Table Top Racing: World Tour - Nitro Edition - Danteveli - 7 maja 2019

Table Top Racing: World Tour - Nitro Edition

Nintendo Switch to swego rodzaju fenomenom. Powrót do czasów, kiedy na konsole Wielkiego N wędrowała większość tytułów dostępnych na rynku. Maszynka sprzedaje gierki tak dobrze, że przeróżni wydawcy serwują nam porty swoich starszych gierek. Co chwilę słyszymy o „premierze” jakiejś gry, która pojawiła się na PC lub innych konsolach kilka lat wcześniej. Wszyscy się w to pchając więc musi to być dochodowe przedsięwzięcie. Do grupy niezliczonych portów dołącza teraz Table Top Racing: World Tour Nitro Edition. Ciekawe czy przez kilka lat od premiery oryginalnej wersji gry twórca udało się poprawić wszystkie niedoróbki?

Nitro Edition to specjalna wersja Table Top Racing, która pojawia się na Nintendo Switch 3 lata po oryginalnej premierze. Mamy więc do czynienia z kolejnym portem wzbogaconym o DLC, które pojawiło się wcześniej na innych platformach.

Table Top Racing: World Tour to gra wyścigowa w stylu arcade. Podobnie jak w Micro Machines siadamy za sterami malutkich samochodzików i jeździmy po trasach stworzonych z przedmiotów codziennego użytku. Rozgrywka przywołuje na myśl wszystkie wyścigi typu kart jak Crash Team Racing, Mario Kart czy Sonic & Sega All-Stars Racing.

Mamy więc praktycznie zero realizmu i power-upy ułatwiające nam likwidację przeciwników. W tej produkcji zdaje się jednak nie być tak wielkiego nacisku na ślizganie się na zakrętach i jesteśmy raczej uziemieni. Power-upy to raczej standard gatunku. Mamy zwykła i samonaprowadzająca rakietę, jest rzucana za siebie bomba, wylewany olej czy impuls elektromagnetyczny wyłączający pobliskie samochody. Najfajniejszą bronią jest promień mrozu zamieniający przeciwnika w ślizgająca się po trasie kostkę lodu. Za jej pomocą bardzo łatwo sprawić by nasz wróg na jakimś ostrym zakręcie wyśliznął się ze stołu czy innej powierzchni na której toczy się wyścig. Wraz z odblokowywanie kompletnych pucharów pojawi się możliwość wzmocnienia naszego ataku poprzez zebranie większych ilości power-upów. Zero zbierania monet by przyśpieszyć czy brak power slide sprawia, że World Tour należy do prostszych gier typu kart racing. Jest w tym jednak jakiś urok.

Jeśli chodzi o trasy to mamy ich zaledwie kilka. Całość gry to 8 lokacji, które oferują nam po jakieś 4 trasy. Mamy japońską restaurację, jakąś piwnicę z bajerami w stylu kartridżów do Atari, coś co zdaje się być pokładem jachtu, stół mechanika i złomowisko. Miejscówki są w miarę różnorodne ale i tak dość szybko nudzi się nam sceneria. Jeśli już jesteśmy przy kwestii tras to muszę ponarzekać na to, że szukanie skrótów to trochę gra w ciemno. Niektóre przedmioty można zniszczyć rakietą lub przez nie przejechać. Niestety wyglądają one praktycznie tak samo jak niezniszczalne przedmioty, przez co w skróty można się bawić dopiero gdy na 100% wie się w jakim miejscu się one znajdują. Jest to trochę denerwujące bo musiałem poświęcać swoje przejazdy na szukanie dodatkowych ścieżek.

Playrise Digital udostępniło nam 16 miniaturowych bryk, które rozdzielone zostały pomiędzy 3 klasy. Zaczynamy z tymi najwolniejszymi złomiakami by z czasem przejść do podrób Ferrari i Zondy. Design pojazdów jest naprawdę fajny i hitem pewnie będzie wóz kempingowy wzorowany na tym z Breaking Bad. Nasze fury możemy ulepszać kupując dodatkowe punkty statystyk takich jak maksymalna prędkość, przyśpieszenie czy pancerz. Do tego możemy dokupywać i wymieniać opony posiadające różne właściwości takie jak możliwość podskakiwania, specjalne pole siłowe, driftowanie czy zadawanie obrażeń poprzez uderzanie wrogów. Nowe ulepszenia i kolejne bryki odblokowujemy za kasę zdobywaną za wygrywanie meczy, atakowanie innych czy też wynajdywanie całkiem sprytnie poukrywanych monet. Dodaje to grze dodatkowej warstwy głębi i sprawia, że nawet jeśli nie wygramy jakiego wyścigu to i tak odczujemy jakiś postęp w naszej karierze. Mniej techniki równa się więcej wciskania pedału gazu i osoby takie jak ja mogą się wyszaleć.

