Największe growe rozczarowania 2019 - Danteveli - 7 stycznia 2020

Największe growe rozczarowania 2019

Miniony już 2019 rok to kolejne rekordy i rozrost branży gier wideo. Najciekawszym rekordem tego roku jest liczba firm, które w pogoni za dolarami pogrążyły swój wizerunek. Od Activision Blizzard aż po Zenimax. Trudno znaleźć kogoś, kto nie zawalił czegoś w tym roku. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest rekordowa ilość gier, które po prostu zawodzą. Tym razem skoncentruje się na grach od, których odchodziłem ze spuszczoną głową lub masą wulgarnych słów rzucanych w stronę deweloperów i wydawców.

Zacznijmy może z grubej rury i od najbardziej kontrowersyjnej pozycji na liście, która prezentuje moją prywatną opinię . Death Stranding nie jest kiepską grą. Z tego co słyszałem wiele osób uważa ten tytuł za grę roku. Nawet w moim rankingu tytuł ten znalazł by się w pierwszej 20 najlepszych gier roku. Faktem pozostaje jednak to, że przez znaczną część moich 66 godzin z tym tytułem byłem zawiedziony. Powyższe zdanie brzmi niezwykle głupio bo jak coś komuś nie pasuje to z jakiego powodu traci na to szmat czasu? W moim przypadku sprawa jest bardzo prosta. Death Stranding jest momentami naprawdę fajne i ma kilka świetnych pomysłów. Jednak w gruncie rzeczy wiele z gameplayu to piąta woda po kisielu z MGS V i Peace Walker. Doprawiono to naprawdę słabą historią, która jest jeszcze gorsza dzięki temu, że Kojima jest nieokiełznany i musi do swoich tytułów wrzucać każdy durny pomysł jaki przyjdzie mu do głowy. Czasem wychodzi to znośnie, ale innym razem mamy małpę pijącą Colę na polu bitwy. Niestety wiele rzeczy w Death Stranding nie działa tak dobrze jakby mogły działać. Dlatego właśnie ta gra (podobnie jak kiedyś Metal Gear Solid 4) jest dla mnie sporym zawodem.

Oczywiście tym razem to przypadek, gdzie mogę być kompletnie odosobniony bo w przeciwieństwie do pasztetów jak Left Alive czy Youngblood w Death Stranding jest sporo rzeczy, które mogą przypaść nam do gustu.

Podobnie jest w przypadku drugiego typu na mojej (bardzo subiektywnej liście). Mortal Kombat 11 to gra, która mnie kompletnie nie ruszyła. Było to o tyle dziwne, że z serią jestem od lat a przy MK (9) i X spędziłem masę godzin i mimo mniejszych czy większych problemów obie gry przypadły mi do gustu. W 11 pograłem trochę i grę szybko odstawiłem. Może to wina postaci, które mi nie podeszły? Fabuła mnie strasznie wnerwiła i zawiodła, ale chodzi przecież o bijatykę, więc to nie może być powód? W każdym razie apatia jest słowem, które najlepiej oddaje mój stosunek do wszystkich zmian, nowinek jak i samej gry. Nigdy nie spodziewałem się, że w taki sposób zareaguję na nową odsłonę cyklu o wyrywaniu kręgosłupów, więc MK 11 z automatu wylądowało na mojej liście mimo, ze grałem w ubiegłym roku w wiele bardziej wkurzających i gorszych gier, które nie pojawią się w tym tekście.

O Rage 2 trudno zbyt wiele napisać. Pierwsze co mi rzuciło się w oczy to jak na grę niezwykle kolorową, pełną eksplozji i szalonych mocy jest to strasznie nudny tytuł. Kilka fajnych patentów i solidne strzelanie nie rekompensują nudy związanej z przemieszczaniem się po pustym świecie i niezwykle schematycznych misji. Ponownie nie mówimy o grze, która jest zła, tylko o produkcji, która mogłaby być znacznie lepsza. Otwarty świat tak naprawdę nie przysłużył się temu tytułowi i był chyba tylko po to by odhaczyć pozycję na liście wydawcy. Podobnie z pojazdami którymi steruje się niezwykle topornie. Ja rozumiem, ze sequel Rage musi mieć coś wspólnego z oryginałem, ale akurat te dwa elementy nie były mocną stroną pierwszej gry. Miałem nadzieję, że podobnie jak w przypadku innych FPS wydawanych przez Bethesda Soft, dostaniemy coś godnego uwagi. Niestety Rage 2 było tylko nudnym i bylejakim prologiem przed prawdziwą tragedią.

