Travis Strikes Again: No More Heroes - Danteveli - 11 lutego 2019

Travis Strikes Again: No More Heroes

Travis Touchdown jest dosyć nietypową postacią pośród gwiazd z gier na Wii. Ten antybohater to otaku opętany manią zabijania, która prowadzi go na sam szczy listy najlepszych zabójców świata (dwa razy!). Koleś wywodzi się z naprawdę powalonej rodzinki i na pewno nie jest wzorem do naśladowania. Coś jednak sprawia, że Travisa nie da się ubić i ten psychopata powraca (ku uciesze fanów No More Heroes). Czy Travis Strikes Again: No More Heroes będzie ostatnią przygodą najlepszego zabójcy?

Travis Strikes Again to spin-off i kontynuacja cyklu No More Heroes. Gra oferuje nam możliwość poznania dalszych losów bohatera No More Heroes. Całość przedstawiona w formie historii pobocznej skupiającej się nie na dalszym rozbudowywaniu świata zabójców. Zamiast tego mamy dziwaczną przygodę koncentrująca się na grach wideo.

Fabuła gry jest dosyć mocno zakręcona i nie łatwo jest ją wytłumaczyć w sensowny sposób. Otóż ojciec jednej z przeciwniczek Travisa z No More Heroes postanawia się zemścić za jej śmierć. Koleś odnajduje Travisa po to by go pozbawić go życia i może znaleźć sposób by przywrócić swoją córkę do życia. W trakcie walki obaj wojownicy zostają wciągnięci wewnątrz tajemniczej konsoli i stają się postaciami w grze.

Fabuła Travis Strikes Again to naprawdę niezwykły przykład meta opowieści, gdzie twórca zlewa się ze swoim dziełem. Powalona historia pełna jest nawiązań do innych gier stworzonych przez Grasshopper Manufacture. Nie są to jednak typowe smaczki i ukłony w stronę fanów. Razem z Travisem odbywamy podróż przez historię studia wraz z jego wzlotami i upadkami. Jakby tego było mało skłonność łamania tak zwanej czwartej ściany przekracza tutaj wszystkie granice i nie mamy pewności czy bohaterem gry jest Travis Touchdown czy obserwujemy awatar Sudy 51. Wszystko począwszy od koszulek z gier indie, które nosi bohater po zwracanie się bezpośrednio do gracza w imieniu twórcy sprawia niezwykłe wrażenie. Nie chce zbytnio zagłębiać się w szczegóły by nie popsuć efektu odkrywania wszystkich warstw produkcji i tego co Suda robi z historią swoich gier. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że Travis Strikes Again: No More Heroes to prawdopodobnie najbardziej autorska gra jaka powstała w Japonii. Hideo Koijima znany jest z wrzucania tego czym się interesuje do gier, sam Suda robił to wcześniej, ale chyba jeszcze nigdy nie było to na takim poziomie.

Jeśli chodzi o rozgrywkę to Travis Strikes Again jest slasherem podobnie jak poprzednie gry. Biegamy z mieczykiem świetlnym i pokonujemy dziesiątki czaszko-robali. Mamy dwa rodzaje ataków – szybki słaby i wolniejszy ale silniejszy a także jeden specjał odpalający atak combo. . Do tego skakanie i robienie uników. Mamy także system umiejętności specjalnych. Jest ich około 20 a my możemy korzystać z czterech, które przypiszemy pod konkretne klawisze. Dzięki temu sami dostosowujemy czy interesują nas takie funkcje jak chwilowe znikanie, spowalnianie czasu, potężne ataki czy na przykład ogłuszanie wrogów w zasięgu. Po każdym odpaleniu którejś z umiejętności musimy odczekać chwilę by użyć jej ponownie.

Może trochę przesadzam ale Travis Strikes Again: No More Heroes to takie znacznie gorsze pierwsze Devil May Cry. Podobnie jak w tamtej przygodzie trafiamy tu do serii pomieszczeń, których nie możemy opuścić do momentu pokonania wszystkich wrogów. Od czasu do czasu trafimy na bossa i tyle. Różnica jest tu to, ze w przypadku przygód Dantego system walki był innowacyjny i gwarantował świetną zabawę. Tutaj mamy prymitywne siepanie i odpalanie od czasu do czasu specjalnych umiejętności. Zero stylowego rozprawiania się z przecinkami bo tutaj klepiemy dwa ataki i czekamy aż wszyscy wrogowie padną. Niby dokładnie tak samo było w No More Heroes, ale tam innowacją było posługiwanie się wiilotem i uczucie jakby wymachiwało się mieczem świetlnym. Do tego trzecioosobowa kamera jakoś bardziej wciąga w walkę niż ten widok z boku/góry jaki tutaj zastosowano. No i w No More Heroes mieliśmy urozmaicenie zabawy w postaci misji pobocznych jak durne zbieranie kokosów czy jeżdżenie na naszym motocyklu. Tutaj tylko ciągnące się w nieskończoność siepanie, które stoi na drodze do poznawania historii.

