Epoka Playstation 2 to dla mnie magiczny okres branży gier wideo, gdy tworzono najbardziej innowacyjne i najlepsze tytuły. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem tego, co utalentowani deweloperzy byli w stanie zrobić z „czarnulką”. Dzięki temu, wiele z najlepszych gier wszech czasów, znajdziemy właśnie na tej konsoli. Silent Hill 2, Persona 4, Killer 7 czy Metal Gear Solid 3, to tylko kilka spośród tytułów kojarzonych z PS2. Innym mocnym kandydatem do miana najlepszej gry w historii jest Shadow of the Colossus. Przynajmniej tak twierdzą fani tej wyjątkowej produkcji. Ku ich uciesze na PlayStation 4 właśnie pojawił się jej remeke. Jest to idealna okazja by wszyscy gracze mieli okazję sprawdzić, czy Shadow of the Colossus naprawdę jest wybitnym tytułem zasługującym na miejsce pośród najlepszych gier.
Fabuła Shadow of the Colossus na papierze nie wygląda zbyt interesująco. Bohater wyrusza na tajemniczą misję by przywrócić życie młodej kobiecie, która zmarła podczas tajemniczego rytuału. Aby wskrzesić swoją (najprawdopodobniej) ukochaną, chłopak jest gotów sprzymierzyć się z dawnymi bóstwami i wykonać dla nich misję. Bohater musi zabić awatary dawnych bożków znajdujące się w odizolowanej części świata. Tak w najprostszy sposób da się opisać fabułę tej gry. Historię tego typu można zaprezentować jako głupią papkę w stylu Dante’s Inferno. Team Ico stworzyło jednak coś artystycznego, gdzie historia opowiedziana jest raczej przez to co widzimy niż to, co słyszymy. Nasz bohater nie należy do najbardziej gadatliwych, a cała historia otoczona jest tajemnicą. Ten aspekt Shadow of the Colossus cenię bardzo wysoko, bo minimalistyczna fabuła zachęca nas do rozmyślania nad pewnymi kwestiami, a wydarzenia z gry zostają z nami na dłużej, niż ma to miejsce w typowych produkcjach.
Rozgrywka nie jest tutaj wybitnie kompleksowa. Ponownie opisanie Shadow of the Colossus trywializuje doświadczenie. Naszym celem jest pokonanie 16 kolosów i to jest główny element całej zabawy. Wyruszamy ze świątyni, w której znajduje się ciało dziewczyny i za pomocą promieni świetlnych odbijających się od naszego miecza tropimy cel. Po kilkunastu minutach spędzonych na grzebiecie naszego wierzchowca – Agro, czeka nas walka z bossem. Kolosy są znacznie większe od naszej postaci i zabawa tutaj polega na znalezieniu sposobu, by wspiąć się na bestię i zaatakować jej słabe punkty. Wyżej wymienione czynności powtarzamy kilkanaście razy.
Same starcia z kolosami są naprawdę imponujące i zapadają w pamięć. Pokonanie każdej z bestii wiąże się z rozwiązaniem swego rodzaju zagadki. Podczas wspinaczki potwór starał się będzie nas zrzucić, co stanowi dodatkowe wyzwanie. Walki same sobie nie są specjalnie skomplikowane i nie wymagają od nas zbyt wiele, bo odnalezienie sposobu wspięcia się na potwora jest gwarancją sukcesu. Starcia te mają w sobie jednak coś wyjątkowego. Nie chodzi tu tylko o to, że mikrus jakim jest nasz bohater powala coś kilkanaście razy większego od siebie. Chodzi tu raczej o to jak realne zdają się być zachowania stworów. Kolosy wydaj z siebie ryk przerażenia, a w ich oczach możemy dostrzec smutek. Te majestatyczne stworzenia żyją sobie w swoim świecie i nikomu nie czynią krzywdy. My jednak wyruszamy po to, by je zabić. To nadaje rozgrywce głębszego kontekstu i stawia przed nami poważne pytania natury filozoficznej. Może doszukuje się w tym większej głębi, ale zabicie jednego stwora z tej gry poruszyło mnie bardziej niż to co wyprawiamy w produkcjach takich jak Call of Duty czy Battlefield 1, które w tani sposób starają się żerować na naszych emocjach.
Poza walkami teoretycznie nie ma zbyt wiele do roboty. Na mapie jest trochę kapliczek, które możemy odwiedzić. Podczas zwiedzania mapy natrafimy na specjalne jaszczurki i owoce poprawiające nasz pasek życia i staminę. Ukończenie gry daje nam dostęp do trybu Time Trial i możliwość odblokowania nowych broni. Remaster wprowadza także 79 złotych monet i powiązany z nimi sekret. Wszystko to jest tylko dodatkiem dla zainteresowanych. Możemy spokojnie przejść grę koncentrując się tylko i wyłącznie na kolosach. Ukończenie tytułu powinno nam zająć około 10 godzin. Czas ten skróci się nawet do 3 godzin jeśli graliśmy w oryginał i wiemy/pamiętamy, co mamy robić. Oczywiście Shadow of the Colossus nie jest jedną z tych gier, które należy przechodzić na szybko. Osobiście widzę wartość w powolnym poruszaniu się po zakazanym skrawku ziemi i rozmyślaniu o sensie naszej misji.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Shadow of the Colossus i w przeciwieństwie do większości osób nie mam zamiaru udawać, że jest inaczej. Oczywiście doceniam ten tytuł i jego walory artystyczne, ale uważam, że było wiele lepszych gier wydanych na konsole PlayStation 2. Wspominam o tym głównie w kontekście oceny końcowej tego remake’a. Nie jestem zakochany w oryginalnej produkcji i nie czuję potrzeby promowania jej. Dlatego nie przymykam oka na ewidentne wady produkcji. Chodzi o sterowanie, które mimo poprawek względem oryginału nadal jest wybrakowane. Często miałem ważenie stosunkowo dużego opóźnienia między momentem nienaciśnięcia przycisku, a tym kiedy moja postać wykonuje daną akcję. Dodatkowo animacje pewnych ruchów wyglądają przezabawnie i przypominają to co widzieliśmy na PS2. Trudno się nie uśmiać kiedy nasza postać lata niczym kukiełka. Musze także wspomnieć o pracy kamery, która pozostawia wiele do życzenia i czasem zamiast koncentrować się na akcji, prezentuje nam majestatyczne krajobrazy.
Shadow of the Colossus to dobra gra, która jest świetnym i zapadającym w pamięć przeżyciem. Produkcja została dobrze dostosowana do współczesnych standardów. Przepiękna oprawa graficzna, klimatyczne lokacje i epickie momenty przemieszane z naprawdę wzruszającymi i w pewnym sensie osobistymi chwilami, są tym, co wyróżnia ten tytuł spośród wielu gier. Nie należy jednak zapominać o średnim sterowaniu i tym, że Shadow to bardzo osobliwa produkcja, która nie trafi do każdego gracza. Mimo to zachęcam do tego by dać temu wyjątkowemu tytułowi szansę. No i liczę, że niewątpliwy sukces Shadow of the Colossus sprawi, że niedługo zagramy na PlayStation 4 również w Ico.