Wolfenstein Youngblood może być najgorszą grą, w jaką grałem w tym roku. Nie pamiętam kiedy tyle bluźniłem pod nosem ( i na głos) podczas grania. Wszystkie, dosłownie wszystkie elementy dodane do solidnej bazy z poprzednich odsłon cyklu Wolfenstein wychodzą tej produkcji na złe. Tragicznie opracowany co-op, okropne misje, niekończący się backtracking, levelowanie, pseudo otwarte lokacje. Wszystko leży i kwiczy. Dodajmy do tego koszmarny grind i mamy gniota. Jednak twórcy postarali się bardzo i do beczki dziegciu dołożyli szklankę kupy. Bugi, glitche i nieskończone problemy techniczne sprawiły, że kiepska gra stała się prawdziwym koszmarem. Moją nienawiść do tej gry można było usłyszeć podczas jednego z odcinków podcastu Trigger od Operacja Panda. Dlatego nie będę się powtarzał w wypisywaniu obelg na temat Youngblood. W każdym razie ta gra jest tak zła, ze gotuje się w sobie w chwili pisania tych słów bo przypomniałem sobie o istnieniu tego crapa.

Na drugą nóżkę dołóżmy jeszcze Far Cry New Dawn. Nowa odsłona cyklu łączy w sobie aspekty dwóch pozycji z tej listy. New Dawn pożycza kolorki od Rage 2 i podobnie jak Youngblood stawia na co-op. Do tego masa mikrotransakcji, takie sobie bronie, słabe misje i antagonistki, które są kosmicznie słabe. To ostatnie jest o tyle ważne, że od 3 odsłony cykl Far Cry słynie ze swoich bad guyów. W ogólnym rozrachunku mamy leniwy i kiepski dodatek, który ktoś postanowił wydać jako osobną grę. Wielu było zawiedzionych Far Cry 5. Tutaj dostajemy gorszą i bardziej ułomną wersję tamtej gry. Jedynym fajnym elementem produkcji jest to, że okazuje się, że nasz wróg z poprzedniej gry miał rację.

Nie ma chyba listy o najgorszych lub najbardziej wkurzających grach roku bez wspomnienie o Anthem. Ten dowód totalnego upadku Bioware to porażka i przykład, że próba naśladowania trendów nie zawsze jest opłacalna. Gra (podobno) RPG wyprana ze wszystkiego co czyni gatunek tak popularnym. Misje rodem z tandetnego MMO z 2010 roku (lub Destiny), czyli przynieś, podaj, przypilnuj i zastrzel. Nieistniejąca fabuła i kartonowe NPC. Dodajmy do tego nudny gameplay i to, że w tej grze już po kilku godzinach nie ma zbyt wiele do roboty. Jest to problem, kiedy tworzy się produkcję mającą przyciągać przez długie miesiące po premierze. Wisienką na torcie jest to, że mimo szumnych obietnic wspierania gry po premierze została ona praktycznie natychmiast porzucona. Anthem to taki zbiór wszystkiego co złe w grach (i twórcach gier) w 2019 roku. W moim odczuciem ta produkcja jest dobrym przykładem braku szacunku dla graczy ze strony deweloperów i wydawców, więc trudno żebym nie umieścił jej w tym tekście.

To by było na tyle bo nie chce dostać nerwicy, albo jakiegoś innego schorzenia pisząc o innych zawodach z tego roku. Lista crapów byłaby równie długa, ale nie mam sił patrzeć na tandety takie jak nowe WWE czy Left Alive. W końcu trzeba szanować swoje zdrowie. Oby 2020 był mniej okropnym rokiem (marzenia ściętej głowy).

Danteveli
7 stycznia 2020 - 20:32