Grę możemy przechodzić sami lub w trybie kooperacji na jednej konsoli. Wtedy jeden gracz wcieli się w Travisa podczas gdy drugi będzie ojcem martwej zabójczyni znanym jako Badman. W Co-opie gra jest odrobinę lepsza ale to głównie ze względu na to, ze walki idą trochę szybciej.

W tym miejscu warto wspomnieć, że w grze jest system punktów doświadczenia i levelowanie naszej postaci ale mam wrażenie, że ta funkcja tak naprawdę nic nie robi i jest tylko jakimś żartem ze strony twórców. Niby każdy poziom to silniejsze ataki i więcej punktów życia ale jakoś nie zauważyłem większej różnicy.

Jeśli chodzi o negatywy to największym z nich będzie monotonia. Siepanie jest raczej prymitywne i specjalne umiejętności nie pomagają zbytnio w tym żeby walki były bardziej interesujące. Przeciwnicy wyglądają praktycznie identycznie a lokacje są takie sobie. Przez 10 godzin powtarzamy te same czynności do bólu. Nawet kiedy gra stara się trochę urozmaicić zabawę zagadkami to będziemy powtarzać te same zagadki do obrzydzenia. Brakuje tutaj różnorodności. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że odwiedzamy gry o różnej tematyce. Na dokładkę mam jeszcze problem ze sterowaniem. Podobnie jak w No More Heroes musimy lądować naszą katanę. Robimy to za pomocą naciśnięcia gałki i albo machania joy-conem albo machania drugą gałką. Niestety samo naciskanie gałki jest nieprecyzyjne i często zamiast ładować nasz miecz by rozprawić się z wrogami nasza postać będzie szła do przodu. To potrafi być naprawdę denerwujące.

Oprawa graficzna tej produkcji to trochę dziwna sprawa. Gra jako całość jest mieszanką najróżniejszych stylów i można ją spokojnie nazwać kolażem. Dziwaczne wstawki, sekwencje FMV, momenty jak ze starych gier tekstowych i inne nietypowe pomysły. Jednak jest to produkcja o stosunkowo skromnym budżecie i da się to dostrzec w wielu miejscach. Design przeciwników, przeciętne lokacje, bardzo mało szczegółów robi swoje. To sprawia, że mam trochę mieszane uczucia. Były momenty kiedy naprawdę byłem pod wrażeniem tego co widziałem na ekranie. W innych chwilach się śmiałem, ale było równie wiele sytuacji, kiedy nie miałem nic do powiedzenie i tyko wzdrygałem ramionami.

Travis Strikes Again: No More Heroes to strasznie trudny przypadek. Kocham praktycznie wszystko w tej grze. Jest to kawałek dziwnej, awangardowej sztuki w formie tytułu stworzonego na konsolę Nintendo. Zakręcona fabuła, niezwykła forma dialogu pomiędzy twórcą a odbiorcą jego dzieła i pełno powalonych momentów, które sprawiają, że człowiek drapie się po głowie. Trochę szkoda, że aby zobaczyć te wszystkie elementy musimy przebijać się przez bardzo przeciętnego slashera, który nie porywa. Niestety gameplay pozostawia sporo do życzenia. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę potencjał jaki daje historia o postaciach wciągniętych do kilku różnych gier wideo.

Mam nadzieję, że Travis Strikes Again: No More Heroes odniesie sukces. Nie dlatego, że to wyśmienita gra. Nie dlatego, że chce zobaczyć No More Heroes 3. Mi zależy na tym by ktoś taki jak Suda 51 pozostał w branży gier wideo i dalej tworzył swoje niecodzienne projekty. Travis Strikes Again to powrót po długiej nieobecności i jest to naprawdę niezwykły powrót, kogoś kto ma nam sporo do powiedzenia. Ja chcę słuchać opowieści pana 51 tak długo jak to możliwe.

Danteveli
11 lutego 2019 - 10:45