Metal Max Xeno - Danteveli - 20 września 2018

Metal Max Xeno

Uwielbiam opowieści których akcja toczy się w post apokaliptycznym świecie. Zagłada ludzkości, próba walki o przetrwanie i tworzenie nowej cywilizacji bazującej na strzępkach historii to naprawdę interesujące motywy dające twórcom szerokie pole do popisu. Dlatego produkcje opowiadające o wydarzeniach po końcu świata chłonę jak odkurzacz. Z tego powodu już jakiś czas temu na moim radarze pojawił się Metal Max Xeno. Tylko czy japońska budżetówka robiona pod PlayStation Vita może zadowolić graczy spoza Kraju Kwitnącej Wiśni?

Metal Max Xeno to kolejna odsłona 27. letniej serii nietuzinkowych japońskich gier role playing, których akcja dzieje się w post apokaliptycznej wersji naszej planety. Co ciekawe gra ta jest debiutem cyklu w Europie.

Metal Max Xeno opowiada historię niedobitków w zamienionej w pustynię Japonii. Jest to jedna z opowiastek typu ludzie sami sobie zgotowali ten los, gdzie komputer stworzony do ochrony środowiska zdecydował, że najlepszym sposobem na ratowanie niebieskiej planety jest wymordowanie wszystkich ludzi. W wyniku konfliktu pomiędzy ludźmi a maszynami przy życiu pozostała zaledwie garstka ludzi. My wcielamy się w młodego mężczyznę, który wraz ze swoim czołgiem wyrusza na polowanie na maszyny wybijające resztki ludzkości. Podczas tej samobójczej misji będziemy mieli okazję pomóc pozostałym przy życiu ludziom. Dzięki temu przyczynimy się do zachowania resztek cywilizacji i będziemy mieli wkład w odbudowę gatunku.

Fabuła nie jest tutaj przerażająco oryginalna. Praktycznie wszystkie przewijające się w grze wątki pojawiły się już gdzieś indziej, czy to w filmach czy książkach lub grach takich jak Fallout i Wasteland. Oczywiście tutaj mamy charakterystyczne japońskie podejście do tematu, więc gra ma trochę inny klimat niż większość post apokaliptycznych produkcji. No i gra JRPG nie osadzona w jakiejś fantastycznej wersji średniowiecza z mieczykami i smokami jest zawsze mile widziana.

Rozgrywka to standardowy JRPG z turowymi walkami. Atak, obrona, używanie przedmiotów i korzystanie ze specjalnych umiejętności, czyli wszystko czego możemy spodziewać się po walkach w grze tego typu. Drobnym urozmaiceniem jest tutaj dorzucenie pojazdów bojowych i czołgów. Podczas przemierzania pustyni możemy wsadzić naszą ekipę w 3 maszyny, które gwarantują nam większą siłę ognia.

Efektem dodania czołgów jest możliwość zabawy z dostosowywaniem ich wyposażenia. Wymieniamy silniki, domontujemy działka i inne bajery sprawiające, że nasze pojazdy staną się istnymi maszynami do zabijania robotów i mutantów. To w połączeniu z systemem zmiany klas postaci daje nam pole do eksperymentowania z rożnymi ustawieniami. Szkoda tylko, że część wskaźników i statystyk nie ma nigdzie wytłumaczenia i musimy samemu się domyślić co one oznaczają.

Poza walkami i modyfikowaniem naszego ekwipunku i maszyn nie mamy zbyt wiele do roboty. Wszystkie mapy są mocno liniowe i zboczymy z trasy jedynie na chwilę w poszukiwaniu dodatkowych przedmiotów. W wyniku tego że ziemia została prawie całkowicie zniszczona nie napotkamy wiele postaci i nie ma co liczyć na wizyty w miastach. Zamiast tego mamy teleportowanie się do jednej małej miejscówki, gdzie przebywają wszyscy pozostali przy życiu ludzie.

Całość sprawia wrażenie raczej prostej gry RPG. Odrobina siedzenia w menu, walki i pędzenie z punktu A do punktu B. Nie ma tutaj ukrytej głębi i szalonych urozmaiceń wywracających rozgrywkę do góry nogami. No może nietypowi i czasem interesujący wyglądem przeciwnicy potrafią nas zaskoczyć. Reszta jest taka jaka jest. Mam jednak wrażenie, że nie jest to wielki grzech. Jako JRPG do podcastu Metal Max Xeno sprawia się idealnie. Nietuzinkowy klimat i rozgrywka na tyle prosta, że możemy dzielić uwagę pomiędzy grą i telefonem czy odtwarzaczem MP3 są swego rodzaju atutem produkcji. Może to tylko ja? Muszę jednak przyznać, ze spędziłem z tym tytułem naprawdę przyjemne kilkadziesiąt godzin i w przeciwieństwie do wielu innych gier JRPG nie czułem znudzenia nawet podczas nabijania poziomów doświadczenia przed starciem z kolejnym bossem.

Oprawa audiowizualna to zazwyczaj największy problem niszowych japońskich gier. Nie jest to półka AAA, więc nie ma co liczyć na pełny dubbing i inne bajery. Muzyczka jest znośna ale tak naprawdę zapomnimy o niej w minutę po wyłączeniu gry. Grafika to typowy koszmarek zrobiony pod możliwości PS Vita. Wiąże się z tym mała ilość przedmiotów w otoczeniu, sztywna animacja i ogólna pustka. Metal Max Xeno wygląda jak przeciętniak z PlayStation 2. To trochę nie zachęca do grania ale idzie się przyzwyczaić do tego co widzimy na ekranie.

Muszę wskazać jeszcze jedną rzecz, która dla kilku osób może być problemem. Xeno nie tylko wygada jak pozycja z PS2 ale też oferuje nam rozgrywkę z tamtej generacji. Chodzi mi o to, że gra jest pozbawiona zadań pobocznych i wszystkich smaczków do których przyzwyczaiły nas współczesne pozycje. Drugim elementem powiązanym z tym co przed chwilą napisałem jest masa grindu. Pomiędzy głównymi zadaniami nie mamy zbyt wiele do roboty a przeciwnicy stają się coraz to silniejsi. Jeśli chcemy mieć szansę przetrwać więcej niż 2 tury z jakimś wrogiem musimy dorównać do jego poziomu doświadczenia. To oznacza, ze będziemy kręcić się po jednej lokacji a z do nabicia 5 czy 7 poziomów doświadczenia. To sprawia, że gra najprawdopodobniej odrzuci wielu graczy.

Metal Max Xeno to taka mikstura nie dla każdego gracza. Z jednej trony mamy trochę ciekawych i nietuzinkowych pomysłów, których nie zobaczymy w innych grach JRPG. Do tego fabuła wyróżniająca się z tłumu innych przedstawicieli gatunku. Z drugiej strony przestarzała oprawa graficzna i przedpotopowa rozgrywka może odstraszać. Osobiście zostałem oczarowany przez to co gra oferuje i nie miałem problemu z gameplayem rodem z gierek klasy B na PS2. Wiem jednak, że w tym wypadku będę należał do mniejszości oczarowanej tą produkcją.

Danteveli
20 września 2018 - 21:47