Krótka piłka - Chronos: Before the Ashes - Danteveli - 17 grudnia 2020

Krótka piłka - Chronos: Before the Ashes

Wspominanie o Dark Souls, gdy mówi się o jakiejś innej grze, jest dosyć ryzykowne. Bardzo często jest to oznaka lenistwa i próby zastąpienia słowa trudne czymś innym. Równie często chodzi o clickbait lub brak zrozumienia czym jest magnum opus From Software. Przyznam się bez bicia, że souslike to określenie, jakie siedziało mi w głowie przez prawie cały czas spędzony z Chronos: Before the Ashes. 

Chronos: Before the Ashes to dosyć nietypowy przypadek produkcji VR, która doczekała się nowej edycji, gdzie nie trzeba korzystać z gogli. Jest to o tyle nietypowe, że wraz z wycięciem funkcji VR i dostosowaniem gry do potrzeb konsol i pc zdecydowano się na jeszcze jeden krok. Chrons zostało lekko dopakowane, tak by lepiej wpasować tytuł jako prequel  Remnant: From Ashes. Nie wiem nawet, czy prequel to dobre słowo, bo Chronos VR wyszło przed Remnant  i to tamta gra jest sequelem. Żyjemy jednak w świecie, gdzie bardziej rozpoznawalna nazwa jest ważniejsza, więc Before the Ashes to prequel. 

W grze wcielamy się w młodego chłopca, który stara się ocalić swoją wioskę przed tajemniczym złem. Mamy tu ciekawy patent kojarzący się z cyklem Drakengard i Nier. Połączenie post apokaliptycznego świata, gdzie doszło do kataklizmu z krainą fantasy. Tutaj wygląda to tak, że zaczynamy przygodę w runach laboratorium, by skorzystać z teleportu do krainy z goblinami i smokami.  Fani Remnant: From Ashes mogą liczyć na sporo nawiązań i elementów rozbudowujących tak zwane lore świata gry. 

Chronos: Before the Ashes jest grą action roleplaying, gdzie akcje obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby. Rozgrywka opiera się na walce z przeciwnikami, korzystając z silnego i słabego ataku, parowania i uników. Do tego trochę magii i stamina, przez co gra może odrobinę kojarzyć się z popularnymi produkcjami From Software. Nie ma tutaj jednak takiego nacisku na poziom trudności, dzięki czemu starcia wymagają od nas mniej koncentracji, a sama produkcja jest znacznie bardziej przystępna. Poza walkami mamy trochę stosunkowo prostych zagadek powiązanych z eksploracją lochów. Za pokonywanie przeciwników nagradzani jesteśmy punktami doświadczenia, które pozwalają wzmacniać statystyki naszej postaci. Nie jest to rozbudowany system, ale spełnia swoje zadanie.

Interesującym patentem związanym z Chronos jest to, że przygodę zaczynamy jako młody człowiek. Jednak każda śmierć dodaje nam jeden rok do życia. Ma to wpływ na nasze statystyki i to czy jesteśmy zwinniejsi, silniejsi czy posiadamy większą wiedzę. Jest to naprawdę ciekawy wariant mechanizmu „kary” za porażkę podczas eksploracji. Niestety mam wrażenie, ze potencjał tej funkcji nie został w pełni wykorzystany i przekłada się ona na rozgrywkę w stosunkowo małym stopniu. 

Mamy więc przyzwoitą rozgrywkę, odrobinę zagadek urozmaicających siepanie i system rozwoju postaci, który spełnia swoje zadanie, ale nie należy do zbytnio rozbudowanych. Brakuje tutaj czegoś naprawdę porywającego lub zaskakującego, ale w moim odczuciu Chronos: Before the Ashes  i tak wypada dosyć pozytywnie. Bieganie po korytarzach zamku i pokonywanie przeciwników sprawia frajdę, a to chyba jest najważniejsze w grach tego typu.  

Muszę kolejny raz pochwalić THQ Nordic za to, że jako wydawca ma ochotę bawić się w projekty spoza segmentu AAA i dostarcza nam coś, co wpasowuje się w dawny model AA. Chronos: Before the Ashes to właśnie przedstawiciel tego typu produkcji. Solidna gra, która co prawda nie powala na kolana, ale ma sporo pozytywnych elementów i odrobinę interesujących pomysłów zachęcających do grania. 

Chronos: Before the Ashes to całkiem porządny tytuł, który przez kilka godzin dostarcza rozgrywkę na przyzwoitym poziomie. Przeniesienie tytułu VR do „normalnej” gry wyszło naprawdę sprawnie i bez uprzedniej wiedzy na temat tej produkcji nie wpadłbym na jej pochodzenie. Nie jest to jednak hit czy produkcja, w którą trzeba zagrać. W moim mniemaniu  Chronos: Before the Ashes  nadaje się jako wprowadzenie dla osób zainteresowanych grami soulslike. Niezbyt wysoki poziom trudności sprawia, że jest to tytuł przystępniejszy niż Nioh czy Code Vein. Fani podgatunku mogą potraktować tę grę jako przekąskę w oczekiwaniu na kolejne „duże” produkcje. 

Danteveli
17 grudnia 2020 - 18:32