Niecałe x miesięcy temu mogliśmy zagrać w Far Cry 5, grę która miała być kontrowersyjna i poruszać polityczną tematykę. Okazało się, że zamiast trucia z ambony dostaliśmy solidną strzelankę z zakręconym zakończeniem. Teraz na sklepowych pólkach ląduje Far Cry: New Dawn, które kontynuuje historię z piątki. Czy postapokaliptyczna gra z zaskakująco kolorowym światem jest czymś godnym naszej uwagi?
Miniony już 2019 rok to kolejne rekordy i rozrost branży gier wideo. Najciekawszym rekordem tego roku jest liczba firm, które w pogoni za dolarami pogrążyły swój wizerunek. Od Activision Blizzard aż po Zenimax. Trudno znaleźć kogoś, kto nie zawalił czegoś w tym roku. Jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest rekordowa ilość gier, które po prostu zawodzą. Tym razem skoncentruje się na grach od, których odchodziłem ze spuszczoną głową lub masą wulgarnych słów rzucanych w stronę deweloperów i wydawców.
Wiele osób słysząc „Far Cry”, będzie kojarzyć gry wydawane już od lat przez firmę Ubisoft. W przypadku piątej części serii, która ukazała się w 2018 roku, na rynku pojawiła się również książka autorstwa Urbana Waite'a, będąca prequelem wydarzeń, zawartych w grze.
Nie musiało minąć wiele dni stycznia, abyśmy zostali zasypani stertą newsów / video-przeglądów / prognoz i innych im podobnych informacji w klimacie „Rok 2016 będzie wyjątkowy, bo...”. I jak zwykle reaguję na tego typu przechwałki machnięciem ręki, tak teraz w to naprawdę wierzę. Tyle że mam ku temu własne przesłanki, nie ulegając propagandzie, za którą stoją wydawcy i deweloperzy. A zatem dlaczego uznaję nadchodzące 12 miesięcy za wyjątkowe dla przemysłu gamingowego?
Jak wskazuje sam tytuł tego artykułu chciałbym omówić w nim dziesięć najbardziej mindfuckowych scen/sytuacji w grach video. Oczywiście jest to moje zestawienie, zatem nie zawsze musicie się zgadzać lub możecie mieć podobne doświadczenia. Jeżeli więc macie jakąś propozycję, podzielcie się nią w komentarzach.
Wytłumaczmy sobie jednak na wstępie, co uważamy za mindfuckowe. Powiedzmy sobie, iż odnosimy się tym określeniem do sytuacji, której kompletnie nie przewidywaliśmy i jest ona dodatkowo na tyle zaskakująca, iż nasza mina wygląda mniej więcej tak:
A potem to już różnie. Wybuchamy śmiechem lub zapada konsternacyjna cisza, podczas której nasz mózg pracuje na najwyższych obrotach i zaczyna łączyć wszystkie fakty w poszukiwaniu odpowiedzi.
Premiera gry Śródziemie: Cień Mordoru już dawno za nami, a ja wciąż nie mogę się nadziwić jak studio Monolith uczyniło z tytułowej krainy tak popularne miejsce do spędzania wolnego czasu. Sam wciąż gram i chyba nie będzie wielkim odkryciem, że solą tej gry jest osławiony system Nemezis, gwarantujący nam prawdziwie oryginalne doświadczenie w kontaktach z szeregowymi nawet przeciwnikami. Całość założeń jest po prostu tak dobra, że niemal natychmiast zacząłem się zastanawiać, czy podobny pomysł sprzedałby się w innych grach. Nie chodzi oczywiście o licencjonowanie przez Monolith systemu Nemezis, bo w gruncie rzeczy to tylko marketingowe hasełko, ale świetna mechanika urozmaicająca nam grę w Cieniu Mordoru z powodzeniem mogłaby zabłysnąć poza Śródziemiem.
„No doc. Paintings of crying clowns and dogs playing poker... those are incredible. What I did? That's just the job. “
Ta gra jest wybitna. Tekst powinien skończyć się już po pierwszym zdaniu, ale chyba nie mogę tego tak zostawić. Blood Dragon jest niczym kojący balsam, który wlewa się w dusze ludzką, oczyszczając ją z wszelkich trosk i pragnień. Lata osiemdziesiąte były całkiem specyficznym czasem w historii kina, gier i popkultury. Niewiarygodne i abstrakcyjne pomysły, nieustanne puszczanie oka do widza, korporacyjny pesymizm ( niech żyje Running Man!), nuklearny holokaust wiszący w powietrzu, przerysowany kult męskości i wizualna elektro stylistyka wymieszana z robotami. Zresztą wolę Was odesłać do wybitnego tekstu Maurycego, gdzie odnajdziecie wszystko czego potrzebujecie.
Podejść do zagadnienia piractwa może być parę. Kwestia ta, niezmienna od wielu lat, jest czymś tak naturalnym w sieci jak fakt, iż każdy choćby raz miał styczność z Google. Jednocześnie też nie ma na świecie człowieka, który mógłby wyskoczyć z wanny z okrzykiem „Eureka!” niosącym się po sąsiedztwie, by chwilę później móc obwieścić światu, że wymyślił sposób na tych, którym niekoniecznie w smak jest drobny wydatek na grę. Jak więc mogą twórcy, zarówno Ci duzi jak i mali, potraktować ów problem? Ubisoft i polskie 11 bit studios reprezentują skrajnie odmienne poglądy.
Intryguje mnie ostatnimi czasy temat Far Cry’a 4. To bardzo wartościowy FPS i wydaje się, że świetna kontynuacja na swój sposób rewolucyjnego powrotu do serii sprzed dwóch lat. Gra bez wątpienia zainteresują się fani pierwszoosobowych shooterów, ale i oddani wielbiciele marki, bo mimo zmiany środowiska na całkiem mało eksploatowane, dzikość jaka poniekąd zawsze towarzyszyła Far Cry’owi, będzie towarzyszyła i tym razem. Szkoda tylko, że jeszcze bliższy marce temat survivalu stał się raczej dobrym argumentem do poprawy humoru.
Konferencje, zapowiedzi nowości z E3 są za nami. Coś tam pokazano, zaskoczeń niewiele - czy rzeczywiście jakiś tytuł "pozamiatał" i można go brać w ciemno? Czy pokazano jakąś grę "must have"?