Dawno temu usłyszałem słowa, które mnie niezwykle zadziwiły i zapadły w moją pamięć na długie lata. Narzekałem kiedyś na szkołę i to, że jest ona stratą czasu. Zostałem pouczony tym, że powinienem być wdzięczny za możliwość chodzenia do szkoły a mój rozmówca w swoim dzieciństwie był pozbawiony tego przywileju. Nie byłem w stanie zrozumieć jak ktoś z własnej woli mógłby chcieć marnować czas na naukę, odrabianie pracy domowej i słuchanie nauczycieli. Ostatnio przypomniałem sobie o tym wydarzeniu z dzieciństwa. Stało się tak za sprawą Dead or School, czyli gry o tym jak pewna dziewczyna gotowa jest narazić własne życie by móc pójść na lekcje. Czy ta produkcja pozwoli mi poznać zalety chodzenia do szkoły?
Dead or School to japońska produkcja niezależna, która powstała dzięki wsparciu użytkowników Indiegogo. Tytuł pojawił się na PC, później trafił na konsole w Azji i teraz z drobnym opóźnieniem trafia do zachodnich konsolowców.
Zarys fabuły jest tutaj dosyć nietypowy. Dochodzi do tragedii i część mieszkańców Japonii zostaje zamieniona w potwory. Pozostali przy życiu przenoszą się do podziemi i żyją w lokalnym systemie metro. Mijają lata i ludzie przestawiają się na plemienny system bez wielu dobrodziejstw cywilizacji. My wcielamy się w młodą dziewczynę, która pragnie udać się na powierzchnię i wraz z przyjaciółmi wybrać się do legendarnego miejsca o którym słyszała od swojej babci. Tak Dead or School to produkcja o misji udania się do szkoły w apokaliptycznej wersji świata, gdzie zombie i plujące ogniem żaby grasują po ulicach Tokio.
Pomysł na historię gry jest nietuzinkowy, ale twórcom najwyraźniej bardzo szybko znudziła się robota i fabuła tej produkcji dosyć szybko się rozmywa. Ma to sens bo w końcu mówimy o grze akcji, gdzie scenki przerywnikowe to tylko zapychacze. Jednak Dead or School ma swego rodzaju potencjał, który nie zostaje do końca wykorzystany. W pewnym momencie dowiadujemy się, że część z napotkanych przez nas potworów to roboty, które ucharakteryzowano by wyglądały jak bestie. Robi się całkiem ciekawie, ale chwilę później wracamy do typowego rytmu nudy. Szkoda bo w trakcie grania miałem skojarzenia z fabułą książki Prawda półostateczna i kilkoma opowiadaniami science fiction o podobnej tematyce. Niestety Dead or School nie wypełnia pokładanej nadziei. Dzieje się tak po części z powodu utrzymania wszystkiego w estetyce ecchi anime/mangi. Połowa scenek w grze wiąże się z rozdzieraniem ubrań bohaterek przez potwory. Do tego dosyć sugestywne ujęcia i podobne sprawy. Nic nie przekracza granicy przyzwoitość i nie ma tutaj żadnej nagości, ale masa momentów tego typu skutecznie rujnuję atmosferę poważnej opowieści.
Rozgrywka Dead or School to mieszanka czegoś takiego jak nowsze odsłony cyklu Castlevania czy Bloodstained z prostą strzelanką 2.5D. Nasza ostać ma do dyspozycji trzy bronie - miecz, giwerę i wyrzutnię rakiet. Rozwalamy masę przeciwników w drodze do bossa danej lokacji. Na planszy mamy odrobinę sekretów wymagających zboczenia z głównej ścieżki i zadania poboczne.
Sporo skakania i strzelania, które kończy się przydługą konfrontacją z bossem. To samo powtarzamy kilka razy po drodze ratując jeszcze poboczne postacie by polepszyć statystyki naszej bohaterki i zdobyć trochę punktów doświadczenia.
