeniu pilota „Watahy” zapewne nie zmienią swojego nastawienia i samo to już jest wadą tej produkcji. Jeśli chce się robić serial o straży granicznej to niech to będzie mroczne, niech quady grzęzną w błocie, sami strażnicy niech piją więcej wódki niż Metyl w „Pitbullu”. Podstawę powinny stanowić zdjęcia nocne. I deszcz. Dużo deszczu. Nie wystarczy włożyć w usta jednego bohatera słów o tym jaka to niebezpieczna granica, główny szlak przemytniczy niczym pogranicze meksykańsko-amerykańskie. To trzeba jeszcze pokazać. Tymczasem „Wataha” oferuje, owszem, ładne zdjęcia Bieszczad tonących we mgle, ale nie zasiadałem do oglądania filmu promującego górski region, a serialu o pracy straży granicznej. Czasami sami strażnicy przypominają podstarzałych harcerzy bawiących się w podchody. To wina samego scenariusza i nie do końca przemyślanej pracy kamery.

Aktorzy w większości wypadają przekonywująco. Leszek Lichota obsadzony w głównej roli to taka nieco słabsza wersja Roberta Więckiewicza. Bartłomiej Topa dzięki Smarzowskiemu już dawno odciął się od szufladki pod tytułem „Zenek ze Złotopolskich”. Aleksandra Popławska w roli pani prokurator jest irytująca, ale to taka bohaterka, wiec nie można winić aktorki. Andrzej Zieliński na minus. Gra tak jakby mu się nie chciało i był na planie za karę. Szkoda, bo jego bohater jest niejednoznaczny i zapewne z czasem namiesza. Pewnie Bogusław Linda był za drogi, bo to rola skrojona pod niego.

Ciężko wyrokować po pilocie, ale serial ma mieć ledwie 6 odcinków, więc to już był znaczący fragment całości. To czego się obawiam to głównie brak pomysłów. Tajemniczy wilk staje na drodze Lichoty bodajże trzykrotnie, a to tylko jeden odcinek. Nie wystarczyłoby raz? Do tego scena z leżącym pod prysznicem nagim bohaterem. Serio? Już nie można inaczej pokazać rozpaczy? To scena jak z podręcznika. Obawiam się także, że całość pójdzie w stronę typowego kryminału.Po zawiązaniu akcji, które było całkiem niezłe, nagle zmieniła się stylistyka i zaczęło śledztwo. Póki co – straszna klisza. Scena, w której ktoś w kapturze zabija innego człowieka, a ten w ostatniej chwili mówi „to Ty!”, woła o pomstę do nieba.

Drugi odcinek zapowiada się lepiej. Jeszcze dam serialowi szansę. HBO chwali się, że pierwszy odkodowany odcinek obejrzało ponad milion widzów, co jest bardzo dobrym wynikiem. Ja jednak będę zadowolony, gdy przejdzie mi ochota na rzucenie tego wszystkiego i wyjechanie w Bieszczady, bo po serialu będą się one kojarzyły z niebezpiecznym, mrocznym miejscem, w które lepiej się nie zagłębiać.

promilus
13 października 2014 - 20:39