Seria Atelier to ponad 20. nietypowych gier jRPG. Musze przyznać, że z początku gry te wydawały mi się dziwne. Teraz stałem się fanem. Czy oznacza to, że nie potrafię spojrzeć obiektywnym okiem na Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea?
Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea to przygoda dwóch dziewczyn o imieniu Shallie. Pierwsza z nich – Shallistera wywodzi się ze szlacheckiej rodziny i wraz ze swoja ekipą wyrusza na podróż by ratować swoją wioskę. Wynika to z tego, że świat w którym przyszło żyć bohaterom nieustannie zamienia się w pustynię. Źródła życiodajnej wody są coraz trudniejsze do odnalezienia. Shallistera zrobi wszystko by pomóc swojemu plemieniu. Druga z bohaterek to Shalotte. Zielonowłosa dziewczyna dorabia sobie jako sprzątaczka ulic i marzy o zarobieniu wielkich pieniędzy i zostaniu utalentowanym alchemikiem. Jej przygoda nie jest epicka i Shalotte nie stara się uratować nikomu życia. Mamy do czynienia z historią osoby, która stara się ciężką praca osiągnąć coś w życiu.
Po krótkim wprowadzeniu wybieramy jedną z dziewczyn i odgrywamy ich kampanię. Cele naszych bohaterek są odmienne jednak z czasem ich losy się splatają. W grze przejawia się to poprzez dwie odrębne kampanie, które zawierają jednak wspólne elementy. Moim zdaniem fabuła gry jest mocno sielankowa i podczas przechadzania się po polanach by zbierać kwiaty nie czułem presji czasu.
Wynika to z tego, że z gry wywalono element charakterystyczny dla poprzednich odsłon serii. W Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea nie ma limitu czasu, dzięki czemu możemy wykonywać questy w swoim własnym tempie. Uważam to za świetne posuniecie bo Shallie to idealny tytuł na leniwe, niedzielenie popołudnie.
Cykl Atelier jest dość nietypowy. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie po kontakcie z każdą nową odsłoną serii. Zazwyczaj w grach RPG system walki odgrywa ważną rolę. Tutaj jest trochę inaczej. Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea oferuje nam poprawny, turowy tryb bitew. Nic nadzwyczajnego. Powiem nawet, że to co tutaj jest nam zaprezentowane to niezbędne minimum. Można by poczytać to za wielką wadę produkcji. Turowe walki, gdzie postacie według kolejności wykonują jedną akcje są nam znane od początku gatunku jRPG. Zespołowe ataki i system Burst, gdzie nasze postacie wykonują silniejsze ataki mają urozmaicać dobrze znaną formułę. W gruncie rzeczy mamy bardzo prosty i niespecjalnie rozbudowany system, który bardzo łatwo będzie nam opanować. Ja jednak mam wrażenie, że takie rozwiązanie sprawdza się dobrze w cyklu Atelier. Z chęcią zobaczyłbym nawet opcje automatycznego prowadzenia walk. Gry o pogodnych alchemistach koncentrują się bardziej na innych elementach, które moim zdaniem są zrobione znacznie lepiej od samych walk. Przyznam jednak, że niektóre emocjonujące starcia z silniejszymi przeciwnikami były ciekawe. Część zabawy sprowadza się jednak do grindowania w celu zbierania materiałów do produkcji przedmiotów. Wtedy walki zaczynają trochę nużyć.
Podstawą zabawy jest tworzenie nowych przedmiotów, które powstają w magiczny sposób w naszym alchemicznym kotle. Wrzucamy do gara odpowiednie składniki po czym decydujemy się na dodatkowe efekty wzmacniające nasz twór i możemy cieszyć się nową rzeczą. Znaczna część rozgrywki poświęcona jest na wykonywanie i zdobywanie surowców zamawianych przez klientów z gildii łowców. Wyruszamy wtedy w okolice naszego miasteczka by zbierać kwiaty i polować na stworzenia niezbędne do powstania nowej mikstury.
Tym co pcha akcję do przodu jest system Life Tasks. Są to cele jakie stawia sobie dana Shallie. Wykonywanie misji typu zarobienie określonej ilości pieniędzy, pomoc konkretnym osobom czy ulepszenie ekwipunku, przyczynia się do wypełnienia paska postępu. Kiedy będzie on pełny to możemy zdecydować o rozpoczęciu kolejnego rozdziału przygody bohaterki. Daje to nam sporo dowolności w tym co chcemy robić w grze.
Nie wiem jak ludzie z Gust to robią ale cykl Atelier zawsze wygląda prześlicznie. Kolorowy, radosny świat wypełniony jest wesołymi postaciami, które aż promenują pogodnością. Wszystko utrzymane w kreskówkowej stylistyce anime w wariancie cell shading. Zachwycam się tym głównie ze względu, że każda z gier z Atelier w nazwie jest bardzo ciepłą produkcją. Grafika jest idealnie dopasowana do tej stylistyki. Słodkie kolorki mogą wydać się bardzo banalne ale z jakichś względów ta oprawa działa na mnie bardzo kojąco.
Podobnie jest w przypadku sfery audio. Świetny voice acting, który sprawia, że postacie są strasznie sympatyczne, wspomagany jest przez przyjemny dla ucha soundtrack.
Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea oferuje nam dwie 30. godzinne kampanie pozwalające wcielić się w obie Shallie. Port został wzbogacony o DLC wydane do wersji gry na PlayStation 3. Są to w głównej mierze dodatkowe stroje i kostiumy kąpielowe dla bohaterek. Sama gra jednak została także wzbogacona o trochę więcej elementów fabularnych i powracające postacie. Dzięki temu fani serii otrzymują tutaj odrobinę nowych treści. Osoby nieobeznane z serią nie będą jednak totalnie zagubione. Znajomość dwóch pozostałych gier z trylogii Dusk nie jest niezbędna do tego by dobrze bawić się przy Shallie.
Po pierwszych 10 minutach zabawy wiedziałem, że Atelier Shallie Plus: Alchemists of the Dusk Sea przypadnie mi do gustu. Produkcja ta podobnie jak reszta serii prezentuje radosne oblicze gier RPG. Na mnie ten patent z kolorowym światem i przyjaznymi postaciami działa. Patrząc na ten tytuł chłodnym okiem można się przyczepiać do systemu walki i drobnych problemów graficznych. Jednak magia Shallie sprawia, że kwestie te nie mają większego znaczenia. Zostajemy pochłonięci przez naprawdę przyjemną grę.