16 pojazdów nie jest złym wynikiem ale jeśli miałbym być szczery to nie poza sferą wizualną nie ma pomiędzy brykami większej różnicy. Jasne fury z wyższej kategorii są szybsze ale jakie to ma znaczenie, jeśli każdy wyścig musimy za pierwszym razem zaliczyć samochodem z danej grupy. Wrażenie jakichś super szybkości ucieka kiedy wszyscy wokół nas poruszają się z taka sama prędkością. Może to wina AI, które przez większość czasu nie wydaje się specjalnie wymagające. Jednak podczas niektórych wyścigów wrogie auta zostają opanowane przez jakieś demony szybkości, które prześcigną nas teoretycznie wolniejszymi maszynami. Na serio jest to trochę dziwaczna sytuacja kiedy 90% gry da się zaliczyć za pierwszym podejściem a jeden albo ze dwa wyścigi powtarza się po 20 razy.

Podstawą kariery jest tryb mistrzostw, gdzie mamy po dwa puchary dla danej klasy. Obok standardowych wyścigów w stylu Mario Kart mamy także jak najszybsze zaliczanie okrążenia, zabawę w driftowanie, wyścigi bez uzbrojenia czy też wyzwanie w postaci doścignięcia przeciwnika i uderzenia jego pojazdu. Sprawia to, że gra jest w miarę różnorodna. Do całości dorzucono także tryb wyzwań, gdzie musimy korzystać z określonego pojazdu i mamy ograniczenia co do ulepszeń czy opon, z których korzystamy. Wszystkiego nie jest za wiele i grę można spokojnie zaliczyć na 100% w weekend. Niestety trudno mi wyobrazić sobie co w takiej sytuacji wydłużyło by żywotność Table Top Racing.

Poza zabawą dla pojedynczego gracz mamy także tryb online. Są to wyścigi dla maksymalnie 8 graczy. Host może decydować o tym czy w wyścigu dostępne są ulepszenia i bajery takie jak specjalne opony i broń. Mam jednak wątpliwości czy ktokolwiek będzie grał w ten tytuł. Sam miałem olbrzymie problemy ze znalezieniem chętnych do gry w okolicy premiery tytułu. Domyślam się, że za tydzień czy dwa nikt już w to nie będzie grał.

Oprawa graficzna tego tytułu stoi na przyzwoitym poziomie. Lokacje są kolorowe i wypełnione różnego rodzaju przedmiotami. Na trasie leżą różne puszki i inne przedmioty, które są dowodem na sprawną prace silnika fizycznego gry. Table Top Racing na pewno ma własny styl. Szkoda tylko, że stosunkowo mała ilość miejscówek sprawia, ze trochę trudno docenić ten styl. Za muzykę gry odpowiada DJ muzyki elektronicznej – Sam West. Kolej dostarczył jakieś 20 remixów utworów o których nigdy nie słyszałem. Jest to kompletnie nie mój typ brzmień ale powiem, że podobne rzeczy słyszałem w chińskich klubach i ludzie (nietrzeźwi) bawili się przy tym całkiem nieźle.

Moje ogólne wrażenia z czasu spędzonego z Table Top Racing są w miarę pozytywne. Niestety gra oferuje nam w każdej sferze trochę za mało i trudno mi wyobrazić bym szybko powrócił do tego tytułu. Trochę szkoda bo to co w grze jest pokazuje zadatki świetnej ścigałki.

Nitro Edition różni się od podstawowej wersji gry kilkoma dodatkowymi trasami i pojazdami. Niestety nie wpływa to znacząco na największą bolączkę gry, czyli małą ilość lokacji i minimalną różnorodność bryk. Szkoda że twórcy nie postarali się rozbudować tej produkcji tak aby TTR w wersji Nitro było lepszą grą. Tak naprawdę wersja na Nintendo Switch różni się od pozostałych edycji tylko trybem split-screen, który jest co prawda miłym dodatkiem, ale nie działa jako solidny argument przekonujący za zakupem akurat tej wersji gry. Zwłaszcza, że TTR w wersji na Switcha kosztuje więcej niż na pozostałych platformach.

Table Top Racing: World Tour Nitro Edition to całkiem przyjemny tytuł, który jednak nie ma startu do najlepszych kartów jakie kiedykolwiek wyszły. Mario Kart pozostaje niedoścignionym wzorcem dla całego gatunku. Nie oznacza to, że gra studia Playrise Digital nie warta jest naszej uwagi. Na najnowszej konsoli Nintendo nie ma zbyt wielu gier wyścigowych tego typu a TTR to trochę uboga w zawartość ale solidna pozycja. Trochę szkoda, że twórcy nie wykorzystali tych trzech lat od oryginalnej premiery gry by rozbudować tytuł i dostarczyć naprawdę dobry produkt. Z tego powodu radzę się zastanowić przed zakupem bo może lepiej dołożyć trochę kasy i wyrwać lepszą grę o małych pojazdach?

Danteveli
7 maja 2019 - 12:01