Nie ma to jak dobra gra platformowa. Skakanie, pokonywanie przeszkód i zaliczanie poziomów potrafi sprawić masę frajdy. Wie o tym chyba każdy, kto spróbował kiedyś pograć w Mario lub Super Meat Boy. Jednak stworzenie super platformówki nie jest łatwe. Na każdy mega tytuł przypada ze sto niewypałów i niedoróbek. No, ale kiedy gra nazywa się tak jak recenzowany tytuł, to ja muszę zaryzykować i zagrać. Czy Sir Lovelot stanie się kolejny kultowym indie patformerem?
Sir Lovelot opowiada o perypetiach rycerze, który poszukuje prawdziwej miłości. Jednak zanim spotka tą jedyną, decyduje się na „przetestowanie” każdej napotkanej księżniczki. W tym celu pokonuje masę potworów, pułapek i platform by podarować damie kwiatek i wpaść do jej wieży na trochę.
Tytuł był wskazówką, ale nie spodziewałem się takiej historyjki.Swego rodzaju zabawa z klasycznym motywem jest ciekawym pomysłem. No i nadaje grze bez rozbudowanej fabuły unikatowy charakter. Jednak to nie o historię tutaj chodzi.
Sir Lovelot to gra platformowa, gdzie musimy pokonać serię przeszkód, by zdobyć kwiatek, po czym dotrzeć do wieży, w której znajduje się księżniczka. Skaczemy, korzystamy z liany, możemy strzelać do potworów i pływać. Plansze naszpikowane są pułapkami i innymi utrudnieniami i tak naprawdę nie ma zbyt wiele wytchnienia, bo nieustanie coś czyha na życie naszego rycerza.
Żywotność gry ma zostać wydłużona dzięki ukrytym sekretom takim jak jajka i diamenty, które są schowane za ścianami czy w trudno dostępnych miejscach. Do tego tak, że mamy wykręcanie jak najlepszych czasów i staranie się, żeby nie ginąć podczas przechodzenia poziomu. Jest to jakaś motywacja do zagłębienia się na dłużej w Sir Lovelot. Bez tego nie jest to najdłuższa z gier na rynku. Przy sprawnej grze całość można skończyć spokojnie poniżej 4 godzin. Nawet szybciej jeśli ktoś z łatwością rozwala małe plansze, jakie tu stworzono.
Oprawa graficzna to kolejna retro inspiracja. Wizualnie praktycznie wszystko to takie współczesne spojrzenie na staroszkolne klimaty. Chodzi mi o to, że czuć klimat retro, ale w epoce 8 czy 16 bitów bardzo trudno o taką grafikę i tak płynną animację ruchów postaci.
Sir Lovelot to solidna produkcja, która zapewnia kilka godzin niezłej rozgrywki. Poziomy są odpowiednio trudne, ale da się przez nie przebić. Sterowanie wypada bardzo dobrze i kojarzy mi się ze wspomnianym już Super Meat Boy. Czuć, że mamy kontrolę nad bohaterem nawet w powietrzu i jesteśmy bardzo mobilni. Dzięki temu gra się naprawdę dobrze i nie ma się wrażenia, że gra oszukuje nas sztywnym sterowaniem. Do tego każdy zgon wiąże się tylko z przywróceniem nas na początek danego ekranu. Nie ma więc jakiejś strasznej kary za porażkę.
Sir Lovelot powinno zainteresować fanów wymagających platformówek. Rozgrywka jest naprawdę solidna, gra kolorowa i sprawia sporo frajdy. Nie ma tu specjalnie do czego się przyczepiać, ale mam wrażenie, że tytuł nie zostanie klasykiem. Nie przeszkadza to jednak w graniu i zbieraniu jajek i kwiatków dla księżniczek.