Od kilku lat narzekam sobie prywatnie na zręcznościowe gry wyścigowe, których twórcy stawiają głównie na otwarte światy i grę w sieci. Patrząc na rynek gier, takie decyzje są zrozumiałe, ale racjonalne rozumowanie nie pomaga przytępić mojej tęsknoty za klasycznymi arcade racerami, gdzie mamy z góry ustaloną liczbę tras, garaż pełen odblokowywanych z czasem pojazdów, proste mistrzostwa i kilka dodatkowych trybów gry. Takich gier prawie się nie robi, więc istnienie Hotshot Racing jest warte podkreślenia, szczególnie że jest to naprawdę dobra gra.
Mała jest to gra, recenzja też będzie niewielka. Ekipa Lucky Mountain Games postawiła na prostotę pod niemal każdym względem, co dodatkowo znalazło odzwierciedlenie w bardzo rozsądnej premierowej cenie, więc jeśli tylko miło wspominacie Screamera, Daytona USA czy - w mniejszym stopniu - Test Drive 4 lub Sega Rally, zapamiętajcie ten tytuł.
Ostatnio sytuacja w świecie tak zwanych kart racerów ma się całkiem dobrze. Nieodzowny król gatunku Mario doczekał się powrotu swego młodszego rywala-Crasha. Fani małych samochodzików w końcu mają więcej niż jedną opcję do wybrania. Do wyścigu o puchar najlepszego kart racera przystępują także inni. Najnowszym konkurentem jest Nickelodeon Kart Racers 2: Grand Prix. Czy ten tytuł ma szansę na skończenie na podium?
Branża gier się zmieniła. Konsumenci dojrzali, wyrobili sobie gusta i stali się bardziej wymagający (a w każdym razie pewna ich część). Czasami oczywiście idzie w to zwątpić, patrząc na fortuny wydawane przez niektórych na wirtualne karty, stroje i tryby brutalnie wyrżnięte z podstawowej wersji gry, ale przyjmijmy, że tak właśnie jest. Teraz, czekając na premiery nowych konsol, wysoko zawieszamy poprzeczkę, spodziewając się dopracowanych tytułów, które zaoferują doznania i zawartość na miarę końca 2020 roku i dziewiątej generacji platform. Czy w tych czasach i przy takiej grupie odbiorców nowy Motorstorm miałby rację bytu? Zacząłem zadawać sobie to pytanie, ogrywając po latach hit Evolution Studios i wracając do poświęcanych mu wówczas materiałów.
Ponad 5 lat temu miałem okazję zagrać we wczesna wersję tytułu znanego dzisiaj jako Wreckfest. Wtedy była to jeszcze produkcja znana jako Next Car Game. Trochę czasu spędzonego z tą grą przekonało mnie, że na rynku jest miejsce dla zakręconych ścigałek. Jednak było to tak naprawdę tylko demko produkcji, która miała się kiedyś pojawić. Szybko zapomniałem o tym tytule i zaginął on w czeluściach mojej biblioteki Steam. Teraz pełna wersja gry znana jako Wreckfest ląduje na konsolach. Czy popełniłem błąd zapominając o tej gierce?
Nintendo Switch to swego rodzaju fenomenom. Powrót do czasów, kiedy na konsole Wielkiego N wędrowała większość tytułów dostępnych na rynku. Maszynka sprzedaje gierki tak dobrze, że przeróżni wydawcy serwują nam porty swoich starszych gierek. Co chwilę słyszymy o „premierze” jakiejś gry, która pojawiła się na PC lub innych konsolach kilka lat wcześniej. Wszyscy się w to pchając więc musi to być dochodowe przedsięwzięcie. Do grupy niezliczonych portów dołącza teraz Table Top Racing: World Tour Nitro Edition. Ciekawe czy przez kilka lat od premiery oryginalnej wersji gry twórca udało się poprawić wszystkie niedoróbki?
Forza Horizon 4 to bez wątpienia bardzo dobra gra - zwłaszcza przy pierwszym kontakcie z tą serią. Wrażenie zmienia się jednak wraz z ilością godzin spędzonych z poprzednimi częściami. W oczy rzuca się wtedy mała stagnacja i brak istotnych nowości. Dostaliśmy znane elementy pod płaszczykiem nowych nazw. Rozczarowanie jest spore, bo w grze widać naprawdę wspaniałe pomysły, które jednak zrealizowano na pół gwizdka- „po taniości”. Zabrakło niewiele, ale głównie pieniędzy lub uporu, by zrobić to właściwie - by gra była absolutną perfekcją 10/10. To tak, jakby Michałowi Aniołowi zamiast stropu kaplicy, farb i drabiny, dano blok i kredki.
Kontynuując podróż przez bibliotekę Nintendo Wii, odkrywam kolejne perełki i produkcje dzisiaj już przez większość zapomniane. Do tego grona zaliczać też można Excite Truck, a więc przedstawiający rajdy terenówek nietypowy sequel kultowego Excite Bike z NES-a. Czy tytuł przypominający momentami Motorstorm, chwilami Burnouta, a częściowo Split/Second jest wystarczająco ciekawy, by poświęcić mu dzisiaj uwagę? Na to odpowiadam, analizując grę w 12 tweetach.
Taka ciekawostka - w Motorsport Manager na Steamie w pewnym momencie grało więcej osób niż w Call of Duty: Infinity War. A zapewne o recenzowanej przeze mnie grze nie słyszeliście w ogóle :) Ujmę to tak - gdyby ten tytuł pojawił się 10 lat temu, dzisiaj owiany byłby w Polsce kultem podobnym do legendarnego Deluxe Ski Jump. Pech (a może los?) chciał, że premiera nastąpiła dopiero pod koniec 2016 roku, kiedy w Polsce kibicowska koniunktura na Formułę 1 zeszła do poziomu „tylko dla koneserów”, a i sama Królowa Sportów motorowych przeżywa niemały kryzys związany z odpływem widowni i emocjami, które ulatują po każdym triumfie Mercedesa. Jeżeli więc Formuła 1 wyraźnie dostaje czkawki, może warto wziąć sprawy w swoje ręce i ruszyć na podbój wirtualnych wyścigów jako szef ekipy? W roli nowoczesnej reinkarnacji słynnego Grand Prix Managera omawiany tytuł radzi sobie doskonale.
Motorsport Manager narodził się na urządzeniach mobilnych (w wersję na Androida zagrywałem się godzinami!), ale w przypadku wersji na PC nie mamy wrażenia, iż jest to odgrzewany port z lekko podrasowaną grafiką. Całość została napisana praktycznie od podstaw, na silniku Unity i obudowana w formie „uniwersum”, które zmienia się wraz z upływającym czasem.
Stało się! Piekło zamarzło i flagowa, do tej pory ekskluzywna marka Xboksa - Forza, wylądowała w pełnej wersji na pecetach. Nie będę tutaj opisywać samej gry, o tym możecie przeczytać w recenzji wersji konsolowej (tl;dr: 95/100, najlepsza, warta kupna w ciemno, must have itp.). Jak wypada jednak pecetowy port? Oto jazda testowa na pececie, podzielona na swoiste Q&A!
Istnieje całkiem sporo gier stworzonych pod rozgrywkę muliplayerową. Wiele z nich to produkcje indie, które pojawiły się w ostatnich latach. Tytuły takie jak Towerfall czy Nidhogg starają się pochwycić oldschoolowego ducha kanapowego multiplayera. Teraz do tego grona dołącza Obliteracers. Tylko czy mieszanka Mario Kart i Micro Machines przeznaczona do rozgrywki wieloosobowej może odnieść sukces?