Dead or School ma całkiem rozbudowany system rozwoju postaci. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ale mamy punkty doświadczenia wykorzystywane przy trzech drzewkach rozwoju, które korespondują z typami uzbrojenia naszej bohaterki. Do tego jeszcze cała tona boni, które posiadają ulepszenia a także sloty na modyfikacje zwieszające statystki postaci lub dające jej dodatkowe moce jak przywoływanie robocików czy mocniejszy atak danego typu. Nie ma tu, żadnej rewolucji w gatunku, ale opcji rozwoju postaci jest sporo i z różnym ekwipunkiem gra się na różne sposoby. Do tego ograniczenie amunicji sprawia, ze musimy myśleć podczas walki z wrogami. Jeśli zmarnujemy najlepszy sprzęt i nie mamy możliwości odzyskania amunicji to szybko zrobi się naprawdę ciężko.
W teorii gra wypada dosyć dobrze, ale nie ma tutaj niczego specjalnego. W praktyce byłem zaskoczony stosunkowo wysokim stopniem grywalności. Wynika to z tego, że sterowanie jest dalekie od ideału, plansze są raczej słabe, przeciwnicy niezbyt ciekawi a model walki jest bardzo prosty. Mimo wszystko grało mi się całkiem dobrze i nabijanie kolejnych poziomów postaci czy eksperymentowanie z dostępnym arsenałem sprawiło mi całkiem sporo frajdy. Oczywiście należy wziąć poprawkę na to, że Dead or School jest lata świetlne za najpopularniejszymi przedstawicielami podgatunku metroidvania.
Dead or School jest jedną z najgorzej wyglądających gier w jakie miałem okazję grać w przeciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Nawet wiekowe produkcje z MS Dos nie odrzucają mnie tak jak ten współczesny tytuł. Mam wrażenie, że tą grę stworzono pod urządzenia z małym ekranem i nikt nie pomyślał o tym, że Dead or School będzie opalane na czymś większym niż 6 calowy ekran. W tym przekonaniu utwierdza mnie fakt, że na miniaturach screenshotów gra nie wygląda aż tak, źle. Jednak po odpaleniu obrazków na pełnym ekranie jest koszmarnie. Robi się jeszcze gorzej, kiedy widzimy to wszystko w ruchu. Animacja jest okropna i ruch postaci jest po prostu męczący dla oczu. Tym co mnie dobija najbardziej jest fakt, że stylistyka ze sobą nie współgra. Wygląda potworów jest niezwykle tandetny. Postacie to jakieś darmowe szkice z anime. Całość przypomina mi gierki na Steam tworzone z darmowych assetów, gdzie każdy z elementów został pożyczony z jakiejś innej produkcji. Naprawdę trudno mi uwierzyć, że ktoś spojrzał na ten tytuł i był zadowolony z tego jak on wygląda.
Jestem mocno zdziwiony, że Dead or School nie jest jedną z dziesiątek czy może nawet setek gier, które odpalam na pięć minut tylko po to by się pośmiać lub przeklinać branżę gier wideo. Jakimś cudem wytrwałem przy tej produkcji kilka ładnych godzin. Najdziwniejsze, że bawiłem się lepiej niż przy wielu znacznie lepszych grach. Nie wiem czemu, ale ta produkcja wyrasta ponad wszystkie swoje słabe elementy. Rozgrywka po prostu ma w sobie to coś.
Nazwanie Dead or School grą niszową jest jak najbardziej uzasadnione. To trochę dziwny japoński indyk, który jest po prostu niedopracowany. Mimo to gra ma swój urok i osoby bardziej odporne na liczne wady będą w stanie bawić się przy tej produkcji całkiem dobrze. Wymagana od nas jest jeszcze miłość do kiczu, ale z tego musi zdawać sobie sprawę każdy, kto przeczyta tytuł tej gry na głos.