Palm Springs, film za powstanie którego odpowiada m.in. komediowa ekipa The Lonely Island, pojawił się na moim radarze po obejrzeniu pierwszego zwiastuna informującego, że to produkcja oryginalna platformy Hulu. U nas filmy i seriale z zielonym logo często trafiają na HBO, ale w przypadku tego filmu trafiło na dystrybucje pod skrzydłami Gutek Film i seanse w kinach studyjnych. W obliczu ciągle zamkniętych multipleksów decyzja była niezła, bo można na Palm Springs wybrać się do kina i przypomnieć sobie, że oglądanie filmów na dużym ekranie to wielka frajda. Szczególnie, gdy są tak sympatyczne jak ten.
Nyles jest wyluzowany, ma dziewczynę i właśnie czeka na weselną imprezę na środku pustyni. Będzie fajnie. Ale w toku trwania tego ważnego dla młodej pary wydarzenia staje się jasne, że nasz bohater wie niemal wszystko o tym, co ma miejsce tego wieczoru. Również o tym, co dopiero nastąpi. Bo Nyles jest uwięziony w czasowej pętli, która każe mu przeżywać dzień imprezy od przebudzenia aż do zaśnięcia (lub śmierci). Ale oto pojawia się nowa zmienna. Sarah, sympatyczna siostra panny młodej, nagle znajdzie się w tej samej sytuacji. Przygoda, komedia, tajemnica, love story - prawdziwy Dzień świstaka AD 2021, który bawi i jednocześnie traktuje widza z szacunkiem.
Palm Springs trwa zaledwie 90 minut i w ramach tego skompresowanego, jak na dzisiejsze standardy, czasu trwania, oferuje spore spektrum emocji - od rechotu wywołanego prostackim żarte, przez szczery śmiech wynikający z inteligentnie napisanych dialogów, po nutkę zadumy, zrozumienia i refleksji. Jest też miejsce na niejedno zaskoczenie, bo scenariusz - choć porusza się po dawno ustalonych przez prawa gatunku ścieżkach - stara się wprowadzić trochę nowych elementów. To wszystko sprawia, że film ten jest naprawdę dobrą zabawa.
A skoro o zaskoczeniu mowa... Andy Samberg to kolejny aktor typowo komediowy, który pokazuje "dramatyczny pazur". Potrafi rozbawić bez większego wysiłku, ale gdy historia wymaga zaprezentowania czegoś poważniejszego, nie stwarza mu to większych trudności. Cristin Milioti dzielnie dotrzymuje mu kroku kreując wiarygodną postać sympatycznej dziewczyny z bagażem, a w ramach bonusa mamy gościnny występ JK Simmonsa. Bo JK Simmons zawsze jest super.
Wiosny za bardzo nie ma, światowa rzeczywistość jest dosyc depresyjna i Palm Springs jawi się jako fajna odtrutka na to wszystko. Ciepły, śmieszny, mądry film, który jest dobrze wymyślony, dobrze zagrany i dobrze nakręcony. Spieszcie się, zanim znowu zamkną też t studyjne kina, warto dać się zrelaksować. Zasłużone 8 na 10!